piątek, 29 lipca 2016

026: Zostaw ją.

Z dedykacją dla mojej kciałki!

"Kochać znaczy...
właśnie co to znaczy?"


    Mrożę wzrokiem Alexa, doskonale wiem, że to nie wina Violetty. Może tak, wiem że nie zrobiłem dobrze śledząc ich, ale Alex też nie robi dobrze. Violetta miała iść sama a potem mogłem dołączyć ja a nie on. Czuje coś co mnie bardzo wnerwia. Mina Violetty określa "nic nie rozumiem" a chłopak uśmiecha się zwycięsko. 
      - Myślisz, że jak wejdziesz jej do przymierzalni to cie pokocha? Mylisz się, ona już ma chłopaka i nie potrzebuje drugiego.- Mówię dość spokojnie lecz z podniesionym głosem. Chłopak prycha i zaczyna się śmiać.
      - Jestem jej przyjacielem, a to że tu wszedłem nie jest twoją sprawą. Śledzisz nas?- Również podnosi głos a ja zaczynam się śmiać. Trzy osoby w przymierzalni to nie jest dobry pomysł. Violetta nadal okrywa się bluzką a ja szybko ją zasłaniam plecami i stoję twarzą w twarz z Alexem; robię to tylko by nałożyła swoją bluzkę. 
      - A właśnie, że jest. Jest moją dziewczyną a twoją przyjaciółką.- Ostatnie słowo mówię sarkastycznie i przewracam oczy przez co czuje, że leciutka stopa Violetty ląduje na mojej pięcie, udaje że mnie to nie rusza.- Jest moja.- Prycham w twarz chłopaka a ten odkłada przyniesioną bluzkę i wychodzi, uśmiecha się do V a ona tylko spuszcza wzrok. 
      - To nie tak jak myślisz.- Szepcze a ja łapie jej zimne policzki i przyciągam do siebie.
      - Violu, ja wszystko rozumiem. To nie twoja wina.- Dziewczyna się uśmiecha lekko i widzę, że jest cała roztrzęsiona.- Kupię ci tą sukienkę.- Zmieniam temat patrząc na piękną białą sukienkę, która jeszcze lepiej musi wyglądać.
      - Ale najpierw muszę ją przymierzyć.- Uśmiecha się. Kocham jej uśmiech, wygląda wtedy tak uroczo.

