niedziela, 27 grudnia 2015

One Shot -"Nawet jeden dzień może zmienić całe życie"

Os napisany jest na konkurs
organizowany przez "Mar tna"
Miłego opowiadania :*

   To, czego nie ogarniamy umysłem, trzeba czasem objąć ramieniem.


    Poniedziałek. Pewnie ty też nie lubisz tego słowa. Gdy tylko się je usłyszy dreszcze przechodzą po ludzkim ciele. Ale dla mnie ten dzień zmienił moje życie. A dlaczego? 
  
    Przesuwam nacisk na iPhonie by wyłączyć budzik. 6:30 czyli godzina czasu by wyjść z domu do szkoły. Podnoszę się z łóżka i lekko ziewam wyłączam telefon z ładowarki a ładowarkę z kontaktu. Podchodzę do wielkiej szafy z lustrem i wyciągam z niej przepiękną czarną sukienkę z białym kołnierzykiem. Wchodzę do łazienki i biorę szybki prysznic. Poprawiam włosy przed lustrem i ubieram się. Wychodzę z zaparowanej łazienki i kieruje się do mojej toaletki. Siadam i nucę piosenkę One Direction - Perfekt. Wyciągam jakąś bransoletkę oraz naszyjnik. Gdy widnieją oba te przedmioty na moim nadgarstku oraz szyi maluje oczy czarnym tuszem do rzęs oraz robię kreski eyelinerem. Oczy maluje jeszcze jakimś jasnym kolorem. Usta maluje pięknym, rzucającym się w oczy czerwonym.
    Biorę biały plecak z napisem "All you need is love" który jest koloru białego na tle czarnego. Tak, bardzo lubię kolor biały i czarny. Tego samego koloru i ten sam cytat jest na moim case od telefonu. Wyglądają bardzo podobnie wręcz idealnie tak samo.

    Idę ciemnym chodnikiem, mrocznie wszędzie. Nigdzie nie widać żywej duszy. Naglę czuje jak ktoś na mnie wpada. Zostałam wypchnięta na ulicę gdy wiedziałam, że zaraz może się to źle skończyć. Zamknęłam mocno oczy i czekałam... Lecz po chwili poczułam czyjeś ręce podnoszące mnie do góry. W ostatniej chwili słychać trąbnięcie, ale... Ja wszystko nadal słyszę.
    Otwieram oczy przerażona i patrze na chłopaka. Zielone oczy, postawione włosy na żel, przystojny, wysoki, brunet. Skądś go znam... Tylko skąd? Chłopak również dobrze mi się przygląda.
      - Przepraszam.- Mówi i odchodzi. Ja szybko korzystam z okazji i podchodzę do niego. Łapie go za ramię.
      - Może wybierzemy się na kawę? Zimno się...
      - Nie mam czasu, przepraszam.- Przerywa mi i odchodzi. Stoję zszokowana i patrze jak oddala się jego sylwetka. Nic nie rozumiem...

    Siedzę w szkole wpatrzona w sufit. Godzina wychowawcza jest jedyną lekcją... Chodź myślę na każdej lekcji i nie dziwie się, że ledwo co zdaje. Nie moja wina...
      - Violu, słuchasz mnie? Miały być lekcje jeszcze jutro i w środę ale naszła zmiana i jutro już nie idziecie do szkoły a o 16 dziś macie wigilie klasową z specjalnym gościem.- Mówi nasza wychowawczyni. W jej głosie słyszę takie wielkie chamstwo. Oczywiście po słowach pani "nie będziecie mieć lekcji" wszyscy zaczęli ryć mordy, że nie ma testu z geografii. Chociaż jakiś plus.
    Ciągle zastanawiam się kim był ten chłopak... Skądś na pewno go znam... Tylko skąd?

    Tak zaczyna się romantyczna historia no nie? Tak masz racje nic zmienić nie mogę. Może domyślasz się kto już jest tym specjalnym gościem? Pewnie tak. A tu cię zdziwię, to nie będzie nasz nieznajomy a ktoś inny. 

    Przeglądam w szafie wszystkie suknie, które mam lecz dylemat jest zawsze taki sam. Nie wiem czy ubrać czarno-białą czy biało-czarną. Różowa, zielona, niebieska, fioletowa. Nadal nie wiem co wybrać. Muszę jeszcze jechać i kupić prezent dla Fran, to nie trudne. Dziewczyna uwielbia biżuterie więc pójdę do jakiegoś sklepu i kupie jej wymarzoną bransoletkę z nieskończonością z perełkami.
      - Gdzie ty znowu idziesz młoda?- W progu moich drzwi stoi mój brat. Jedyna osoba, która mnie rozumie. Od dziecka jesteśmy tylko my. Rodzice ciągle pracują więc nie mają dla nas czasu, rozpieszczają nas kupując drogie rzeczy i co tydzień na nasze karty kredytowe przybywa kolejne milion dolarów. Nigdy nie słyszałam od nich tych dwóch najważniejszych słów...
      - Mamy dziś wigilię klasową.- Odpowiadam i spoglądam na niego. Podchodzi do mnie.
      - Wspaniale wyglądasz. A na którą ta wigilia?
      - Za godzinę.
      - Czyli rozumiem, że Lu się ze mną nie spotka.- Wzdycha.
      - Jeszcze ci nie powiedziała? Pewnie nie ma czasu, chyba możesz pójść ze mną najwyżej będziesz siedział przed klasą.- Śmiejemy się.
      - Nie trzeba napiszę do Ludmiły najwyżej później się spotkamy lub jutro.- Przytakuje a chłopak wychodzi z pokoju.
    No to czas iść kupić prezent.

