piątek, 29 stycznia 2016

006: Aniołek.

Z dedykacją dla Tinistas Stoessel.

"Wiesz dlaczego niektórzy ludzie udają, że nic nie czują?
Bo czują za dużo. I to ich przeraża."


    Wychodzę ze szpitala razem z Leónem ciągle się śmiejemy. Oboje zaczęliśmy wspominać to jak go odrzucałam a on płakał, bo bardzo mu się podobałam. Opowiedziałam mu o mojej chorobie on zaś o swojej mamie. Jego mama również miała nowotwór gdy oboje mieliśmy po 8 lat. Całkowicie mnie rozumiał. Spytał również czy nadal mam ten list. Mam go głęboko w szafce od biurka. Powiedziałam mu wszystko o sobie. Zaufałam mu. Nie wiem czy to nie za wcześnie na takie wyzwania. Ale sądzę, że jest na to godzien. Pomógł mi dużo razy. Może wydają się to że to błahe sprawy a jednak dla mnie znaczy cholernie wiele. 
    Chłopak zaproponował mi podwózkę pod dom. Oczywiście się zgodziłam. Angie będzie mnie pilnować. Kobieta przyszła na chwilę do szpitala i powiedziała, że dziś gdy wyjdzie ze szpitala wszystkie swoje rzeczy przeniesie do mnie. Bardzo jej za to dziękuje. Jest najwspanialszą ciocią a za razem przyjaciółką i człowiekiem. Moje rozmyślania przerwał męski głos Leóna. 
     - Czyli... Może to głupio zabrzmi. Violu czy my się... Przyjaźnimy?- Zaśmiałam się cicho. 
      - Jeżeli chcesz to bardzo chętnie.- Uśmiechnęłam się do niego. Wszystko po jego przyjeździe jest takie radosne. Świat jest coraz piękniejszy. Nigdy nie myślałam, że zaprzyjaźnię się z Leónem Verdasem, nie sądziłam, że go chociaż spotkam. To najlepsze co mogłam sobie zażyczyć. Zaprzyjaźnić się z nim. Marzenia się spełniają.
 
                                                                ***

    Rozciągam się na łóżku i wyłączam budzik. Z dołu słyszę szuranie talerzy. Jak dobrze, że jest u mnie Angie. Nie czuje się taka samotna. Pewnie jesteście ciekawi jak wytrzymałam i czy się nie bałam mieszkać sama. Odpowiedź brzmi: Nie. przyzwyczaiłam się do samotności. Nikt nigdy mnie nie rozumiał. Wszyscy krytykowali. Nie miałam nikogo kto mnie wspierał. Chciałam się poddać, chciałam się zabić jako 10-cio letnia dziewczynka. Niby wtedy miałam już dziewczyny, ale nie miałam taty ani mamy koło siebie. Wtedy poznałam Angie. Pomogła mi już bardzo, pomogła mi żyć. Mimo wszystkich wspomnień związanych z podstawówką oraz Leónem udało mi się nie myśleć o samobójstwie. Potem wycieli mi nowotwór i było już dobrze. Do wczoraj. Myślałam, że wszystko się skończyło. Operacje, chemia, to męczyło. Nie chce, żeby powtórzyło się znowu.
      - Violu, zejdź na śniadanie.- Uśmiechnęła się i usiadła na łóżku.- Wszystko w porządku? Jak się czujesz?- Łapie mnie za rękę. Lekko się uśmiecham.
      - Wszystko dobrze ze mną Angie, nie musisz się martwić.
      - Będę się martwić, jesteś najważniejszą osobą. Muszę dbać zwłaszcza po wczorajszym wydarzeniu. Gdy ty będziesz w szkole przeniosę już wszystko do mojego starego pokoju. Mówiłam ci, że błędem było wyprowadzanie się od ciebie.
    Angie opuściła mój dom gdy czułam się już dobrze i mogłam żyć bez nikogo. Poznała chłopaka i nie była przekonana czy na pewno się chce do niego przeprowadzić. Bardzo go kochała, ale nie chciała zostawiać mnie. Oczywiście pozwoliłam jej się do niego wyprowadzić. Niestety nie udało im się.
    Zeszłam na dół i zaczęłam zajadać omlety z nutellą. Gdy zjadłam mojego ostatniego omleta poszłam załatwić tak zwane "dziewczęce sprawy" w łazience. Po jakiś 30 minutach byłam gotowa do wyjścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że jestem gotowa by wyjść. Oczywiście parę minut temu dostałam Sms'a od Lu.
   L:  Idziesz już? Bo ja już dochodzę do przystanku.
Uśmiecham się, jak zwykle przed czasem.
   V:  Dopiero wyszłam, będę za 5 minut. 
   L:  Ile można na ciebie czekać!?
   V:  Przepraszam miśka! 
Chowam telefon do torebki i ruszam dalej.
      - Violetta!- Słyszę gdzieś za moimi plecami. Odwracam się lecz nikogo nie widzę. Wzruszam ramionami i idę dalej.- Violetta!- Słyszę znów. W końcu widzę daleko sylwetkę jakiegoś chłopaka. Od razu go rozpoznaje i zaczynam się śmiać z chłopaka. Gdy do mnie podbiega cały zdyszany mocno się do mnie przytula.
      - Co ty tu robisz?- Mówię z uśmiechem na ustach.
      - Przeprowadziłem się z mamą do taty. Wiesz pogodzili się i te sprawy.- Zaklaskałam radosna w ręce. Federico, mój ukochany kuzyn. Jego rodzice pokłócili się sześć lat temu i z tego całego zamieszania mama Fede wyprowadziła się do innej części miasta. Spotykaliśmy się dość rzadko po jego przeprowadzce. Dobrze, że wrócił. Dobrze, że się pogodzili. Owszem chodzimy razem do szkoły, ale nie mamy czasu się spotykać. On chodzi do 1b i mamy lekcje w całkiem innych godzinach. Tak pogorszył się nasz kontakt. Kiedyś razem się bawiliśmy na podwórku i takie tam. Ale co ja będę zanudzać, dobrze, że w końcu będziemy mieć lepszy kontakt!
      - To wspaniale!- Krzyknęłam.- Wiesz ja muszę lecieć na przystanek, idziesz dziś do szkoły?- Chłopak westchnął.
      - Wiesz, dziś jestem "chory".- No tak mój kuzyn.- Słyszałem, że León wrócił.- Poruszał śmiesznie brwiami. Walnęłam go w ramię. Przez te lata co go nie było- Leóna, chłopak twierdził, że sie w nim zakochałam bo za dużo o nim mówię. Faceci, nic nie rozumieją.
    Zaczęliśmy iść. Gadaliśmy o jakiś drobnostkach gdy chłopak nagle się zatrzymał.
      - Zakochałem się.- Zaśmiałam się.- Znasz ją?
      - Tak, to moja przyjaciółka.- Gdy mnie zobaczyła podbiegła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła. Gdy zobaczyła mojego towarzysza zamarła. Coś czuje, że będzie się tu nieźle działo.
      - Cześć jestem Federico a ty?- Podają sobie ręce.
      - Ja? Ja? Ja? Ja jestem? Eee... Lu.. Ludmiła. Lub Ferro. Lub ... Ludmi.- Wyjękuje.
      - Dobra kochani my lecimy do szkoły, autobus.- Wskazuje na nadjeżdżający pojazd. Dziewczyna odskoczyła, pomachała chłopakowi i pobiegła razem ze mną do autobusu. No to zacznie zaraz gadać mi o zabójczym szatynie. Zachichotałam sama do siebie.