    Biorę gitarę do ręki i gram piosenkę, którą jako ostatnią napisałem. Piosenka dla Violetty, potem moje życie wyglądało miedzy innymi na tym, że chodzę na taniec. Sam nie wiem czemu z tego zrezygnowałem, może że ciągle wspominałem Violettę?
    Słyszę dzwonek do drzwi. Patrzę na zegar i wzruszam ramionami, nikogo się nie spodziewałem o tej godzinie. Może coś się stało Violettcie! Szybko schodzę po schodach i otwieram drzwi. Gdy tylko widzę kobietę przed moimi oczami chce mi się mdleć.
      - León musisz mi pomóc.- Szepcze a ja podnoszę jedną brew do góry. Od kiedy jesteśmy na ty?
      - Jeżeli chodzi o Violettę to niestety nic nie mogę powiedzieć, mieszka naprzeciwko mnie; w sumie powinna Pani wiedzieć.- Kobieta wzdycha.
      - Wiem, doskonale wiem gdzie mieszka ale tu chodzi o to że chce się zemścić?- Mówi i marszczy czoło, wygląda podobnie do czoła Violi jednak u niej wygląda nie tylko słodko a u jej matki wygląda to odrażająco.
      - Nie rozumiem.- Podnoszę jedną brew.
      - Dziś Violetta prawie zdradziła cię w tej przebieralni więc możesz jej pokazać, że ty też możesz ją zranić, proszę nienawidzę tej małolaty odebrała mi męża.- Brew jak była na górze zostaje na górze.
      - Jak to męża?
      - Nigdy się nie rozstaliśmy, German był za dobry, żeby zostawić całkowicie Violettę aż w końcu urodziłam mu dziecko, a teraz gdy dowiedziała się prawdy zrobiło mu się jej żal i mnie zostawił!- Histeryzuje. Czuje się gorzej niż wyglądam, nie wierze jaka ta kobieta ma zrytą psyche.
      - Zrozumiał swój błąd.- Odpowiadam szybko a ona mrozi mnie wzrokiem.
      - Jest mu jej po prostu żal wróci do mnie prędzej niż myślisz! Skoro nie chcesz mi pomóc to zobaczysz, zemszczę się na was dwóch.- Prycha mi w twarz.- Jednak zastanów się, masz tu mój numer telefonu. Obyś szybko to przemyślał chce zabić tą małą sukę.- I myśleć, że jest to matka Violetty. Odbieram od niej kartkę, bo może się przydać; oczywiście nigdy nie zranię Violetty, jeżeli posunie się za daleko mam jej numer policja może ją nakryć. Dobrze, że czasem najpierw myślę potem robię.
    Gdy kobieta odchodzi szybko biegnę po telefon i dzwonie do ukochanej. Jeden... Dwa... Trzy... Poczta głosowa. Spoglądam w okno i próbuje zobaczyć czy kobieta nie weszła do środka i nie robi nic Violettcie. Ubieram buty i biegnę do domu Castillo; dobrze wiem że nie lubi jak mówi się do niej po nazwisku, wtedy zawsze uderza mnie w twarz i równie dobrze znam już ten tekst "Po nazwisku to po pysku"
    Pukam i dzwonie do drzwi. Niecierpliwie się. Sekundy mijają jak godziny a minuty jak wieczność. W końcu wychodzi za drzwi uśmiechnięta dziewczyna, wygląda strasznie radośnie lecz gdy widzi moją minę jej wyraz twarzy zmienia się na zmartwiony. Wzdycham z ulgą i mocno ją do siebie przytulam. Tak cholernie się bałem, że mogło jej się coś stać. Za jej pleców widzę Lu, która ma kaprys na twarzy i chyba również widziała moją twarz w drzwiach. Gdy się do niej uśmiecham ona to odwzajemnia.
      - Hej, co jest? Wchodź.- Mówi a ja zaprzeczam głową.
      - Nie, nie przeszkadzam wam.- Dziewczyna łapie moją dłoń i wciąga do środka. Ile ona ma siły, albo to ja dziś jestem zbyt bezsilny, że mogłaby mnie podnieść.
      - Mów co jest?- Widać, że Lu się pakuje.
      - Ludmiła, zostań.- Mówię a dziewczyna podnosi jedną brew do góry.- I tak byś się dowiedziała.- Dodaje a ona siada na swoje miejsce.
      - León mów, bo się denerwuje.- Widzę jak zaciska usta, tak ma racje jest zdenerwowana. Czuje jak pocą mi się dłonie, ja również się denerwuje.
      - Była u mnie twoja mama.- Czuje, że popełniam błąd jej to mówiąc teraz, może jednak kiedy indziej jej to powiem. Dziewczyny robią minę typu "i co mówiła?"- Przyszła i coś pomruczała i poszła.- No brawo Verdas, tak tak okłamuj je. Kurwa co ja znów robię.- Bałem się, że mogła ci coś zrobić.- Ale po co jak i tak coś tylko "pomruczała" jaki ja jestem durny.
      - Nic nie słyszałeś, na pewno?- Pyta przestraszona Ferro; ona też nie lubi po nazwisku.
      - Serio, nic. Bałem się.- No kłam dalej, powiem Violettcie jutro ale dziś czuje się beznadziejnie przez co nie chce nic mówić. Violetta siada na moich kolanach nie zwracając uwagi na Lu. Łapie moje policzki swoimi drobnymi dłońmi i kciukiem gładzi je.
      - Cholernie cię kocham, nie martw się tak już. Ej, jest okej, misiu.- Zaśmiałem się na ostatnie słowo. Misiu niby banalne a tak cholernie śmieszne. Ona również się uśmiecha i daje mi całusa w policzek. Lu wzdycha i wywala oczy z zachwytu. Viola śmieje się z niej i schodzi z moich kolan.
      - Dobra gołąbki, muszę lecieć do Federa, trzymajcie się!- Mówi i żegna się z nami. Po chwili zostaje sam z kobietą moich snów.
      - Mogę cię o coś prosić.- Mówi to tak, że wydaje mi się jakby chciała wlecieć ze mną do łóżka, ona robi to specjalnie, ona wie co na mnie działa. Podchodzi do mnie i przygryza wargę przez co czuje się jak moje przyrodzenie pulsuje; nie przecież jesteśmy za młodzi a ona za bardzo na mnie działa.
      - Mówiłem ci, nie rób nigdy więcej tak.- Ona puszcza wargę przez co jeszcze bardziej mnie to podnieca.- O co chcesz mnie poprosić?- Mówię podobnym głosem co ona parę sekund temu. Podchodzę bliżej niej, a bardziej to się schylam. Widzę jak patrzy na moje usta, również patrze na jej wargi a raz na oczy, są tak piekielnie czekoladowe.
      - Śpij dziś ze mną, proszę.- Szepcze przez co jeszcze bardziej mnie to podnieca. Nigdy w życiu nie zakochałem się tak jak w niej, w jej oczach, uśmiechu, w jej ciele, w całej tej dziewczynie. Przechylam delikatnie głowę by złączyć nasze usta.
      - Jasne.- Szepczę i wbijam się w spragnione usta dziewczyny. Czuje jak się uśmiecha, to będzie najlepsza noc w moim i mam nadzieje, że w jej życiu też; nie myślcie sobie za dużo nie zamierzam jej zgwałcić ps; chodź tak bardzo jej pragnę.