    Oglądam każdy przedmiot ale nic mi się nie podoba. Kurczę, zostało jeszcze 20 minut zaraz muszę iść. W końcu wybieram tą najdroższą gdy ona naglę mi spada. Gdy się schylam by go podnieś ktoś również to robi. Dotyka mojej ręki i w tym samym momencie patrzymy sobie prosto w oczy. Znów on, uśmiecha się szeroko i podaje wisiorek. Nawet nie wiem kiedy podniosłam rękę.
      - Znów się spotykamy.- Uśmiecha się, tym razem jest bardziej uprzejmy.
      - Chyba nie za bardzo mamy o czym gadać, wystawił mnie Pan.- Chłopak poważnieje.
      - Śpieszyłem się.- Wyjaśnia. Nic nie mówię, wstaje i kieruje się do kasy.- Może za parę godzin chcesz się spotkać?.- Podchodzi do mnie,
      - Nie mam czasu.- Mówię oschle, czemu dla niego jestem taka. Przecież chce się dowiedzieć trochę więcej o nim, przecież skądś go znam. - Ile płaczę?- Zwracam się tym razem do ekspedientki.
      - Tysiąc dolarów poproszę, płaci Pani kartą kredytową?
      - Tak.- Odpowiada chłopak. Patrze na niego z zdziwieniem, to ja płacę nie ty człowieku. Szukam w torebce portfela gdy on wyciąga swoją kartę i płaci.
      - Zwariowałeś?
      - Proszę jeszcze zapakować.- Mówi.
      - Jezu, słyszysz mnie?- Znów nic nie odpowiada.
    Wypycha mnie do wyjścia i uśmiecha się. No jeszcze jemu wesoło? Zapłacił sporą sumę pieniędzy na prezent który miałam kupić JA a nie ON, nie znamy się a on musi mnie wkurwiać.
      - Oddam ci pieniądze tylko powiedź numer konta.- Chłopak prycha i zaczyna się śmiać. Co do cholery? On mnie coraz bardziej wkurwia.
      - Nic nie oddawaj, masz i leć, a przy okazji jestem León, León Verdas.- Podaje mi rękę i daje ładnie zapakowany prezent. León... León... Coś mi to mówi... Tylko co?
      - Violetta, ja muszę lecieć. Eee... Jak kiedyś się spotkamy to ci wszystko oddamy tylko teraz muszę lecieć.- Mówię i zaczynam biec.

    Tak właśnie zaczęła się nasza kolejna historia. Tak, znam go tylko dajcie mi czas żeby sobie przypomnieć. Chłopak się zmienił przez ten długi okres czasu. 

    Wchodzę do szkoły i patrze na zegarek, minuta. Wbiegam po schodach do naszej klasy, wszyscy już siedzą tylko jedno miejsce wolne. Oczywiście moje. Siadam koło Fran i się uśmiecham.
      - Gdzie ty byłaś tak długo?
      - Kupowałam prezent dla ciebie.
      - Tak długo? - Patrzy na mnie z zdziwieniem. Chicho się zaśmiałam.
      - Tak, po musiał by perfekcyjny.
      - No ja myślę, bo w końcu dla mnie.- Śmiejemy się oboje. 
    Do stali wchodzi wysoki blondyn w czarnej marynarce chyba cholernie drogiej, a za nim ... León? Co on tu robi. Przecieram oczy czy to nie zwidy ale tak to León. 
      - Ej Violka coś się stało?- Znów patrzy na mnie z nutką zdziwienia.
      - Nic, nic, nic.- Szybko odpowiadam. 
    Chyba mnie zauważył, popatrzał na mnie chyba też z lekkim niedowierzaniem i usiadł koło swojego przyjaciela. Gdy zobaczy, że na niego patrzę uśmiechnął się a ja spuściłam wzrok. Poczułam lekkie mrowienie w brzuchu, nie, nie, nie... Proszę tylko nie motylki. Nie chce się zakochać, jeszcze nie teraz...
      - Dzieci przywitajcie Jasona oraz jego przyjaciela Leóna, chłopacy przyjechali z Meksyku by zobaczyć jak wygląda wigilia w Buenos Aires.- León Verdas pochodzi z Meksyku... Coś mi to mówi... Naglę poczułam straszny ból głowy, złapałam się za nią i lekko jęknęłam z bólu. 
      - Jim! Przynieś mi tę lalkę!- Krzyknęłam i tupnęłam nóżką. Jejku ale ten chłopak jest nieogarnięty. Uhh! Nienawidzę go, zawsze jak coś chce to głupek nic nie zrobi a jak ja mam coś zrobić to mnie szantażuje. - Uhh! No dobra pójdę sama, ale jak będziesz coś chciał to ci nic nie przyniosę!- Krzyczę. 
    Przechodzę koło piaskownicy i huśtawek gdy naglę Jim rozhuśtał się na tyle mocno by mnie popchnąć. Dostałam mocnego kopniaka w ... Talie i czuje, że lecę. Ale w ostatniej chwili ktoś mnie złapał. Przerażona zaczęłam cicho płakać. 
      - Nic ci nie jest? - Mówi chłopak.- Cześć, jestem León i nie lubię jak dziewczynki płaczą.- Mówi a chłopacy rechoczą z niego. Uśmiecham się lekko i wycieram łzy. 
      - Nic mi nie jest, troszku boli ale da się wytrzymać. A! I jestem Violetta.- Uśmiechamy się do siebie.
    - Violu, co się stało?- Wyrywa mnie Fran ze wspomnienia.
   