    Wchodzę do sali od hiszpańskiego gdy ktoś łapie mnie za łokieć, odwracam się energicznie i uśmiecham się do szatyna. Chłopak odwzajemnia uśmiech podchodzę do niego.
      - Coś się stało?- Pytam.
      - Pamiętasz, że jedziesz ze mną po szkole gdzieś?- Śmieje się.
      - Chyba jedziemy na zakupy.- Droczę się z nim.
      - Ale jesteś.- Udaje obrażonego, znów lekko się z niego śmieje.
      - Może znajdę czas na tą sesje, oj nie wiem nie wiem, ale teraz muszę lecieć na lekcje.- Uśmiecham się do niego i żegnam. Wchodzę na mój ukochany Hiszpański.
    Siadam na moim miejscu koło Lu i otwieram książkę by powtórzyć sobie gramatykę przed sprawdzianem. Rozglądam się po sali i wzdycham. Nic ciekawego. Zostało 40 minut do końca lekcji. Po chwili Pani już rozdaje sprawdziany. Czytam pierwsze zadanie. Nudne i łatwe. Napisałam szybko sprawdzian i spojrzałam na przyjaciółkę, która trudziła się z zadaniem pierwszym. Jak widać nie zrobiła jeszcze nic. Przysunęłam sprawdzian by dziewczyna mogła ściągać. Spojrzała się na mnie z dziwieniem. Tak wiem rzadko dawałam komuś ściągać bo jest to oszustwo, ale Luście dam. Szybko zaczęła przepisywać zadanie. Ja udawałam, że myślę. Owszem myślałam, ale nie o zadaniu. Cała sesja się rozpocznie za równą godzinę. Będę pozować przed obiektywem z Verdasem. Będę na okładkach gazet. Nadal zastanawiam się jakim cudem nie znalazłam go wcześniej? Jakim cudem mogłam nie wpaść na pomysł, że jego tata jest fotografem? Jak mogłam na to nie wpaść?
    Naglę na moim ramieniu poczułam dotknięcie przez Lu, oznaczający, żebym przewróciła kartkę na drugą stronę. Uśmiechnęłam się kiepsko i odwróciłam. Znów myśląc. Nachylałam się nad kartką gdy pani spoglądała na klasę. Była zdziwiona, że jeszcze nie skończyłam. Widziałam to po jej wyrazie twarzy. Otóż skończyłam, ale jestem koleżeńska. Naglę zabrzmiał dzwonek. Spojrzałam na kartkę przyjaciółki, przyśpieszyła z pisaniem ostatniego zadania. Gdy skończyła wstałam pierwsza i oddałam kartę pracy. Po pięciu minutach oddała Lu, żeby kobieta się nie zorientowała.
      - Od kiedy ty dajesz ściągać?- Spytała zdziwiona przyjaciółka.
      - Chciałam ci pomóc, nie chce żebyś dostawała ciągle jedynki.- Uśmiechnęłam się do niej. Ona nadal stała jak słup.- Rozluźnij się, dostaniesz dobrą ocenę.- Klepnęłam ją w plecy. Fran podeszła do nas, chyba słyszała naszą rozmowę. Uśmiechnęłam się do nich i zaczęłam iść do szatni z tyłu słyszałam tylko:
      - Ty słyszałaś to co ona mówi?- Cicho się zaśmiałam pod nosem.
    Zmieniłam buty i gdy wstałam z ziemi wpadłam na Leóna.
      - Przepraszam.- Powiedziałam i opierałam się rękoma o jego klatkę piersiową. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy gdy on naglę się odezwał.
      - Nic się nie stało. Jesteś już gotowa?- Odsunęliśmy się od siebie. Czuje jak moje poliki robią się czerwone. Czy ja się rumienie? Nie to nie możliwe. Po za tym jest mi cholernie ciepło. Pewnie dlatego czuje jakby moje poliki płonęły.
      - Tak.- Odpowiedziałam krótko.
    Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy kierować się do motoru Leóna. Znów będę musiała jechać tym sprzętem, znów będę musiała jakoś wytrzymać ze strachem.
    Chłopak podał mi kask a ja się na niego spojrzałam, serio nie chce tym jechać. Cholernie się boje. On tylko pomógł mi założyć kask. Usiadł na motorze i spojrzał na mnie kolejny raz.
      - Wsiadasz czy mam cię sam posadzić.- Przewracam oczami, przełykam ślinę i wzdycham. Siadam na motor i mocno się w niego wtulam. On tylko cicho się śmieje. Otwieram na chwilę oczy i widzę jak wszyscy się na nas patrzą. Widzę, że nawet moje przyjaciółki śmieją się w niebo wzięte. Po chwili ruszyliśmy. Lekko pisnęłam. On przeniósł jedną swoją rękę z kierownicy i położył na mojej.
      - Co ty robisz?! Trzymaj kierownicy!- Krzyczę. On tylko głośniej się śmieje. On wie, że mi się to nie podoba. On wie, że ja nie chce! On mnie chce tylko wkurzyć!
    Gdy jesteśmy na miejscu szybko odskakuje od motoru i zdejmuje kask. Patrze na Leóna który ciągle się ze mnie śmieje.
      - No co?- Mówię do niego.
      - Dlaczego tak bardzo boisz się jeździć?- Mówi i kierujemy się do wielkiego budynku w którym jeszcze nigdy nie byłam. Verdas Inc. Przepiękny wieżowiec. Jak ja mogłam go wcześniej nie zauważyć?
      - Boje się bo się boje.- Odpowiadam a on znów się śmieje! Ugh...
    Wchodzimy do budynku a León pokazuje kartę i wchodzimy do windy. Panuje niezręczna cisza. On naglę łapie moją rękę. Strasznie się denerwuje całą sesją. Boje się. Patrze na niego zdziwiona.
      - Będzie dobrze, wyjdziesz przepięknie możesz mi ufać.- Oddaje mu sztuczny uśmiech. Po chwili jesteśmy już na miejscu. Wychodzimy z metalowego pudła i kierujemy się ku wielkim drzwiom z napisem "Sala numer 78 sesje profesjonalne" Cicho chichoczę. Profesjonalne. No nieźle, nieźle. Gdy jesteśmy w środku pomieszczenie jest jasne. Postawione białe tło przed obiektywem aparatu, dwie parasolki oraz toaletki z masą kosmetyków. Wieszaki z ubraniami i bielizną. Zaczynamy sesję.
 