      - Dlaczego ja się zgodziłam na ten horror!- Piszczy gdy kolejny raz wyskakuje babka z kąta. Ja się ciesze, jest to okazja do ciągłego przytulania się nie mówiąc, że jestem taki czuły. Lubie jak mnie obejmuje, jej małe dłonie, które często są zimne tulą mnie z taką miłością na jaką nie zasługuje. Kocham ją cholernie bardzo za wszystko.
      - Chodźmy spać.- Szepcze jej do ucha, jak dobrze że dziś w domu nie ma u niej nikogo. Dobrze, że mój tata wyjechał w delegacje, miałbym przejebane, ale po co mam się tym przejmować siedzę przytulony do mojego całego świata.
      - I myślisz, że ja po tym zasnę! Chyba kpisz!- Piszczy.- Ja się boje wejść na górę a co dopiero pod kołdrę, León boję się.- Czuje jak drży. Cicho się śmieje by nie słyszała i biorę ją na ręce, wchodzę po schodach na górę i zapalam światło.
      - Idź się myć a ja wszystko powyłączam.- Ona szybko do mnie podchodzi i przytula.
      - Nie zostawiaj mnie.- Piszczy, śmieje się i szepcze jej, że będę za pięć minut. Ona wchodzi do łazienki i zamyka się na klucz. Schodzę na dół i wyłączam film oraz idę do kuchni wziąć jakiś sok oraz szklanki do góry. Składam jeszcze koc i maszeruje na górę. Widzę jak leży już w łóżku  w dłoniach. Gdy mnie widzi uśmiecha się i odkłada urządzenie, wygląda uroczo w tych krótkich spodenkach i różowym szlafroczku. Nalewam soku do szklanki i czuje jak ognisty wzrok na sobie. Podaje jej szklankę a ona wybija ją szybko, ta to ma pragnienie. Odstawiam wszystko i gdy mam już wchodzić do łazienki przypominam sobie, że nie mam nic do przebrania.
      - Położyłam ci tam dresy mojego taty oraz moją koszule jak będzie za mała to mi powiedz to ci przyniosę.- Mówi a ja się uśmiecham i gdy już mam wychodzić słyszę jej melodyjny głos.- Poczekaj, zapomniałam o czymś.- Wstaje z łóżka i do mnie podchodzi. Przybliża się do mnie i całuje w policzek, od razu smutnieje żeby pokazać jej, że chce czegoś więcej. Ona wzdycha i wbija się w moje usta, wygrywam zwycięsko i idę w końcu do łazienki.
    Na przywitaniu spotkałem moją dzisiejszą stylizację i cicho się zaśmiałem. Szybko się rozebrałem i wszedłem pod prysznic. Umyłem się jej płynem, pachniał tak jak ona zaśmiałem się, że będziemy nawet pachnieć tak samo. W sumie mogłem iść po tą piżamę, ale Violetta dobrze mnie zna i po pierwsze wie, że jestem leniem a po drugie pewnie umarłaby nie tylko z tęsknoty a z przerażenia. Teraz już wiem jak mam spowodować, żeby ciągle mnie przytulała.
    Wychodzę z kabiny i wycieram się również danym mi już ręczniku. Ubieram dres oraz koszule, która niestety jest za mała. Składam ją i decyduje się, żeby już nie musiała iść po tą koszule. Nie lubię w nich spać, lecz gdybym musiał i nie chciał jej robić przykrości dobrze, że jest za mała.
    Otwieram drzwi i widzę jak piszę coś w swoim notatniku. Gdy odrywa twarz poza kartkami, sztywnieje a na jej twarzy pojawia się skupienie na mojej osobie. Boje się, że nie zmyłem piany i mam wąsy, ale dopiero potem przypomina mi się siłownia i mój tors.