    No tak zapomniałam dodać, gdy miałam 10 lat przeżyłam tragiczny wypadek samochodowy i nic od tamtej pory nie pamiętałam z przeszłości. Co prawda Fran oraz moi przyjaciele przypomnieli mi o najważniejszych rzeczach lecz raczej nikt nie pamiętał takiego wydarzenia. Co do Jim'a chłopak był moim najlepszym przyjacielem ale nie przeżył w wypadku, w którym wtedy straciłam pamięć... Ale wrócimy do opowiadania.
     
      - Nie, nie, wszystko w porządku.- Skłamałam. Zastanawiam się nad jednym... Czy León mnie jeszcze pamięta... Czy tak po prostu... Chce się zaprzyjaźnić.
      - Cześć jestem Jason i pochodzę z Meksyku, to mój przyjaciel León. Chodzimy razem do tej samej szkoły i chcieliśmy wam opowiedzieć trochę o naszych świętach, miło by było gdybyście wy powiedzieli coś nam o waszych świętach.- Uśmiecha się i kończy.- Na początek podzielcie się na dwie grupy.- Wszyscy jak w przedszkolu zaczęli się wybierać. W końcu rozdzieliliśmy się na dwie grupy.- Dobra to ja idę do tej a León do tej.- Wskazuje na grupy. León idzie do nas... Nie wiem czy się cieszyć czy płakać. 
      - No więc cześć...

    Tak tak tu opowiadał o ojczyźnie i świętach nie będę zanudzać i przejdźmy od razu do zakończenia wigilii. 

    Wzięłam swój prezent i wyszłam z sali. Szczerze mówiąc nie było źle, chłopak ciągle mi się przyglądał. Czułam się lekko niezręcznie, ale po pewnym czasie jakoś mi się to spodobało. Naglę ktoś mnie złapał za rękę. 
      - Poczekaj.- Mówi.
      - Zrobiłeś wystarczająco dużo rzeczy dla mnie.
      - Violetta nie mów, że mnie nie poznajesz.
      - No tak... Ty jesteś ten co kupiłeś prezent dla mojej przyjaciółki.- Kłamie, sama nie wiem czy to wspomnienie było realne czy nie. Nie będę robić z siebie idiotki bo może było całkiem inaczej.
      - Chodziliśmy razem do przedszkola, byłem twoim drugim najlepszym przyjacielem... Wyjechałem byłaś zrozpaczona... Dałem ci to.- Wskazał na bransoletkę którą miałam na sobie. Spojrzałam na nią, miałam ją odkąd pamiętam zawsze ją nosze, podoba mi się, jest słodka i skromna, z złotym motylkiem. Mama mówiła, że to od niej... Czyżby znów mnie okłamywała? I jeszcze jedno, z każdym naszym spotkaniem on się zmienia, raz jest oschły a raz przyjazny a teraz się martwi... Nie rozumiem chłopaków, zwłaszcza jego.- Słyszałem, że miałaś wypadek parę lat temu... Może dlatego mnie nie pamiętasz. Dobra zapomnij...- Twierdzi i odchodzi.
      - Nie, León poczekaj.- Podchodzę widzę w oczach chłopaka smutek i rozczarowanie. Kurde jak ta wizja była realistyczna...- To... Ty mnie uratowałeś jak Jim kopnął mnie w bok i się przewróciłam a ty...
      - To było nasze pierwsze spotkanie, co z tego że byliśmy już rok w przedszkolu poznaliśmy się przez przypadek.- Przerywa mi. 
    Czyli to była wizja. Miałam je trzy lub cztery razy. Niektóre się sprawdzały a inne nie. Naglę chłopak mnie lekko przytulił. Zdziwiona również go obięłam. 
      - Może chciałabyś się umówić na kawę?
      - Jasne.

    I tak się zaczęło w pewnym sensie... 

Tydzień później. 

      - Fede posprzątaj tu.
      - Bo co?- Zaczyna pyskować. O boże jak ja go kocham. 
      - Bo dziś León przychodzi.- Mówię jego tonem.
      - Uuu, moja siostra się zakochała, moja siostra się zakochała!
      - Nie zachowuj się jak dziecko!- Krzyczę i tupie nogą.
      - I kto tu się zachowuje jak dziecko co siostra?- Śmieje się. Przewracam oczami.- I widzisz znowu!- Podchodzę do niego lecz ten zaczyna mnie łaskotać.
      - Prze...Przesta...Przestań.- Wyduszam z siebie. 
      - To mnie przeproś.
      - Prze...Prze...Przepraszam.- Mówię od niechcenia. Nie chce go przepraszać, nawet nie wiem za co, ale chce żeby przestał. - A tak na poważnie posprzątaj tu na serio.- Mówię gdy skończył. Chłopak podnosi ręce w kontekście "nie strzelaj" 
    Słyszę znany mi dzwonek telefonu. 

Od: León 
Tak trochę zapomniałem, że miałem iść do ciebie. A bardziej się pomyliłem, bo myślałam, że ty przychodzisz do mnie. Może chciałabyś przyjść do mnie bo wszystko już przygotowałem. Mówię ci uśmiałem się jak nie wiem gdy sobie przypomniałem, że mam iść do ciebie. :D

Lekko się zaśmiałam.

Do: León
Jasne to będę za 30 minut. Pasi? 