      - Przepięknie.- Ktoś szepcze mi do ucha. Ja się odwracam i patrzę na szatyna. Jego pierwszy komplement czy mi się zdaje. Lekko się rumienie. Tak tym razem też z nadmiernego gorąca.- Wyglądasz jak aniołek.- Komplementuje mnie po raz kolejny. Naglę ktoś krzyczy z drugiej części sali.
      - Olśniło mnie!- Razem z Leónem patrzymy na stylistę. León zaczyna się śmiać. Gość jest nieco zwariowany.- León miałeś niezły pomysł z tym aniołkiem.- Spoglądam raz na Verdasa a raz na faceta z szeroko otwartą buzią.- Violetta będzie Aniołem a ty diabłem! To super pomysł na sesje!- Krzyczy jeszcze głośniej. Chłopak ciągle się śmieje, patrze na niego. Diabełek do Leóna pasuje idealnie, bo ja jako anioł na razie jestem zmieszana.
      - Chcesz być aniołkiem?- Zwraca się do mnie.
      - W sumie czemu nie.
      - Zmienić stroje! Natychmiast!- Krzyczy facet. Z etykietki wyczytałam, że nazywa się Alex. Śmieje się cicho. Kobiety od ubrań porwały najpierw mnie a potem Leóna.
    Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i podeszłam do Leóna rozmawiającym z swoim tatą.
      - Wyglądacie na prawdę dobrze.- Odzywa się ojciec chłopaka. Oboje się do siebie uśmiechamy. Po chwili dochodzi jeszcze właściciel Calvin Klein'a i zaczynamy rozmowę na temat gdzie pojawią się zdjęcia. Na początku na stronie oficjalnej oraz fanpage'u, instagramie i innych platformach Calvin Klein'a . Potem pewnie zaczną się portale plotkarskie a na koniec okładki gazet. Jestem gotowa nawet na porażkę. Ważne że z nim. Ważne, że z Leónem.
    Stajem przed obiektywem. Jestem strasznie spięta. Czuje to. León patrzy na mnie i uśmiecha. Łapie moją rękę a ja tonę w jego szmaragdach. Te oczy są wspaniałe.
      - Będzie dobrze, uwierz w siebie. Uwierz w nas.- Mówi szeptem. Ja uśmiecham się najbardziej jak umiem i zaczynam pozować. Raz dotykam mięśni chłopaka, raz wyrazem twarzy jestem na niego wciekła, obrażona lub rozkochana.
      - Teraz pokażcie jakbyście nie mogli bez siebie żyć.- Twierdzi ojciec chłopaka. On łapie moją nogę i trzyma za udo ja łapie jego twarz i zbliżamy się do siebie. Znów tonę w jego oczach. Jesteśmy bliscy pocałowania się. Gdy flesz zabłysł oderwaliśmy się od siebie.- Dobra teraz sesja lekko dynamiczna.- Gdybym jeszcze wiedziała co mam zrobić.- Włączyć sztuczny wiatr oraz dym. A ty Violu biegnij i wskocz na Leóna.- Zaczynam się cicho śmiać z chłopakiem. Moja biała suknia lata na wszystkie strony. Oczywiście jest przezroczysta. Widać idealnie moją bieliznę którą reklamujemy. Gdy jestem w ramionach chłopaka oboje cicho się śmiejemy. Anioł i diabeł najlepsza para no nie powiem.
      - Skończone!- Krzyczą wszyscy a my się uśmiechamy i idziemy do stylistów. To było wspaniałe.
    Przeglądam się w lustrze i poprawiam mój ubiór. Biorę jeszcze torebkę i podchodzę do panów Verdasów. Oglądają zdjęcia.
      - Wyszliście cudownie!- Ekscytuje się starszy Verdas. Czuje jak ktoś mnie obejmuje. Poznaje, że to León. Uśmiecham się po raz kolejny tego dnia. Powiem szczerze, że zdjęcia są na prawdę uroczę. - W środę powinny się pojawić. Jakoś o 12.- Podchodzi właściciel Calvin'a .
    Wspaniały dzień.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Witajcie w 6!
Napisana jak zwykle o wiele wiele szybciej
Nie jest najdłuższy bo nie chciałam już nic więcej w nim zawierać.
Nie z mojego lenistwa. 
Nie mam pomysłu na notkę.
Więc zapraszam do komentowania
Każdy komentarz strasznie mnie motywuje!
Dziękuje
Wasza Rosee

Ej ty! 
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!

piątek, 22 stycznia 2016

005: Zgadzam się.

Z dedykacją dla Oluś Verdas

"Chciałbym cię bliżej poznać
Piękno zawsze mnie onieśmielało"


    Sobota, jak dobrze pospać do 11. Tak śpię dość długo, bo choruje na głupią bezsenność. Mam tak od wyjazdu Leóna z Buenos. Za dużo myślę przed spaniem i to powoduje tą nie chęć do spania. Nadal zastanawiam się nad tym czy zgodzić się na tą sesje. Jest coś co na prawdę mnie ciągnie by wystąpić w niej. Dziś chciałabym zaszaleć. Chciałabym pierwszy raz być niegrzeczna. Niedaleko centrum jest dzisiaj niezła impreza w jednej z najlepszej sali imprezowej w BA. Skoro mam dużo pieniędzy to raz można sobie zaszaleć. Mam ochotę skończyć z grzeczną dziewczynką. Przynajmniej dziś mam takie przeczucia.
    Wstaje z łóżka i lekko ziewam. Rozciągam się zmęczona. Nadal się nie wyspałam. Podeszłam do szafy i wybieranie ubrań nie jest dla mnie problemem jak dla innych kobiet. Wzięłam bluzkę w koronkę oraz czarną rozkloszowaną spódnice. Z szafki wyjęłam bieliznę i wyszłam z mojego pokoju. Korytarzem szłam przed siebie, aż do łazienki. Zapaliłam światło, przemyłam twarz zimną wodą co rozbudziło mnie totalnie. Lekko zajęczałam i wzięłam ubrania. Ubrana podeszłam do mojej toaletki i zaczęłam robić sobie trochę bardziej odważniejszy makijaż. Nie będę miała czasu potem go robić. Przebiorę się  wyjdę na imprezę. Naglę słyszę dzwonek do drzwi. Wzdycham i biegnę po schodach do ogromnych drzwi. Wychodzi na to, że mój tatuś już sobie wyjechał i znów zostałam sama. Trudno się mówi. Stwierdziłam tak bo widziałam kartkę z czekoladkami na stole. Oznaczało to przeprosiny za to, że musi wyjątkowo wyjechać szybciej... Jak zawsze.
    Otwieram drzwi i widzę w nich uśmiechniętą Fran.
      - Cześć, chciałam zaprosić cię na imprezę powitalną dla Katie. Zaczyna się o 16, ale chciała, żebyśmy jej pomogły w przygotowaniu. Czyli jakoś o 14 u niej. Wiem, że się zgadzasz.- Miałam inne plany. Wzdycham.
      - No...
      - Wiedziałam, że się zgodzisz to do zobaczenia!- Krzyczy i odchodzi. No tak, jak zwykle. Będę siedzieć na nudnej domówce niż siedzieć w dobrym barze gdzie czuć tylko dobrą wódą, papierosami i sztucznym dymem. Katie nie jest na tyle niegrzeczna więc wątpię, żeby rozlał się tam alkohol lub chociaż wino. Chciałabym się wyluzować i wypić coś takiego po raz pierwszy. Tak jeszcze rok i będę całkowicie pełnoletnia. Co mi szkodzi takie picie? Nikt się nie dowie ani mnie nie będzie podejrzewał o jakieś picie.
    Zostały mi nie całe trzy godziny nudzenia się. Postanowiłam więc obejrzeć jakiś film gdy na moim tablecie rozdźwięk się dźwięk mejla. Szybko do niego podchodzę i otwieram pocztę. Zamieram. Skąd on ma mój e-mail? Czy nie mogę raz odpocząć od szkoły i jego. Jestem zmęczona tymi całymi przeżyciami. Dajcie mi się wyluzować. Proszę!

Nadawca: León Verdas.
Adresat: Violetta Castillo.
Temat: Decyzja.
Data: 02.01.2016r 11:24

Cześć Violu,
Miałaś poinformować mnie o swojej decyzji przez e-maila.
Coś się stało? Bo mam wielką nadzieje, że się zgodzisz.
Nie pytaj skąd mam twój e-mail, to moja słodka tajemnica.

Niecierpliwy, León.

Nadawca: Violetta Castillo.
Adresat: León Verdas
Temat: Czas.
Data: 02.01.2016r 11:26

Hej. Przepraszam, że nic nie pisałam, ale kompletnie zapomniałam.
U mnie wszystko w porządku, ale proszę cię o jeszcze chwilę
czasu, gdyż jestem zajęta i nie mam czasu nawet pomyśleć.
Odezwę się gdzieś pod wieczór z ostateczną informacją.

Długo myśląca, Violetta.

Odkładam tableta i nie patrze nawet czy odpisał czy nie. Biorę telefon i przeglądam różne portale społecznościowe.