      - Była za mała, nie musisz iść po inną.- Ona nadal leży i patrzy się na mój brzuch, może jednak mam tam już bojler?- Halo, Violetta? Żyjesz?- Podchodzę bliżej a ona nadal patrzy się w jedno miejsce.- Ej.- Pstrykam jej przed oczami palcami.
      - Tak, tak masz rację.- Mówi i dobrze wiem, że całkiem mnie nie rozumiała; nie słuchała.
      - Chcesz to dotknij.- Chyba mnie śmieszy ten tekst.
      - Żartujesz!- Krzyczy a ja zastanawiam się czy ona nie słyszy tego czego chce. Podnosi rękę nie pewnie i gdy ma już dotknąć oddala ją. Łapię jej nadgarstek i przybliżam ku mojemu torsowi. Ona tylko coś pisnęła i gdy puszczam jej nadgarstek lekko gładzi mnie swoimi opuszkami. W miejscach gdzie to robi przechodzi mnie przyjemne uczucie.- Dobra kładź się bo zaraz zwariuje.- Piszczy a ja obchodzę łóżko i ładuje się koło aniołka, mojego aniołka. Dziewczyna zgasza światło a ja nadal wiem, że patrzy się na mnie. Całuje lekko ją w czółko i odwracam się by leżeć na plecach.
      - Dobranoc.- Mówię i patrzę na nią. Ma otwarte oczy, chyba chce coś powiedzieć.
      - Leooon.- Przedłuża jedną z liter mojego imienia.
      - Coooo?- Powtarzam po niej styl wypowiedzi.
      - Mogę na ciebie usiąść, tylko na chwilę. Proooszę.- Powstrzymuje fale śmiechu gdyż zastanawiam się co jej dziś Lu podała.
      - Jasne.- Kobieta od razu się wyrywa i delikatnie na mnie siada opiera się rękoma o mój tors. Nie wiem dlaczego usiadła dokładnie tam gdzie szczerze nie powinna. Masowała mój tors delikatnie a ja starałem się nie napalać by niczego nie poczuła. Siedzi idealnie tam gdzie nikt nigdy nie siedział a jak dojdzie do pocałunku lub chociaż raz poprawi się mogę zostać przyłapany na tym jak ona na mnie działa. Staram myśleć się o czym całkiem innym niż tym, że to właśnie ona siedzi na mnie i na moim przyrodzeniu. Niestety dziewczyna lekko się o niego potarła a ja poczułem jak zaczyna mnie wszystko drętwieć.
      - Violu proszę nie rób tak więcej.- Nie powstrzymuje i mówię jej a ona tylko cicho się śmieje. Robi to ponownie a ja ledwo już leżę. Chce ją pocałować, mocno jej pragnę. Myśl León o łące, myśl o łące!
      - Jak? Tak?- Kolejny raz to robi a ja czuje, że zaraz zwariuje.- Dlaczego mam tak nie robić?- Lu błagam co ty jej dziś podałaś, ja się jej boję. Ten horror to był zły pomysł.
      - Violetta, nie chce cię zranić.- Chlipie, nie chce tego robić. Oczywiście mówię co innego bo teraz gdybym mógł rżnąłbym, ale nie chce jej ranić. Serio, jesteśmy za młodzi zwłaszcza ona. Znów masuje mój tors a ja ledwo co wytrzymuję. W końcu zrzucam ją z moich kolan i wiszę nad nią. Wbijam się w jej malinowe usta i masuje jej brzuch, dobrze wiem, że pragnie bym dotknął ją wyżej, ale wiem że oboje nie jesteśmy na to gotowi. W końcu puszczam ją i kładę się na swoje miejsce. Słysze jak wali jej serce oraz jak szybciej oddycha, cholernie mnie to podnieca. Nie mówiąc, że dwa razy głośniej słyszę siebie.
      - Dobranoc.- Mówię po raz drugi i czuje jak się do mnie przytula i po raz kolejny masuje mój tors. Chyba kocha go bardziej niż mnie. Śmieje się cicho i również ją obejmuje. Zasypia przy mojej piersi a ja gdy tylko całuje ją we włosy, również zasypiam.