Od: León
Ok, czekam :D

    On coś przygotował a ja jak zwykle nic bym nie miała. No dobra chyba czas się do niego przygotować. Ubieram sukienkę którą niedawno dostałam od Verdasa, jest kremowa najwyraźniej od Chanel. Zakładam kolczyki perfumuje się i wychodzę z pokoju. 
      - Posprzątałem... Gdzie ty idziesz?
      - Do Leóna.- Zaczynam się śmiać.
      - To on nie miał przyjść tu?
      - Naszły lekkie zmiany.- Znów się śmieje. Chłopak zaczyna być nerwowy.
      - I ja musiałem posprzątać bo tak?
      - Przepraszam braciszku.- Całuje go w policzek i wychodzę. 

    Pukam do domu Verdasów. Otwiera mi jakaś mała dziewczynka. 
      - Cześć, czego tu szukasz?- Pyta.
      - Hej, a szukam Leóna.
      - Aa! To o tobie ciągle nam mówi.- Czuje jak moje poliki się rumienią. Tak tak wiem minął tydzień od naszego "poznania się" a ja już się w nim zakochałam. Gdybym mogła wybierać na pewno bym się nie zakochała.

    Dziwne, że przyjechał tu z Meksyku a ma dom w Buenos Aires. Tak, to dom jego babci, stary jego dom, bo razem z rodziną wyjechał do ojczyzny lecz Babcia po prostu nie chciała i została tu. 

      - Lion! Violka do ciebie!- Krzyczy biegnąc do niego. Po paru minutach chłopak jest przy drzwiach. 
      - Cześć, wchodź do środka. - Uśmiecham się i wchodzę.- Musimy pogadać.- Powiedział to bardzo poważnie. Kolejna strona Leóna.
      - Dobrze.- Odpowiadam krótko
    Idę za Leónem najprawdopodobniej do jego pokoju. Gdy już jesteśmy widzę jedzenie oraz coś do picia. Chłopak dużo nie zrobił, ale jak na faceta to można dawać już Oskara.
      - Wyjeżdżam.- Mówi prosto z mostu, krztuszę się ciastkiem. Patrze na niego z smutkiem. W sumie czego ja oczekiwałam, że zostanie tu dla mnie. W końcu przyjechał tylko na święta. - Wszystko dobrze?- Nic nie mówię lecz podchodzę do niego i przytulam. Przywiązałam się do niego. Będzie mi brakować ... Jego uśmiechu, żartów, Jego. Zaczynam moczyć mu koszule. Ten gładzi moje plecy. 
      - Musisz?- Mówię i wycieram oczy.
      - Wrócę, w wakacje... Może.- Ostatnie słowo mówi cicho. Zaczynam jeszcze bardziej płakać.- Ale muszę ci coś jeszcze powiedzieć i... Pokazać. Chodź.- Mówi i łapie mnie za rękę. 
    Wychodzimy z domu i kierujemy się w stronę jakiegoś lasku? Czy on chce mnie zgwałcić? Po paru minutach jesteśmy niedaleko jakiegoś jeziorka. Ślicznie tu. Siadamy na jakiejś ławeczce. Nikt nic nie mówi. Cisza, rozpacz, miłość, tęsknota.
      - Chce, żebyś wiedziała, że jak dojadę...- Przerwał na chwilę.- Musisz wiedzieć coś jeszcze. Dla mnie nie jesteś zwykłą przyjaciółką, koleżanką, znajomą. Jesteś kimś ważniejszym. Jakby ci tu to powiedzieć... Podobasz mi się.- Mówi szybko.- Chyba się w tobie zakochałem, nic nie mów, wiem że teraz mnie znienawidzisz, wiem ale musiałem ci to powiedzieć ta informacja by mi nie dała żyć... Kocham cię Violetta.- Zamieram. Radość i smutek, radość i smutek. Jezu człowieku nie wiem co czuć, powiedzieć. Jestem w kropce. 
      - Ja ciebie też kocham.- Po moich słowach zaczęliśmy się do siebie zbliżać, milimetry dzieliły nasz. Z każdą chwilą czuło się coraz wyżej nad niebem. W końcu dotknął moich ust. Odwzajemniłam pocałunek. 
      - Nie przeżyje bez ciebie Violu.- Mówi po skończonym pocałunku, uśmiecham się sztucznie.

    I tak wyglądał nasz pierwszy pocałunek. 

Następny dzień.

   Maluje lekko oczy, bo i tak wiem, że się rozmaże. Tak to dzień w którym León wyjeżdża. Ubieram białą sukienkę i po ok. godzinie wychodzę z domu. Zamawiam taksówkę i jadę na lotnisko. Dzięki bogu nie było korków. Wchodzę do wielkiego pomieszczenia rozglądam się i nigdzie nie widzę chłopaka. Dzwonie... Nie odbiera. Piszę SMS'a nie odpisuje. Naglę ktoś mnie łapie za talie a ja podskakuje. 
      - Myślisz, że z tobą bym się nie pożegnał.- Odwracam się uśmiecham się sztucznie i mocno go do siebie przytulam. Znów zaczynam płakać, on przytula mnie jeszcze mocniej.- Kocham cię.- Mówi i zbliża się do mnie. Bez żadnych problemów całuje go, pocałunek był cholernie namiętny oraz długi. Nie obchodzi mnie ile jest tu ludzi. Nie będę go widziała parę dobrych miesięcy. 
      - Halo, halo!- Mówi starsza pani. Ja z Leónem odrywamy się od siebie. Lekko się rumienie. - Czego wy płaczecie.- Wzdycha kobieta.- León ci nie powiedział, że zostaje ze mną? Spać nie mogłam przez niego bo leżał na podłodze i błagał, żeby został.- Patrze na niego, on wzrusza ramionami.- León bierz tą walizkę jedziemy do domu.- Uśmiecham się najszerzej jak mogę. León przytula swoją babcie i cicho mówi dziękuje. Najwyraźniej dopiero teraz się dowiedział. Po chwili rozłożył ręce. Podbiegłam do niego i wskoczyłam w ramiona. Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. 
      - Już nigdy cię nie zostawię, obiecuje.- Mówi a ja uśmiecham się coraz bardziej.