 
    Poprawiam moją sukienkę od Chanel i wychodzę z domu. Z białej torebki wyciągam kluczę i zamykam dom. Spoglądam na dom Verdasa. Jak ja mogłam go wcześniej nie zobaczyć? Z rąk wylatują mi słuchawki. Wzdycham i podnoszę je gdy ktoś dotyka mojej ręki. Patrzę na osobę i widzę go. Jest ubrany w niebieską bluzkę oraz biało-szarą bejsbolówkę. Uśmiechamy się do siebie i wracamy do pionu. Co ja mu teraz powiem. Że idę do koleżanki na imprezę? Dziwnie tak, a zaraz się spóźnię a dziewczyny mnie zabiją. Najpierw to on zabije mnie swoim wzrokiem. 
      - Cześć, wybierasz się gdzieś?- Uśmiecha się do mnie.
      - Idę... Idę... Moja koleżanka przyjechała do BA po długim czasie nieobecności robimy sobie taką... Idę do niej na imprezę.- Ostatnie słowa mówię bardzo szybko, chłopak zaczyna się ze mnie śmiać.
      - Wiesz składa się, że ja też idę tylko, że za parę godzin.- Czekaj, co? Czy on został zaproszony na jej imprezę? Oby szedł na inną.
      - To fajnie.- Zrobiło się niezręcznie.- Wiesz ja muszę już lecieć.- Uśmiecham się i uciekam. Uciekam od niego jak za dawnych lat... Ale chce raz odpocząć. Wszystko mnie powoli przeraża i przerasta. Halo? Ratunku!
    Idę spokojnie chodnikiem parku. Od domu Katie dzieliło mnie 30 kroków. Mieszka w pięknym domu niedaleko parku. Wzięłam głęboki wdech i poprawiłam czarną torebkę. Wolałabym siedzieć w jednej z najlepszych imprez. Nie mam ochoty na grzeczne imprezy. Co się ze mną dzieje? Od kiedy jestem taka niegrzeczna? 
    Pukam do drzwi koleżanki i po chwili wychodzi szeroko uśmiechnięta. Uśmiecham się do niej również i bez słowa łapie mnie za rękę i prowadzi do salonu. Wielki dom, przepięknie już urządzony na zabawę. Przecież się nie spóźniłam. 
      - Strasznie nam się nudziło i skończyłyśmy przed czasem. Przepraszamy Violu.- Odparła jako pierwsza Lu. Zaśmiałam się.
      - Nic się nie stało, będzie na pewno dobry ubaw.- No tak kłam Violetta kłam, że nawet nie chciało ci się nawet dekorować salonu chodź to jedna z najlepszych zabaw.
      - Myślałam, że nas pozabijasz gdy się dowiesz, że to wszystko zrobiłyśmy my. I tak jak na imprezie u Lu wszystko ściągałaś i zakładałaś sama bo byłaś na nas zła.- Wszystkie zaczęły się śmiać oprócz mnie. Nie mam dziś serio humoru. I znów zaczęła mnie boleć głowa, chyba muszę iść do lekarza.
      - Coś się stało Violu?- Pyta Katie.
      - Nie, wszystko w porządku.- Uśmiecham się sztucznie. Wszystkie popatrzały na siebie i westchnęły.- Dziś będzie niegrzecznie.- Zmienia temat by rozluźnić atmosferę. Wszystkie patrzą na kobietę.- Mam pełno wódki w zamrażalniku.- Chodź jedna dobra wiadomość. Uchleje się jak nikt inny! Dziękuje Katie!

    Po paru godzinach plotkowania nastała godzina imprezy. Za drzwi było słychać głosy nadchodzących gości. Dzwonek do drzwi i Katie zerwała się ze swojego miejsca i pobiegła otworzyć. Po chwili było słychać okrzyki radości. Wszystkie razem zerwałyśmy się z miejsc i popatrzyłyśmy na przytulających się ludzi do Katie. Tak zaczęła się impreza.
    Weszłam do kuchni bo kolejnego drinka.
      - Violu czy to nie za dużo?- Przekrzykiwała muzykę Katie.
      - Wiem co robię.- Uśmiechnęłam się do niej i nadstawiłam szklankę. Dziewczyna nalała mi wódki oraz coca coli. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie i podążałam do salonu gdzie rozkręciła się już impreza. Gdy przełknęłam całego drinka postanowiłam trochę potańczyć. Wirowałam pośród par i samotników. Bawiłam się jak szalona. Naglę zaczęła lecieć wolna muzyka. Zaczęłam się wycofywać gdy ktoś dotknął mnie za talie. Przeszedł mnie lekki dreszczyk obrzydzenia. Gdy się odwróciłam dreszcz zdawał się przyjemniejszy.
      - O León.- Zaczęłam się jak głupia śmiać.
      - Violu ile wypił...
      - Ciii... Tańcz ze mną.- Pociągnęłam go za rękę i zaczęłam z nim wirować pośród par. Chłopak był lekko przerażony lecz po chwili pociągnął mnie do wyjścia. Lekko pisnęłam.
      - León ja chce się bawić!- Krzyczałam gdy byłam na świeżym powietrzu.
      - Właśnie widzę.- Powiedział cicho bym nie słyszała.
      - Gdzie ty mnie ciągniesz?- Stanęłam i założyłam ręce na piersi. Chłopak westchnął.
      - Do domu, jesteś pijana.- Zaczęłam się śmiać.
      - Moje życie ja decyduje co w nim chce robić!- Krzyknęłam.- A teraz to ja chce się bawić i mieć jutro niezłego kaca!- Krzyknęłam jeszcze głośniej, on tylko prychnął.
      - Jutro będziesz miała kaca obiecuje ci to. Idziemy do domu nie denerwuj mnie.- Westchnęłam i zaczęłam się wracać na imprezę. Chłopak złapał mnie za nadgarstek, podszedł bliżej i wziął mnie na ręce. Przyglądałam się jego twarzy. Po chwili zasnęłam.

    Budzą mnie promienie słońca wychodzące z zasłon na oknie. Otwieram ledwo oczy i rozglądam się po pokoju. Przerażona siadam na łóżku. To nie mój dom. Ściany były czarne a meble białe. Na biurku laptop z Apple oraz ramki z zdjęciami. Skorzystałam z okazji i podeszłam do biurka. Wzięłam jedno zdjęcie i zobaczyłam Leóna. Jestem i Verdasa. Naglę usłyszałam kroki zmierzające do mojego pokoju. Szybko postawiłam ramkę i poleciałam jak strzała do łóżka. Zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Drzwi otworzyły się. Nie mam pojęcia kto może w nich stać. Czy może mi coś zrobić. Nie wiem czy się bać czy nie.
      - Violu czas wstać.- Usłyszałam głos szatyna. Materac łóżka ugiął się nad ciałem chłopaka. Usiadł. Dotknął mojej nogi i zaczął gilgotać po stopie. Próbowałam nie wybuchnąć śmiechem lecz nie udało mi się. Zaczęłam się wierzgać i kopać by przestał. Dopiero teraz poczułam jak mocno boli mnie głowa.
    Gdy już siedziałam walnęłam go pięścią w ramię. Oboje zachichotaliśmy.
      - Ogólnie chciałam się zapytać co ja tu robię?- Zaczęłam.
      - Za dużo wypiłaś więc postanowiłem cię zawieźć do domu. Nie wzięłaś torebki z imprezy więc nie miałaś kluczy. Nie mogłem cię zostawić więc postanowiłem, że będziesz spać u mnie.- Uśmiechnął się ja się zarumieniłam. Wstyd.
      - Zrobiłam ci kłopot, może ja już lepiej pójdę.- Wstałam z łóżka.
      - Kłopot mi zrobisz jak nie zjesz śniadania które ci zrobiłem.- Westchnęłam.
      - Nie jestem głodna, idę do domu.- Zaczęłam się kierować do drzwi. León mnie wyprzedził.
      - Nie ma mowy. Idziesz zjeść śniadanie ze mną, teraz. Musisz mi w końcu powiedzieć co z tą sesją.- Właśnie, sesja. Cholera.
    Wzdycham zrezygnowana. Schodzę razem z brunetem po schodach w miłej ciszy. Czasami się na niego spojrzałam i lekko uśmiechnęłam.
    Po całym domu czuć było naleśniki z nutellą. Oblizałam usta, chłopak się na mnie spojrzał i lekko zaśmiał.
      - Głodna jesteś co?- Zaśmiał się znów.- I nigdy więcej tego nie rób.- Spojrzałam się na niego lekko zaśmiałam. Nie rozumiem.
    Usiedliśmy do stołu a ja od razu wzięłam naleśnika i zaczęłam go ze smakiem jeść. León ciągle się ze mnie śmiał.
      - No dobra to teraz...
      - Zgadzam się.- Przerwałam mu zjadając już 2 naleśnika.
      - To wspaniale!- Zachwycił się.- Jutro pierwsze zdjęcia.- Zakrztusiłam się.
      - Twój tata rozmawiał o Ann? I tak szybko? Jutro mamy szkołę.- Powiedziałam.
      - Tak, jej tata też nie był zachwycony zdjęciami. Termin wrzucenia zdjęć jest na środę. Nie mamy dużo czasu. Oczywiście jutro po szkole nie martw się.- Uśmiechnął się. Byłam dziwnie szczęśliwa. Dobrze mi w jego towarzystwie.
    Dopiero teraz zauważyłam jaką piękną ma jadalnie. Wszystko w kolorach pudru. Wspaniale współgrała z dębowym, ogromnym stołem. Chciałabym tu zamieszkać. Take małe królestwo. Ja w moim wielkim królestwie jestem ciągle sama. Naglę moja głowa zaczęła coraz bardziej boleć. Próbowałam to ukryć.
      - Muszę iść do toalety.- Wstałam ledwo co i zaczęłam po woli iść. Poczułam na tali czyjeś ręce. Te same co wczorajszej nocy.
      - Wszystko w porządku? Jesteś blada.- Przed moimi oczami widziałam czarne punkciki. Umieram?
    Mdleje.