~*~

    Wychodzę wywalić śmieci i widzę jak Alex zmierza z kwiatami do domu Violetty. Szybko je wywalam i podchodzę do takiego samego śmiecia co przed chwilą wyrzucałem.
      - Co ty do kurwy wyrabiasz?- Szarpie go za ramie a jego uśmieszek schodzi.
      - Nie mogę iść do przyjaciółki tak jak ty kiedyś i nie długo?- Zaczynam się śmiać, co za chuj.
      - Na twoim miejscu bym ją zostawił.- Prycham mu w twarz.- Zostaw ją.- On tylko przewraca oczami.
      - Myślisz, że jak jesteś jej chłopakiem to jesteś najważniejszą osobą w jej życiu?- No ona w moim tak.- To mylisz się.- Czuje ukucie, jaki ja jestem uczuciowy, od kiedy?
      - Nie bądź śmieszny, dobrze wiemy że jestem ważniejszy od ciebie!- On tylko się głupio zaśmiał. Nie wytrzymałem walnąłem go pięścią w twarz przez co poleciał do tylu.
      - Dosyć!- Słyszę głos, niebiański głos.- Co w was wstąpiło?!- Krzyczy a ja dopiero teraz wiem, że bez sensu go uderzyłem; mimo to należało mu się.- León, po co go uderzyłeś?- Podchodzi do niego i dotyka nos; krwawiący nos Alexa. Zżera mnie zazdrość. Zaraz nie wytrzymam.
      - Bo mi cię odbiera.- Rzucam i dochodzę. Słyszę jeszcze głośne wołanie Violetty, ale udaje że mnie to nie rusza. Wchodzę do domu i zamykam je na klucz. Nienawidzę tego człowieka.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak tak...
Macie rozdział, nadal nic nie napisałam od dwóch tygodni.
I NIE TOLERUJE TYLE SPAMU OD ANONIMÓW.
Jeżeli komentujesz to KOMENTUJ RAZ lub dwa w razie pomyłki lub jakiegoś dodania, nie rób nie potrzebnego spamu, bo to widać, że pisze to jedna osoba.
Dobra całuski i do następnego...

 Jeżeli macie tt możecie dodać jakiegoś posta z #MGOLeonettaPL i napisać coś o tej historii. Jak macie jakieś pomysły co napisać co mogło by się wydarzyć, możecie mnie jakoś tym zmotywować. Oczywiście oznaczajcie też mojego tt (@PaniHorans) wtedy szybciej to odnajdę.

niedziela, 17 lipca 2016

025: Piosenka.