      - Violu o czym myślisz?- Pyta mnie León.
      - Wspominam.- Uśmiecham się i lekko go przytulam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jezu! Skończyłam! :D
Macie efekt tygodniowej pracy nawet może więcej. xD 
Nigdy nie miałam czasu dokończyć :P 
I na początku wenę miałam jak cholera pod koniec pisałam strasznie dużo ale nie wiedziałam w pewnych momentach co dalej xd
Mam nadzieje, że nie jest źle i nie bijcie, że to dopiero w niedziele bo jak widzicie Os jest dość długi. 
Zapraszam do komentowania i wg. XD
Oczywiście jak już wspomniałam Os jest na konkurs chodź wiem poszło mi 
OKROPNIE! :P
 To do następnego a rozdział będzie jakoś albo standardowo
 w piątek lub w sobotę zobaczymy
czy się wyrobie xd
Jaka długa nota, boże xD
A i mam nadzieje, że dobrze spędziliście święta:D
Dobra to do następnego
Kocham was, wasza Rosee

Ej ty! 
Tak ty!
Może chciałbyś skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje do pracy.
Kocham was!

czwartek, 24 grudnia 2015

WESOLYCH SWIAT!


Cześć! Witam was w wigilię :D
Szykujecie się czy czekacie już na rodzinę, a może otwieracie prezenty? :D
Ja piszę to dzień wcześniej ale nie wiecie jak nie mogę się doczekać już tego klimatu. 
Ale nie o tym post
Chciałam wam życzyć wesołych świąt i najlepszego nowego roku. 
Uśmiechu i pełno prezentów pod choinką. Hajsu, zdorwia przede wszystkim, dużo jedzenia na stole i wszystkiego co najlepsze. 
Jako że jest to pierwsza wigilia na moim blogu (Mam nadzieje, że nie ostatnia) chciałabym, żebyście podzielili się informacją co dziś dostaliście a może coś was zaskoczyło? Albo jeżeli czytasz to jeszcze przed prezentami powiedź czego oczekujesz pod choinką! :D
I jeszcze raz! 
Kochani moi WESOŁYCH, RADOSNYCH, NAJLEPSZYCH świąt Bożego Narodzenia :D 

Ps: Zacznę pisać Os'a a raczej go kończyć i może już pojawi się w weekend a rozdział będzie w następnym tygodniu.

Kocham was,
Wasza Rosee <3 

piątek, 18 grudnia 2015

001: Poznać.

Dedykacja dla Mar tyna
Miłej lektury


"Niech słowo kocham jeszcze raz z ust twych usłyszę 
Niech je w sercu wyryję i w myśli zapiszę"

    Kolejny dzień, kolejny tydzień i kolejny dzień nudnej szkoły. Ta rutyna mnie już po prostu nudzi. Jeszcze ten sen... Sen z przeszłości. Nadal nie wiem gdzie on jest, co on robi, czy jeszcze o mnie pamięta. Przez niego całe moje życie się zmieniło. Przez niego stałam się kimś... Chciałabym mu tylko podziękować. Pamiętam jego twarz jak miał 9 lat nie wiem gdzie jest i jak wygląda, ale robię wszystko żeby powiedzieć mu... Dziękuje i przepraszam....
    Przygotowana do wyjścia szukam w telefonie Lu i wysyłam jej sms'a.
    Wyszłaś już? 
    Po chwili dostaje odpowiedź.
    Czekam jak głupia na przystanku i marznę! Przychodź już bo za 5 minut mamy autobus.
    Nic nie odpisuje tylko się uśmiecham i przekładam torbę na ramię. Zamykam drzwi i po 3 minutach jestem już na przystanku. Dziewczyna siedzi i cała się trzęsie, śmieje się pod nosem i przytulam mocno do siebie.
      - Już myślałam, że nigdy nie przyjdziesz.- Mówi z zażenowaniem.
      - Nie moja wina, że siedzisz tu dłużej niż się umówiłyśmy.- Dziewczyna wzdycha. Po chwili przyjeżdża nasz autobus. Gdy znalazłyśmy się w środku pojazdu nie było wolnych miejsc więc przystało nam stać i czekać na wyjście. Nie odzywałyśmy się ani słowem co jest to trochę dziwne. Lusia siedziała w telefonie i chyba sprawdzała Instagrama ja zatem patrzałam się na wschodzące słońce przebijające się przez chmury. Różowo-Fioletowe niebo było niczego sobie i nie dało się oderwać wzroku. Reszta drogi nie była ciekawa.
    Weszłyśmy do szkoły i na same przywitanie odbiegły do nas Fran i Cami całe zajarane, znów zakochały się w jednym chłopaku i najpierw będą się tym jarać a potem kłócić która go bierze?
      - Dziewczyny! Jutro przyjeżdża Katie! Postanowiła sie z nami zobaczyć bo sie stęskniła! Mówiła, że poznała kogoś. Nie mogę sie już doczekać!- Katie, nasza stara przyjaciółka która wyprowadziła sie, szczerze to strasznie za nią tęsknie. Pomagała mi w naprawdę trudnych momentach w moim życiu. Tylko... Jeżeli nie León była by osobą która by mnie przeżywała i śmiała sie... Czemu od tych paru dobrych lat nie mogę o nim po prostu zapomnieć? No dlaczego siedzi mi w głowie i nie chce wyjść? Dręczę sie z nim już od 8 lat. Z każda minuta poświęcona myślami o nim boli coraz bardziej świadomość że mnie zostawił gdy ja go potrzebowałam lecz to moja wina. Ja go wystawiłam...- Ziemia do Violi!- Krzyczy mi do ucha Fran.- Nie cieszysz sie?
      - Jasne że sie cieszę.- Dopowiadam tak całkiem bez uczuć.
      - Nadal chodzi o Leóna? Przestań o nim myśleć kiedyś w końcu przestaniesz, wierzymy w to wszystkie.- Oj, Cami żebyś tylko wiedziała jak bardzo mnie to trapie. Nie mogę zapomnieć zrozumcie to. Powiedzenie "zapomnij" to proste. Tak, prosto powiedzieć gorzej zrobić. Zapomnieć o kimś tak ważnym? Wątpię żeby mi sie to kiedyś udało. Pamiętam wszystko, jego głos, wygląd i to co zrobił. Tego nie da sie zapomnieć.
    Widzę jak Fran uderza ją łokciem a ta jęczy i pociera obolałe miejsce. Chyba wszystkie ogarnęły, że nie było to dość... Komfortowe.