      - Budzi się!- Słyszę krzyk przyjaciółki. Blondynka zawsze będzie taka, jej się nie zmieni. Przymykam oczy na jej piskliwy głos. Wszystko dudni w moim mózgu. Gdzie jestem? Co ja tu robię? Gdzie León?
      - Proszę ciszej dziewczyna jest przemęczona.- Mówi nieznajomy mi głos żeński. Otwieram oczy. Wszystko mnie oślepia więc zamykam je z powrotem. Po chwili otwieram je znów tym razem ich nie zamykając.
      - Gdzie jest León?- Mówię strasznie cicho. Wszystkie spoglądają na siebie jakby nie wiedziały o co chodzi.
      - Chłopak, który Panią tu przywiózł?- Przytaknęłam. Myśli pani, że wiem kto mnie tu przywiózł?- Powiedział, że wróci za 3 godziny i miałam to Pani przekazać. Uratował Pani życie.- Spojrzałam zdziwiona.
      - Jak to... Uratował?- Wymruczałam. Byłam w szoku, nie rozumiem.
      - Mogła Pani stracić całkowicie pamięć.- Ale dlaczego o co do cholery tu chodzi?- Z niewiadomych przyczyn mogło do tego dojść. Chorowała na coś Pani?- Przytaknęłam.
      - Na nowotwór, nowotwór mózgu. Trzy lata temu mi go wycieli.- Nadal mówiłam cicho i niewyraźnie.- Czy... On mógł wrócić?- Dziewczyny patrzyły raz na mnie raz na kobietę. Byłam przerażona. One najwyraźniej również.
      - Raczej nie, lecz tego potwierdzić nie mogę. Prawdopodobnie jest to jeden z skutków ubocznych. Taki jakby wirus dla mózgu. Trwa chwilowo lecz może być niebezpieczny, tak jak w przypadku Pani.- Uśmiechnęła się kiepsko.- Zostanie Pani w szpitalu prawdopodobnie do wieczora, po środkach powinno być już wszystko pod kontrolą. W razie silnych bólów lub jakiegokolwiek bólu proszę zgłosić się do szpitala. A i jeszcze jedno są jakieś osoby dorosłe?- Kurcze. Angie, tak tylko na nią teraz mogę liczyć.
      - Angie Castillo.- Powiedziałam szybko. Dziewczyny się na mnie spojrzały lecz nic nie powiedziały.
      - Dobrze to ja zostawiam was już samych.- Powiedziała kobieta i wyszła. Dziewczyny rzuciły się na mnie z współczuciem. Oderwały się jak ktoś zapukał do drzwi. Spojrzały się i wyszły. Nie no dlaczego muszę być z nim sam na sam. Muszę teraz podziękować mu po raz chyba trzeci.
      - Cześć, jak się czujesz? Słyszałem...
      - Dziękuje.- Szepnęłam, przerywając mu. Wyprostowałam ręce, żeby mnie przytulił. Odłożył najwyraźniej czekoladki na siedzenie i podszedł do łóżka. Mocno mnie do siebie przytulił. - Dziękuje ci za wszystko, za to że mnie uratowałeś i za to, że mam życie w szkole. Dziękuje ci że jesteś.- Szeptałam mu do ucha. Łzy zaczęły lecieć mi z oczu. Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej, ale czułam, że robił to lekko, żeby nic mi się nie stało. Po chwili już ryczałam. Tak bardzo go potrzebowałam, potrzebuje i potrzebować będę. Dobrze, że jest.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Elo, elo 320. Pamiętacie to przywitanie? XD 
No więc jestem z siebie zadowolona bo jestem dwa rozdziały w przód. 
Piszę jak szalona i piszę już siódemkę. 
Cieszę się cholernie, że moja wena wróciła, bo boje się, że na ferie nie będę miała czasu
napisać czegoś nowego więc dobrze, że teraz dużo piszę!
(Jadę na całe dwa tygodnie w góry)
Oczywiście nie opublikuje niczego wcześniej! 
Skończyłam ten rozdział w jeden dzień! Jeden dzień rozumiecie?
Moja wena to jakaś nie wiem, szalona xd. 
Cieszę się, że rozdział nie jest krótki i uwaga...
Nawet mi się podoba
A to jest cud, że coś mojego mi się podoba
Jak mówiłam gify na razie będą z filmu "Tini" xd
Co prawda znalazłam już kilka innych, 
ale one sobie poczekają xd
Ogółem komentarze wracają za co wam bardzo dziękuje!
Każdy komentarz tak mnie motywuje.
Nawet notka jest długa... ;-; 
Dobra kochani, do następnego! ;*
Wasza Rosee!

Ej ty! 
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!

piątek, 15 stycznia 2016

004: Uroczy uśmiech.

Z dedykacją dla Żelcia Boom

"Często przegrywam, ale nie widzę powodu,
 żeby się poddać i przestać walczyć"