"Kiedy przechodzisz przez
piekło, nie przestawaj iść"


    Gdy czekałam aż León w końcu pokaże mi piosenkę mój telefon został zalany telefonami od Lu, żebym przyszła do kawiarni. Mimo tego, że nie mam czasu i nie chce mi się postanowiłam pójść i zorientować się co się stało. Z Leónem mam się spotkać jakoś o 18 w parku gdyż muszę się dowiedzieć o co mu chodziło z tą piosenką. Obiecał mi, że ją zagra i zaśpiewa.
    Po chwili jestem i wchodzę do kawiarni. Widzie wszystkie przyjaciółki przy jednym stoliku. Widocznie są czymś załamane. Dosiadam się do nich i dopiero teraz widzę płaczącą Cami. Szybko łapie jej dłonie i rozglądam się po przyjaciółkach.
      - Cami... Cami... Cami wyjeżdża.- Mówi zapłakana Fran i łapie nasze ręce. Nie one sobie robią jakieś żarty chyba! Czuje się jakby wypruwali mi żołądek. Ona nie może wyjechać, nie kolejna przyjaciółka. Podchodzę do niej i mocno ją do siebie przytulam. Każda z nas wygląda jakby nie spała całą noc a to tylko parę minut płaczu, plus moje parę sekund. Czuje jak drogi tusz sunie po moich polikach. Nie chce, żeby ona odchodziła. Bardzo ją kocham i po prostu ona nie może!
      - To już pewne?- Pytam i siadam na krzesełko w Starbucksie. Do stolika przynosi nam kawy Lu, która przed chwilą ponie poszła.
      - Tak...- Wymotała Cami i napiła się czarnej kawy. Osobiście jej nienawidzę.- Jadę do Mexyku, już na zawsze.- Powiedziała i wybuchła płaczem. Wszystkie mocno ją przytuliłyśmy. Nagle wpadłam na wspaniały pomysł.
      - Nie możesz odjechać w smutku, zorganizujemy wielką imprezę ostatniej nocy w której będziesz w Buenos Aires.- Wszystkie potwierdziły chodź Camila nie wyglądała zachwycająco.
      - Nie jestem pewna. Nie mamy gdzie tego zrobić, bardzo dużo do zrobienia. Nie chce się...
      - A tym to ja już się sama zajmę. Głowa do góry, zostało nam parę wspaniałych dni razem, potem również tak będzie, co z tego że przez internet i tak najlepsze przyjaciółki na zawsze!- Powiedziałam a wszystkie się rozchmurzyły. I tak ma być; pomyślałam.