    Lekcje leciały jak szalone i już jestem w domu. Nuda, kompletna nuda. Dziewczyny poszły do starbucks'a lecz ja nie miałam ochoty, żeby ruszyć dupska i humoru, żeby tam pójść. Kogo niesie o tej godzinie? - moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi.
      - Viola!- Ktoś bardzo mocno mnie przytula. Po barwie głosu mogę uznać, że to Katie. Lecz za nią widzę jakiegoś chłopaka. Czyżby to był jej królewicz? - Jezu jak ja się stęskniłam.- Uśmiecham się lekko i wtulam się w nią jeszcze bardziej.
      - Ty nie wiesz jak ja się stęskniłam.- Czuje jak moja bluzka robi się mokra. Ona płaczę?
      - Jak ja się o was martwiłam, zwłaszcza o ciebie słonko.- Naglę się odrywa i wyciera oczy. Uśmiecham się do niej na pocieszenie, ta oddaje uśmiech.- Prawie zapomniałam! Violu to Dean, mój chłopak.- Chłopak ją obejmuje w pasie a drugą ręką podaje mi. Witam się lekkim uciskiem dłoni. Patrzy na mnie trochę dziwnie, jakby się mi przyglądał.
      - Jejku, zapomniałam, wchodźcie. Chcecie coś do picia lub jedzenia?
      - Możesz dać nam wody, po takiej podróży się przyda.
    Wchodzę do kuchni i wyjmuje zimną wodę z lodówki, nalewam do szklanek i idę do moich gołąbków. Resztę popołudnia gadaliśmy o tym co się działo gdy jej u nas nie było. Pięknie było wspominać też czasy z naszych wspólnych wypadów na miasto. Chodź nadal ciekawi mnie jedno, czemu brunet, chłopak mojej przyjaciółki ciągle oglądał mnie od stup do głowy, potem poszedł z kimś porozmawiać a gdy wrócił był już normalny.

    Kolejny dzień, czyli kolejny od niewidzenia się z Leónem. Czemu cały czas mnie to tak dręczy. Szczerze mówiąc już chciałabym o nim zapomnieć raz na zawsze.
    Rozglądam się po pomieszczeniu, ale chyba wszystko wzięłam. Powtarzam znów sms'a do Lu gdyż ta odpisuje, że pojechała z Katie. Inaczej mówiąc zapomniała o mnie, olała mnie.
    Zimno, wiatr otula moje ciało. Włosy latają na każdą część świata. Tak, mam włosy do ramion, troszkę dłuższe, blond, moje... Odrosły, lecz nie lubię chodzić w długich. Przyzwyczaiłam się do, takich średnich.
    Zahaczam ramieniem o ramie kogoś. Telefon oraz słuchawki wylatują mi z rąk. No nieźle.
      - Przepraszam.- Ten głos, trochę starszy. Podnoszę wzrok na osobę i widzę go. León. Wysoki szatyn, te szmaragdy, lekki uśmiech oraz zakłopotanie, włosy postawione do góry rysy twarz identyczna.- Vio... Jeszcze raz bardzo panią przepraszam.- Mówi i podaje mi telefon oraz słuchawki. Patrzymy na siebie jeszcze tak przez parę minut gdy on przerywa ciszę.- Jeżeli będzie chciała coś ode mnie Pani mieszkam w tym domku.- Wskazuje palcem i lekko się uśmiecha, odchodzi.
    Ten dom, dom koło mojego. Jeżeli to nie León to ja mam zwidy. Poznałabym go na kilometr, jest moim snem każdej nocy, moimi myślami jak mogłabym go nie poznać. Nawet z tyłu lub oboma profilami bym poznała. A zwłaszcza, że tu go widziałam z przodu, to na pewno on. Poznać... Poznać mogłabym go na kilometr.
    Oszołomiona biegnę na przystanek. Gdy dochodzę całkiem zapominam, że Lu już pojechała. Kurcze chciałam jej wszystko powiedzieć. Teraz już sama nie wiem, czy zatrzymać to i trzymać w sobie czy powiedzieć to dziewczyną. Jestem w kropce, nie wiem. Nie wiem co tu się wydarzyło. To na 100% musiał być on. Nie ma dwóch zdań. Chyba, że to jego brat lecz on chyba nie ma brata... A jeżeli ma to zaprowadzi mnie dokładnie do Leóna. To on mnie teraz przeprosił a ja przeproszę za to co zrobiłam parę lat temu.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć, dziś krótki rozdział ale jest jak jest. 
Zapraszam też na nowego bloga oraz jest nowa zakładka
Nie mam pomysłu na notkę więc do kolejnego :*
Rosee

Ej ty! 
Tak ty!
Może chciałbyś skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje do pracy.
Kocham was!

piątek, 11 grudnia 2015

000: Muszę go odnaleźć.