   Biorę torbę i wychodzę z domu. Szukam w kieszeni kluczy gdy ktoś łapie mnie za barki. Podskakuje przestraszona i odwracam się do osoby, która stoi za mną. Przełykam ślinę, nadal mam czasem wrażenie, że chce mnie ktoś sprowokować i ośmieszyć, więc odwracając się lekko drgam przestraszona. Boje się, ludzi już nic na to nie poradzę. Nie ufam nikomu oprócz dziewczyną. Tylko im mówię wszystko. Innych uważam za tak zwanych znajomych, lecz nie umiem powiedzieć im nawet szczerze co u mnie, bo boję się, że znów będzie tak jak kiedyś. Jeszcze dzisiejsze bóle głowy od wstania nie dają mi spokoju. Mam nadzieje, że to nic poważnego, bo jeżeli to mój kochany nowotwór to najwyraźniej już nie żyje, bo nie będzie miał kto się mną zająć. 
      - Violetta? Ziemia do Violetty!- Krzyczy znany mi głos, męski głos. Jego nieznany mi jeszcze perfum przedostaje się do mojego nosa. Idealnie komponuje się z jego umięśnionym ciałem, którego paręnaście lat temu jeszcze nie miał. Lekko drgam. 
      - Tak!?- Patrze w jego szmaragdy. Jejku są jeszcze bardziej zielone niż kiedyś, chłopak ma przepiękne oczy, to jest jeden z największych jego atutów. 
      - Chciałabyś przejść się ze mną do szkoły?- Coo? Mam spóźnić się na lekcje idąc do jego szkoły? Spędzić miło czas z Leónem czy iść pisać sprawdzian z niejakiej chemii. 
Przytakuje. - Wiesz jak dojść do Liceum 3 w Buenos?- Pyta gdy zaczynamy iść. Chodzi do mojego liceum. 
      - Chodzę do tego liceum.- Uśmiecham się.
      - Masz strasznie uroczy uśmiech.
      - Weź bo się zarumienię.- Uderzam go lekko w ramię. Jezu co się ze mną dzieje? W jego towarzystwie definitywnie mi odwala. 
      - Auł. 
      - Nie bądź babą.- Śmiejemy się. Powinnam być na niego zła chyba, a nie się z nim zaprzyjaźniać.- Do jakiej klasy chodzisz?- Zmieniam temat. Teraz wszystko się okaże czy moje marzenie się spełni. Chodź w pewnym sensie się spełniło, mimo wszystko chodzimy razem do szkoły, zawsze coś. 
      - 1a, a ty?- Kurcze, przepisuje się do sportowej klasy! Że musiałam se wymyślić muzykę, chodź nie wiem jak bym zdała te testy z biegania, dwa kilometry trzeba zrobić w 15 minut. No ja bym prędzej w 30, nie umiem szybko biegać! 
      - 1c, lubisz sport?- Chłopak przytakuje. Nie lubię chodzić na pieszo do szkoły, ale dla niego zrobię wyjątek. 
      - Ogółem chciałbym cię przeprosić za wczoraj, moja dziewczyna, Ann nie lubi mnie widzieć z dziewczynami zwłaszcza ładnymi ma trudny charakter. Myślałem, że cię przyjmę a zrobiła całkiem na odwrót, a gdybym pobiegł za tobą nie miałbym modelki do sesji.
      - Sesji? Nie rozumiem, interesujesz się fotografowaniem kobiet?- Spoglądam na niego.
      - Mój tata jest fotografem, może znasz. James Verdas.- Jasne, że znam. Facet ma naprawdę talent do fotografii. Robił moim rodzicom zdjęcia ślubne. Wyszły perfekcyjnie. Słyszałam, że jest w trójce najlepszych. - Razem z Ann i jej tatą, który jest właścicielem Calvin Klein'a postanowiliśmy zrobić nową reklamę. Jesteśmy już w połowie zdjęć. Strasznie nie podoba się nam- mnie z tatą, ciało Ann, ale mamy problem. Jest to córka właściciela firmy gdy się o tym dowie będziemy mieć przechlapane. Dobrę parę miesięcy ćwiczyłem ciało, a ona ma zaokrąglony brzuch, oczywiście nie jest w ciąży.- Oboje się śmiejemy. Jak mogłam nie zauważyć, że tata Leóna ma na nazwisko Verdas. Może jak bym się z nim skontaktowała znalazłabym go szybciej. Dziwna sytuacja.
      - Może jakoś mogłabym wam pomóc, jest coś co mogłoby poprawić jej wygląd brzucha?- Proponuje. 
      - Mój tata postanowił porozmawiać z jej tatą i mam nadzieje, że znajdziemy jakąś lepszą modelkę. Ty byś się nieźle nadawała.- Przygląda się mnie. Nie, nie ma mowy. Nie nadaje się. Po za tym ta rozmowa jego taty z jej może skłócić rodziców. 
      - Nie wiem czy to dobry pomysł. Przecież, może to grozić skończeniem współpracy. Nie lepiej wymyślić coś, żeby lekko schudła?
      - Nie mamy czasu by dziewczyna schudła.- Wzdycham, nie wiem co można by zrobić. Chyba najlepszym wyjściem byłoby zmienić modelkę, ale nie na mnie.- A ty nadajesz się idealnie. Przemyśl, chętnie bym z tobą pozował półnagi.- Znów wybuchamy śmiechem. Długo się "nie znamy" a już mam się pokazać półnaga. Możliwe, że chciałabym, ale czy na pewno, chce skłócić jego dziewczynę z nim? Trochę nie chce być taka jak inni dla mnie kiedyś. Może trochę inne uczucie i wydarzenie a jednak i tak będzie bolało tak samo mocno jak mnie kiedyś. 
    Wchodzimy do szkoły.
      - Dobra ja lecę do swojej klasy, przemyśl to.- Mruga do mnie i wchodzi po schodach. 
      - Przemyślę.- Szepcze gdy jego sylwetka jest już daleko.
    Nigdy bym się nie domyśliła, że jego tata jest fotografem. Przecież on też byłby sławny. Chodź może po tych zdjęciach z Klein'a dopiero będzie. 
    Z mojej kieszeni wydobywa się "dźwięk" wibracji telefonu. Gdy wyjmuje lekko się przerażam. Zapomniałam powiedzieć Lu, że jadę idę z Leónem. 
    Dzwonie do przyjaciółki...
      - Violetta gdzie ty do cholery jasnej jesteś!?- Krzyczy, że aż odsuwam telefon od ucha. 
      - W szkole a ty gdzie?- Śmieje się. 
      - Czekam na ciebie jak głupia. Masz szczęście, że jedzie autobus. Pogadamy w szkole i nie wyjdziesz z tego cała!- Znów krzyczy i się rozłącza. 
    Śmieje się i sprawdzam godzinę. 7:40, szybko szliśmy do szkoły. Zostało 20 minut do chemii, aż dziwnie. Myślałam, że przyjdziemy gdzieś o 8:30. Sądziłam, że droga jest dłuższa. Chyba, że León ją skrócił.
    Weszłam po schodach i skręciłam w korytarz w którym mam teraz polski. Jak dobrze, że dziś piątek. Dwa dni odpoczynku się przyda. Usiadłam koło drzwi i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Na korytarzu słychać tylko panie krzyczące na uczniów w sali. Chłopak czekający przed swoją salą słucha głośno muzyki przez słuchawki i słyszę ją nawet ja. Przechodzący uczniowie by trafić do łazienki. Nudy.
    Wchodzę w jakąś grę i próbuje przejść kolejny poziom gdy naglę ktoś do mnie podchodzi.
      - Cześć.- Wystawia ręce do mnie Fran w geście bym ją przytuliła. Przytulamy się.
      - Cześć.- Odpowiadam.
      - W co grasz?
      - W zasadzie to w nic ciekawego nudziło mi się.- Uśmiecham się do niej.
      - Dziś jestem druga, co sprawiło, że jesteś przede mną? - Kurcze, skłamać czy mówić prawdę. Wczoraj przezywałam lekko mówiąc Leóna nie tylko w myślach, a dzisiaj już mam iść z nim na sesje zdjęciową. Jejku, mam słabość do tego chłopaka.
      - Zaprowadziłam Leóna do szkoły, okazało się, że to nasza szkoła.- Nie okłamuje jej.
      - Co? Przecież...
      - Tak wiem co mówiłam, ale to nie jego wina.
      - A kogo?- Patrzy z zdziwieniem.
      - Ann.- Dziewczyna patrzy na mnie i jeszcze bardziej ma zdziwiony wzrok. No tak nie wie kto to Ann, ja też bym nie wiedziała gdyby nie przyjście z Leónem do szkoły.- Ann to dziewczyna Leóna.
      - Jak można kochać taką sucz?- Odwraca wzrok.
      - Właśnie on jej raczej nie kocha.
      - To po co z nią jest?
      - Bo...
      - Cześć dziewczyny.- Przerywa mi Lu.- A ciebie nie lubię.- Składa ręce w krzyż. Wzdycham a Fran się śmieje.
      - Viola szła z Leónem do szkoły musisz jej wybaczyć ten jeden raz.- Lu siada koło nas lekko zaciekawiona.
      - Jak to szła z Leónem? Co szłaś z Leónem? Po co? Znów ta suka ci coś zrobiła? Znów cię zranił? - Śmieje się, przerywając jej.- No co?
      - Zaproponował mi sesje zdjęciową.- Uśmiecham się do obu przyjaciółek. One podskakują przerażone. Znów zaczynam się śmiać.- W samej bieliźnie.- Obie jeszcze bardziej się przejęły.- Ale raczej mu odmówię.- Śmieje się.
      - Jak to mu odmówisz to wspaniała szansa, żebyście się do siebie zbliżyli. Macie po 16 lat nie widzieliście się 8! Musisz zrobić coś, żeby mu podziękować za przeszłość.- Uśmiecha się Fran. Patrze na nie i nadal nie wiem co zrobić.
      - Zastanowię się.- Wyjękuje.