    Podeszłam do mostku w parku i zniecierpliwiona czekałam na Leóna. Bardzo chce, mu o wszystkim powiedzieć, chce żeby mi pomógł z tym wszystkim. Boje się, że znów wszystko stracę. Przyjaciółki wyjeżdżają, zostawiają mnie gdy wszystkie wyjadą nie będzie nikogo... Bardzo się boje, nie chce żeby Cami wyjeżdżała... Po chwili usłyszałam jakąś znajomą mi melodię. Słyszałam głos Leóna i piosenkę, która śniła mi się w dzieciństwie. Nie mogłam uwierzyć to Podemos. Piosenka, którą tak nazwałam. Obróciłam się, zaczęłam szukać chłopaka i gdy go zobaczyłam uśmiechnął się. Podeszłam do niego a słowa nadal były identyczne do tych co mi się wyśniły. Ta piosenka to sen, sen magiczny, czarodziejski. W refrenie zaczęłam śpiewać a León popatrzał na mnie zdziwiony. Nasze głosy gdy tylko się spotykały wykonywały idealny dźwięk. Usiadłam koło niego i przysłuchiwałam się jak gra, przestałam śpiewać ponieważ nie pamiętałam drugiej zwrotki. On tylko patrzył się na mnie jakby utonął w mojej czekoladzie, robię to samo bo tonę w szmaragdach. Gdy przyszła pora na refren zerwałam się i śpiewałam z nim. Motyle latały nam nie tylko w brzuchu a cały świat wydawał się jak wielki raj z tęczą i jednorożcami wokół. Jego wzrok powodował na mnie ciarki a uśmiech dreszcze. Gdy skończył zaczęliśmy się do siebie zbliżać lecz przerwały nam oklaski ludzi wokół. Poczułam jak się spalam a moje poliki robią się czerwone. Przy nim cały świat nie istnieje. Dziś mogę przyznać jestem w nim zakochana po uszy. Sama nie wiem czy jest coś między nami więcej czy jednak to przelotne flirty z jego strony. Niby jesteśmy razem a tylko raz powiedział mi, że mnie kocha; chyba jestem przewrażliwiona.
    Zakrywam poliki włosami i gdy ludzie odchodzą patrze na Leóna i cicho się śmieje. Chłopak znów patrzy na mnie zaciekawiony i odkłada gitarę. Wiem jakiego pytania mogę się spodziewać.
     - Skąd ty ją znasz? Nikomu jej nie pokazywałem.- Mówi a ja tylko się bardziej obawiam moich snów.
     - Przyśniło mi się to już nie raz, nawet gdzieś mam tą piosenkę zapisaną. Myślałam, że to moja piosenka.- Zaśmiałam się, to wszystko wydaje się takie magiczne i nie realne. Chłopak złapał mnie za podbródek.
      - Jesteś taka magiczna.- Szepnął i przybliżył mnie do siebie.- Zapomnieliśmy się przywitać.- Dodał i wbił się w moje usta. Czułam się jak czekolada podczas słońca zostawiona gdzieś na ławce w parku. Rozpływałam się przy nim z każdą małą sekundą, a jego dłonie jeszcze bardziej mnie rozgrzewały. Czułam się jak księżniczka uratowana przez księcia. Jak anioł, magicznie. Uczucie które jest teraz we mnie jest nie do opisania. Jest ono takie wspaniałe.
      - Musisz mi pomóc zorganizować imprezę dla Cami.- Verdas podnosi jedną brew do góry.
      - Ma urodziny?
      - Nie, wyjeżdża.- Mówię a mój głos lekko się zatrząsł. Czułam napływającą wodę do moich spojówek. Humor tak szybko mi się zmienia. León mocno mnie przytula i całuje w czoło. Nic nie mówi, dobrze wiem że mnie rozumie. Jedna łza spływa mi a on szybko ją wyciera.
      - Musicie dać radę nawet na odległość, może kiedyś wróci. Miej nadzieje, a ona jest najważniejsza.- Szepcze mi we włosy, nie patrzymy na siebie a ja wiem, że jest teraz smutny z powodu mojego smutku. Tak krótko się znamy a ja już go tak bardzo znam. - W sumie za to cię kocham.- Odwracam się i patrze na niego. Podnoszę jedną brew, teraz go nie rozumiem.
      - W jakim sensie?
      - Poczekałaś na mnie, w taki sposób mnie odnalazłaś.- Tłumaczy się.- Jesteś bardzo silna Violetta, ja cię za to podziwiam. Już dawno bym sobie nie dał rady, ty jesteś moim wzorem, ideałem. Za to wszystko cię kocham, jesteś inna niż wszystkie, jesteś wyjątkowa zrozum.- Gdy tylko to usłyszałam uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam się w jego ramie. Tak bardzo go kocham.
     - Uwielbiam cię, oj León kocham cię.- Szepczę, żeby tylko on w tym burzliwym mieście mnie usłyszał.
      - Ja ciebie też aniołku.