Prolog dedykowany
wszystkim czytelnikom
Miłej lektury :*

"Najpierw pomyśl jak bardzo możesz zranić osobę"

    Mała dziewczynka o imieniu Violetta szła znowu do ponurej szkoły. Jak dla niej to nie było coś przyjemnego. Dziewczynka mimo swojego wieku długo chorowała. Wypadały jej włosy, rzęsy, brwi. Na głowie nosiła zazwyczaj jedną peruke koloru kasztanowego. Wstydziła się swojej choroby. Nikt z dzieci nie patrzył na to czy jest ona chora na nowotwór czy nie, każdy traktował to jakby było to wirusem lub ospą. Ona cierpiała każdego dnia. Twarz miała prześliczną, kasztanowe oczy pasowały do jej różowych ust. Prostych, białych ząbków - co prawda jeszcze mlecznych. Nosek zgrabny, uszka małe. Cera bardzo jasna. Chodziła w przepięknych sukienkach. Charakter również miała niczego sobie. Miła, uprzejma, pomocna, koleżeńska, ale była strasznie wstydliwa. 
   Dzieciaki z jej klasy nie były zbyt uprzejme dla pięknej małej dziewczynki. Była łysa... Nie miała nigdzie włosów. Wyśmiewali się z niej i robili jej kawały. Biedna Viola musiała każdego dnia uporać się z tymi pośmiewiskami. Codziennie po szkole płakała nie chciała tam chodzić. Oczywiście rodzicom mówiła całkiem co innego. Co prawda oni wiedzą, że dziewczynka nie ma tam przyjaciół i od nauczycieli parę informacji o wyzwiskach. Ale dziewczynka ma ciągle nadzieje, że kiedyś jej w końcu odpuszczą. Miała zbyt miękkie serduszko.

    Nowy rok szkolny, 4 klasa podstawówki. Dziewczynka uporała się już z guzem. Co prawda nie ma jeszcze z byt dużo włosów więc postanowiła ciągle nosić "swoje" kasztanowe włosy. 
    Tego dnia do klasy przyszedł nowy kolega. Dziewczynka nie była tym strasznie zadowolona bo przyszedł ktoś kto znów będzie ją wyzywał od "chudej zdziry", "Bezwłosej małolaty". Nie wspominałam, ale Violka była strasznie chuda, miała okropną niedowagę, z której oczywiście wszyscy się naśmiewali. 
    Chłopiec nie był brzydki. Miał również kasztanowe włosy i zielone błyszczące oczy. Koleżanki z klasy Violetty od razu poleciały się z nim przywitać. Chłopak nosił bejsbolówki oraz najczęściej czarne spodnie. 
    Pierwszego dnia szkoły podszedł do naszej bohaterki uśmiechnął się lekko lecz dziewczynka nawet na niego nie spojrzała. Bała się... Że da mu zaufać a ten powie wszystkim z klasy. Usiadł koło dziewczynki, ta przestraszona od razu przesiadła się do innej ławki. Po lekcji hiszpańskiego wyleciała z sali jak strzała. Bała się... Bała się całej szkoły, wrogów, "przyjaciół" z klasy, JEGO.
    Ten zobaczył ją przy sklepiku. Znów podszedł lecz Violetta była szybsza. Uciekła znów.
    Na następnej przerwie teraz się nie dał. Śledził ją, chciał pogadać, zaprzyjaźnić się. Dziewczynka bardzo mu się podobała chciał z nią pogadać chodź na chwilkę. Słyszał jej głos tylko chyba raz gdy musiała czytać prace domową. Dziewczyna była pilna, dobrze się uczyła w końcu nie miała nic innego do roboty... Nie miała przyjaciół... 
    Chłopczyk podszedł do niej i gdy ta chciała uciec złapał ją za mała, kruchą rączkę. Ona spojrzała na ich ręce i przeniosła wzrok na jego oczy. Patrzała chwilkę i próbowała się uwolnić. 
      - Czego chcesz?- Powiedziała bardzo cicho i skromnie 9-cio latka. 
      - Przyjaźni.- Uśmiecha się chłopczyk. Puszcza małą dziewczynkę i wyciąga rękę ku niej.- Jestem León, chciałabyś się przyjaźnić z chłopakiem?
    Dziewczynka zamarła. Nie wiedziała co robić. Chłopak robi to pewnie dlatego, żeby wszyscy dowiedzieli się o całej jej chorobie, śmierci mamy, która wydarzyła się w te wakacje. Zwątpiła w prawdziwą przyjaźń. Obawiała się całego świata, wszystkiego. Nie ufała nikomu oprócz sowiemu małemu pupilowi. Nazywał się Batman i był szczeniaczkiem. Gadała do niego gdy pisała coś w pamiętniku lub uczyła się. Piesek zlizywał jej malutkie łzy gdy płakała. 
    Violetta uciekła. Znów poddała się. Nie dała rady. Nie da się wymigać w jakieś bzdury... León nie chciał robić nic złego.. Ona tego nie wiedziała,on naprawdę chciał jej przyjaźni. 
    