    Wyjmuje buty z worka i zakładam moje ciemne kozaki. Ubieram obydwa na stopy a moje Vansy chowam do worka. Biorę torbę i wychodzę. Miałam wracać z dziewczynami, ale poszły na zajęcia wokalne a ja dziś nie miałam ochoty.
    Lekko zawiało, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Nadal nie wiem czy chciałabym się pokazać półnago przed obiektywem. A jeżeli robi to by się zemścić na mnie za to, że mu nawet nie podziękowałam? A może chce ośmieszyć mnie ... Ośmieszyć przed całą szkołą i nawet światem. Bo jaka normalna nastolatka występuje w reklamie o bieliźnie? Są młode modelki, aktorki, ale ja się na to nie nadaje. Obawiam się kolejnego kłamstwa. Nie wiem czy mu ufam czy nie. Chyba za mało go znam by wystąpić z nim w pewnym sensie skąpym stroju. A nie chce powtarzać przeszłości z której ledwo co wyszłam. Wyszłam go z cudem. Bo w końcu mogli wyśmiać Leóna i byłby pośmiewiskiem tak samo jak ja... Ale jakoś się go posłuchali. No tak jest okropnie przystojny. Ale tak małe dziewczynki... Nie to jest oczywiste, niby małe ale w końcu wyglądał jak książę więc jaka księżniczka nie pragnie najprzystojniejszego księcia?
    Przechodzę koło sklepu i widzę Angie rozmawiającą z Leónem. Dobra rozumiem, że z kimś gada ze studia ale z nim. Pewnie zaraz mu wszystko powie, albo... Nie wiem, o czym oni mogą gadać? W ogóle skąd oni się znają?
    Przechodzę koło nich szybko i odwracam głowę w drugą stronę. Przełykam cicho ślinę i gdy już jestem blisko niezauważenia mnie słyszę głos mojej ciotki. Kurcze!
      - Violu gdzie się tak śpieszysz?- Odwracam się na pięcie.
      - Do domu.- Odpowiadam krótko. Nadal nie wiem po co oni rozmawiają.
      - Mogę cię podwieźć.- Mówi León. Nie wiem, nie chce, nie mam ochoty.
      - Nie dzięki poradzę se. To ja idę cześć.- Zaczynam iść. Przyśpieszam krok gdy słyszę jak ktoś idzie za mną. Mam nadzieje, że to nie León. Po chwili patrze się w tył i nikogo nie ma. Wzdycham i idę dalej.
      - Na pewno chcesz mnie tak wystawić.- Zdejmuje z głowy kask i wstaje z krosa. Myślałam, że chodzi mu o inną podwózkę.- Może chciałabyś pogadać jeszcze?- Prowadzi za sobą motor gdy ja nadal idę przed siebie.
      - Przepraszam León nie mam ochoty, źle się czuje.- On nic nie odpowiada ale podaje mi inny kask. Patrze na niego w stylu, że nie pojadę z nim a on na siłę wkłada mi go na głowę. Wzdycham i zaczynam iść razem z tym kaskiem. On zaczyna się śmiać.
      - Proszę cię, tylko cię podwiozę przecież mieszkamy bardzo blisko siebie.- Kolejny raz wzdycham i wsiadam na jego motor.- Tylko trzymaj się mnie mocno, bo nie będę cię ratować.- Żartuje. Prycham i udaje, że się obraziłam składam ręce w krzyż na moich piersiach. Ten niespodziewanie rusza a ja przestraszona mocno go przytulam. Jezu czuje jego mięśnie, ale czuje też jak im mocniej go przytulam tym bardziej jego mięśnie się napinają przez mój dotyk. Niezręcznie czy odwrotnie?
    W pewnym momencie omijamy mój dom a ja zaczynam krzyczeć mu do ucha.
      - Gdzie my jedziemy?
    Chłopak mi nie odpowiada tylko cicho się śmieje. No co za człowiek. Jestem zmęczona, mam dość szkoły. Chce chwilę spokoju, czy nie mogę go dostać?
    W końcu chłopak zatrzymał się pod wielkim wieżowcem Calvin Klein, Dlaczego on mnie tu zaprowadził, mogę się dowiedzieć? Jeszcze nie wiem czy chce te zdjęcia zrobić czy nie. Jejku ale tu wspaniale.
      - Chciałbym ci pokazać jakby wyglądała nasza sesja.- No super.- Idziesz czy będziesz się tak patrzeć?- Mówi i podaje mi swoją rękę. Łapie go za nią i idziemy do budynku. Słyszę jak mój telefon wibruje. Wyciągam go lecz nie odbieram. Znów chowam go do kieszeni i idę za Leónem do wielkiego budynku.
       - Dzień doby Leónie.- Mówią jakieś blondynki.
       - Witajcie.- Uśmiecha się do nich.
    Wchodzimy do wielkiego metalowego pudła zwaną windą i jedziemy na 10 piętro. No nieźle, jestem ciekawa czy się pogodzę z pokusą czy ją przyjmę. Ahh... Nadal nie wiadomo czy w ogóle będę mogła w niej być skoro miała to być córka tego całego właściciela a zarazem taty Ann.
    Nie odzywamy się do siebie ani słowem, gdy jesteśmy już na wyznaczonym piętrze wchodzimy do sali z napisem "Zdjęcia". Nie jest to miejsce do robienia zdjęć, ale jest wypełniony albumami. Jeden leży na biurku, gruby i złoty. León prowadzi mnie do niego i siada koło biurka. Ja siadam na przeciwko. Jesteśmy jeszcze dziećmi a ja czuje się jakbym miała co najmniej 22. Chłopak szuka coś w albumie i wyciąga jedno zdjęcie oraz podaje mi je do ręki. Zdjęcie przedstawia jego i tą Ann.
      - Myślałam, że będzie to sesja półnaga.- Odzywam się do niego. On cicho się śmieje.
      - Trochę cię wrobiłem w tą całą sesje półnagą. Będziemy w ubraniach tylko będziemy mieć odsłoniętą bieliznę, żeby było widać sama wiesz, że to bielizna z Calvin Klein.- No to ciekawie.
    Chłopak podaje mi kolejne zdjęcie. Na nim jest tylko on w mokrej, białej koszulce, która podkreśla jego umięśniony brzuch, a ze spodni oczywiście wychodzą białe bokserki.     Przygryzam zmysłowo wargę na co on lekko się spina. Spojrzał się na mnie z lekką nutką zeżarcia mnie. Jejku, trochę się go boje. Lecz po chwili szuka kolejnych zdjęć.
    Daje mi kolejne tym razem jest na nim tylko Ann, wyszła koszmarnie.
      - Jak widać po twoim wyrazie twarzy chyba nie jesteś zachwycona z tego zdjęcia.- Lekko drgam. Teraz nie wiem czy obrazić jego dziewczynę i powiedzieć szczerze czy okłamać, że jest piękna. Owszem ma ładną twarz, ale nogi i jej ciało już takie nie są.  Włosy lekko opadają na jej ramiona. Włosy i twarz jest dobra... Ale ciało, nie.
      - Powiedź szczerze.- Mówi gdy ja cały czas nie wiem co powiedzieć.
      - Noo... Jest Okey.- On wzdycha.
      - Mi też się nie podoba, dlatego chciałem ciebie na tych zdjęciach, już wiesz czy chciałabyś w nich wystąpić?
    Sama nie wiem czy tego chce. Obawiam się, że wyjdę jeszcze gorzej.
      - Muszę się jeszcze zastanowić.
      - To jak już w końcu będziesz wiedziała to napisz do mnie na e-mail'a.- Podaje mi karteczkę na której jest jego adres oraz numer telefonu.
    Jestem w pieprzonej kropce.        