    Zostały ostatnie trzy dni szkoły. W tym półroczu dorobiłam się bardzo złych ocen więc chyba nie będzie dobrze. Nie jestem zagrożona więc czym ja mam się martwić? Wychodzę z domu w kierunku centrum handlowego ze względu na zakończenie roku, muszę jakoś chociaż wyglądać. Czuje jak ktoś szturcha mnie w ramie więc odwracam się w stronę dotyku; Alex. Dawno się nie widzieliśmy.
      - Cześć.- Mówi krótko.- Gdzie idziesz?- Dodaje po chwili. Nie chce mieć kłopotów z Leónem, wiem jak Alex na niego działa.
      - Śpieszę się.- Próbuje pójść lecz ten kolejny raz łapie moją rękę i wygląda na zdziwonego. Lubię Alexa, ale czasem wydaje mi się, że on oczekuje ode mnie czegoś więcej. No tak może on nie wie, że jestem z Leónem i nie oczekuje od niego niczego więcej niż przyjaźń?
      - Dlaczego mnie unikasz, co ja ci zrobiłem?- Ma racje, w sumie to nie jego wina.
      - Nie, to nie tak. Po prostu muszę już iść.- Kłamie. Boję się, że z zakrętu wyskoczy León i zastrzeli Alexa przy tym raniąc mnie a potem robiąc z tego awanturę. Nie rozumiem Leóna i jego zazdrości, ale wolę nie powtarzać sytuacji o zapomnieniu o nim, bo powiem szczerze czułam się gorzej niż zabity komar.
      - Nie okłamuj mnie. Pójdę z tobą.- Łapie moją dłoń a ja szybko ją wyrywam.
      - Nie chce, żebyś miał problemy.- Tłumaczę. Ja też nie chce ich mieć.
      - Gdzie idziesz?- Nalega, czy on serio nie rozumie, że nie chce się w nic mieszać. Ani jego ani mnie. Alex i Ann dwójka problemów. Tak, lubię Alexa jest moim przyjacielem jednak wiem, że nie chodziło tylko o Ann i Alex też był tą przyczyną zazdrości Leóna. Tak wiem nie powinnam tak dramatyzować jednak boję się stracić Leóna. Choć może faktycznie powinnam z nim iść, jest moim przyjacielem nie chłopakiem. Dawno się nie spotykaliśmy; mam nadzieje, że León mnie nie spotka a jak już to zrobi to niech mnie już nie pozna.
      - Idę do centrum.- Odpowiadam po chwili.
      - Idę z tobą.- Krótko odpowiada.- Dawno się nie widzieliśmy, boję się że stracimy kontakt.- I tak wygląda to coś więcej w kwestii Alexa. Boję się, że naszym powodem rozstania z Leónem będzie Alex; czy ja nie za dużo myślę o Verdasie? Powinnam zająć się czymś innym niż tylko on, jednak chyba za bardzo się zakochałam.
      - Tak to prawda, nie stracimy nie martw się.- Nie chce być wredna ani wścibska. Oglądam się dokoła czy nie ma w pobliżu gdzieś Leóna.
      - Co się u ciebie działo jak mnie nie było?- Śmieje się i spogląda na mnie. Widzę to kątem oka gdyż nie chce na niego patrzeć, wole się rozglądać.
      - Pogodziłam się z Leónem, jesteśmy parą.- Nie żałuje tego co powiedziałam, po minie Alexa można stwierdzić jakby coś odleciało. Tak wiem tu stałam się wredną suką, jednak nie chce, żeby myślał sobie coś niepotrzebnego.
      - To gratuluje.- Mówi przez zęby. Nie wiem czy jest zdenerwowany czy mu smutno po tym jakim głosem to powiedział lecz muszę szybko wymyślić coś, żeby nasza rozmowa nie była tak napięta.
      - Pomożesz mi wybrać sukienkę na koniec roku szkolnego?- Mówię a chłopak przytakuje. Cieszę się, że jakoś go chociaż rozśmieszyłam. Wiem, że mu przykro więc lekko się w niego wtuliłam. Musi się przyzwyczaić, że przyjaźń moja i jego jest dla mnie ważna; tylko przyjaźń.
    Wchodzę do przymierzalni i gdy ściągam bluzkę do pomieszczenia wchodzi Alex. Szybko się przykrywam by nie zobaczył mojego koronkowego stanika.
      - Zwariowałeś?!- Krzyknęłam na przyjaciela. On tylko się zaśmiał i zaczął się do mnie zbliżać do przymierzalni wszedł León i zmroził nas wzrokami. No to mam przejebane.

~~~~~~~~~~~~~~~~
3 tygodnie - w ten czas udało wam sie.
Cóż, trudno.
Ogólnie jestem na koloni i wszystkie błędy itp, poprawie pózniej.
Ogólnie też nie mam weny kompletnie od tych 3 tygodni dlatego, mam dużo na zapas, a potem nie wiem co się stanie.
Dobra komentujcie, oceniajcie.
Kocham was

Następny rozdział: co najmniej 22 komentarzy