    Minął tydzień a Violetta dalej unikała Leóna. Chłopak przyjaźnił się z innymi z klasy i opowiadał im, że nasza bohaterka wcale nie jest taka jak ją opisują. Mówił o niej piękne rzeczy. Od środy nikt nie powiedział źle na chorutką Vilunie, nawet Ibbie pożyczyła jej długopis gdy Violi się wypisał. Ibbie była dziewczynką bardzo wredną, była najgorszą osobą dla Violetty. Nienawidziła jej, Violetta tylko śniła jak chodzi z całą jej paczką na zakupy kupować pluszaki. 
    Lecz w poniedziałek León nie pojawił się już w szkole. Dziewczynka myślała, że jest chory, chciała z nim pogadać, chciała go przeprosić za wszystko bo w tamtym tygodniu nie dała rady cokolwiek mu powiedzieć. Wychowawczyni przyszła do klasy z smutkiem na twarzy. 
      - Niestety León wypisał się z naszej szkoły kazał mi pozdrowić jedną osobę dla której również mam prezencik.- Uśmiechnęła się wychowawczyni. Dziewczyna była zawiedziona, popatrzała na Angelike i wiedziała, że to dla niej prezent w końcu podobno zaczęli być razem. Violetta od czwartku siedzi z nią i zaczęły się przyjaźnić. Lecz León zaadresował prezent całkiem do innej osoby. Do osoby która jako jedyna się od niego odwróciła, ale pomógł jej mimo wszystko. Był do Violetty. Dziewczynka troszkę się zdziwiła a Angelika nie była zdziwiona lub zazdrosna. Koleżanka nie była z Leónem chodź znali się mało dużo o sobie wiedzieli ponieważ on jej zaufał i powiedział wszystko o Violce. Lecz w prezencie dla Violi były dwa listy, pani musiała nie zauważyć bo było tam też coś dla Angeliki. Oddała ten list jej i po lekcjach poszła do domu. 
   W pokoju otworzyła prezent w nim był piękny różowy breloczek z misiem i serduszkiem oraz wisiorek z serduszkiem oraz zawieszka z znaczkiem nieskończoności. Był też oczywiście wspomniany list. Pismo Leóna było perfekcyjne. Takie równe i czyste. Widać, że się starał. Dziewczynka z łzami w oczach zaczęła czytać. 
" Hej Violuś, sam musiałem się dowiedzieć jak masz na imię. Twoi przyjaciele chyba nie za bardzo cię lubili więc postanowiłem to zmienić mam nadzieje, że teraz dobrze się bawisz. Z powodu, że mnie wystawiłaś i nie chciałaś się ze mną bawić na przerwach postanowiłem odejść z klasy żeby nie patrzeć na twoją smutną minkę i to, że nie mogę się z tobą przyjaźnić. Jesteś naprawdę ładą dziewczynką, wiem, że to nie naturalne włoski, nie wiem czemu ją masz... I nie wiem czemu jesteś taka chudziutka. Może jak kiedyś w przyszłości się spotkamy opowiedz mi wszystko? I opowiesz mi o tym jak ci się teraz wiedzie. Mam nadzieje, że ci pomogłem kochana Violuś... Podobałaś mi się od samego początku i mam nadzieje, że mnie teraz nie wyśmiejesz. Życzę ci wszystkiego najlepszego, oraz udanych świąt bożego narodzenia, nowego roku, wielkanocny i ciepłych dni wakacji... Wszystko razy tyle ile nie będziemy się widywać. Mam też dla ciebie piosenkę ale to pokaże ci kiedyś indziej. A te breloczki i biżuteria jest z moich oszczędności. Mam nadzieje, że ci się podobają. Bardzo cię kocham i do zobaczenia Vilss. 
Twój na zawsze León."


   Violetta domyśliła się, że spodobała się Leónowi i że Angelika nie może być z nim... Bo byłoby to nie uczciwe, a wieży że León taki nie jest. Popłakała się, była zrozpaczona, żałowała, żałowała tego, że mu nie pozwoliła się przyjaźnić. Odszedł na zawsze! Zostawił ją. Ale jest pewna tego, że kiedyś się spotkają, że kiedyś znów pogadają, że on jej wybaczy. 
Violetta obiecała sobie... "Muszę go odnaleźć"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie, prolog pisało mi się strasznie przyjemnie. Wydaje mi się, że pierwszy raz napisałam coś porządnego. Jak widzicie poważne powody. Violetta chora na nowotwór. Oczywiście to co jest na górze to wspomnienie z dzieciństwa. Będę pisać Violą 16/17 letnią. Więc bez mi tu takiego, że piszę o małych dzieciach. Oczywiście jest tu pokazane coś o tym jak szanujemy osoby chore, nie znamy a oceniamy (Chodzi mi o łysość) Nawet dzieci mówiąc coś okropnie obrażającego nie wiedzą jak rani to takie małe serduszko. Więc macie małą lekcje o tym. Warto czasem pomyśleć jak coś powiemy lub piszemy.
To chyba na tyle do następnego... Rozdział powinien być w następny weekend. 
Pozdrawiam wasza Rosee i wysyłam pełno buziaków! :D  

Ej ty! 
Tak ty!
Może chciałbyś skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje do pracy.
Kocham was!