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć, o dziwo szybko skończyłam ten rozdział i nie jest w końcu taki krótki. 
Wena o dziwo wróciła i skończyłam czwórkę już w środę. 
Ogólnie mam fazę na film "Tini" więc teraz gify
 będą z tego filmu aż mi się skończą :P
Nie mam pomysłu na notkę. 
To do następnego!
Wasza Rosee.


Ej ty! 
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem 
lub kropką.
to bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!

piątek, 8 stycznia 2016

003: To uwierz.

Dedykacja dla Danielle
"Niespokojnie zerkałam na ciebie i chciałam wierzyć,
 że z tego co myślisz część jest o mnie"

    Przecieram oczy pięć razy a chłopak się lekko śmieje. 
      - León Verdas?- Dodaje. Znów przytakuje.- Chodziłeś do podstawówki nr.6 w Buenos Aires?- Znów zaczyna się śmiać oraz kolejny raz przytakuje. Mocno go do siebie przytulam. Chłopak lekko zdziwiony oddaje uścisk. Tak to on. Tak to mój León Verdas. Mój książę, który pomógł mi żyć w szkole. Chłopak pomógł mi nie czuć się samotnie i niekomfortowo. Zmienił moje całe życie.
      - A ty? Kim jesteś?- Lekko się zachwiałam. Czy on mnie nie pamięta? Patrze chwile na jego twarz i czuje jak znów łzy napełniają moje gałki oczne. Dlaczego jestem taka miękka? Czemu muszę ciągle płakać? Violetta, bądź twarda!
      - Nie pamiętasz mnie?- Mówię z chwiejącym się głosem. Okej, jeszcze nie płacze. Spokojnie. León lekko się zaśmiał.
      - To mi przypomnij.- Ja wiem, że on kłamie! On musi mnie znać!
      - Jestem Violetta, Violetta ta która cię w podstawówce olała jako jedyna.- Chłopak wpatrywał się w moją twarz z niezwykłym zdziwieniem oraz szczęściem. Uśmiechnęłam się lekko i patrzałam na jego śmieszną minę.- Czyli nadal mnie nie pamiętasz?- Lekko się śmieje. Boże co się ze mną dzieje? Przed chwilą prawie płakałam.
       - Kobieto jak ty wyładniałaś!- Mówi po lekkiej chwili zastanowienia. Czuje jak lekko się rumienie. Jezu jaka ja jestem dziwna raz mi źle raz dobrze. O co ci chodzi Violetta!- Może chciałabyś zaprosić się na herbatę lub kawę?- Dodaje po chwili. Zastanawiam się i wygląda na to, że mogę. Przytakuje na jego słowa. Czemu wszystko po tych wszystkich latach wydaje się takie proste? Niby uroczo do momentu kiedy doszliśmy do kawiarni. Nie usiedliśmy do innego stolika tylko do stolika z przepiękną szatynką o niebieskich oczach, wysokiej o chudych nogach. Wstaje i przytula się lekko do Leóna. Uśmiecha się do mnie chamsko i pyta.
      - Kochanie, kto to jest?- Już jej nie lubię, Jezu ten jej ton głosu mówi tylko jedno "Po co ona nam tutaj?" Może ja lepiej pójdę.
      - To Violetta.- Dziewczyna wyszczerza oczy.
      - To ta której tak bardzo pomogłeś a ci nawet nie podziękowała?- Jezu zabijcie to proszę. León drapie się po karku, denerwuje się. Lekko wzdycham.
      - Jednak muszę iść do domu, zapomniałam, że miałam posprzątać w pokoju.- Kłamie, dziewczynie znów wraca chamski uśmieszek i mocniej przytula się do Leóna.
      - Violetta...- Cicho mówi chłopak. Spoglądam na niego z lekkim smutkiem i odchodzę.
    Tyle straconych dni by teraz wszystko się odwróciło. No tak czego ja oczekiwałam? Że będzie sam, przecież on nie myślał o mnie każdego dnia, o każdej sekundzie. Miał swoje życie, miał nowych i lepszych przyjaciół, znalazł sobie dziewczynę. Nie, nie chce z nim być. Nigdy nawet tak nie myślałam, chciałam tylko go spotkać i podziękować, nic szczególnego. Następnym razem gdy go spotkam powiem po prostu dzięki i se pójdę. Niczego już sobie niczego nie mogę obiecywać, nie chcę robić sobie niepotrzebnych nadziei. Muszę kiedyś zapomnieć, w końcu chciałam tylko mu podziękować, nic innego.
    Idę przed siebie, nie chce iść do domu. Nie wiem co ze sobą zrobić. Zadzwonić do dziewczyn, czy błądzić cały czas po mieście. Nie mam nic przy sobie oprócz telefonu. Poszłabym coś kupić do jedzenia bo strasznie chce mi się jeść. Pójdę do Angie! Albo nie... Przecież ona jest w Studio. Tak, zadzwonię do dziewczyn.
    Wybieram numer do Lu, mam nadzieje, że już są wszystkie trzy.
      - Halo Viola? Coś się stało?- Odzywa się.
      - Gdzie jesteście?- Mówię chwiejącym się głosem.
      - Jezu, co się stało?
      - Gdzie jesteście!?- Krzyczę.
      - U mnie.
      - Będę za 10 minut, cześć.- Rozłączam się.
    Wzdycham, czuje jak coś we mnie buzuje. Zaraz się popłacze. Ojciec, León co ja im takiego zrobiłam. Nie León nic mi nie zrobił. Przecież nie moja sprawa z kim jest. Ale nie rozumiem czemu nic nie zrobił jak sobie poszłam, a bardziej zostałam wygoniona z spotkania, które sam mi je zaproponował. Może dlatego jestem taka wściekła też na niego?
    Idę przez park do domu Lu. Niedaleko stąd jest piękny staw, siadam tam często gdy jestem smutna. Zapomniałam o tym miejscu i jakoś skoczyłam tam przychodzić. Dziewczyny bały się mnie tam zostawić w końcu tam był Staw. Nie rozumiem, czasem za bardzo się troszczą, jakbym była ich dzieckiem. Tylko właśnie, brakuje mi mamy. Brakuje mi jej uroczego uśmiechu i łapanie za rękę gdy wjeżdżałam na sale operacyjną z szepnięciem Córeczko będzie dobrze. Kocham ją mimo wszystko. Chciałabym też normalnego ojca. Troskliwego i który by mnie rozumiał oraz był przy mnie mimo wszystko. Ale u mnie zawsze nie idzie tak jak ma iść...
    Pukam do drzwi blondynki, ta od razu otwiera mi i mocno do siebie przytula. Zdziwiona oddaje uścisk. Jejku przecież nic się nie dzieje.
      - Violu co się stało?
      - Spotkałam Leóna, a bardziej na niego wpadłam. Poszliśmy do kawiarni bo mnie zaprosił ale jego dziewczyna mnie wygoniła, suka.- Ostatnie słowo mówię cicho. Do przedpokoju wchodzi Cami.
      - To chodź i opowiadaj.- Prowadzą mnie do salonu.
      - ... I tak znalazłam się tu.- Dziewczyny spojrzały się na siebie.
      - Vilu czy ty się w nim przypadkiem nie zakochałaś?- Odzywa się Fran.
      - Nawet go szczególnie nie znam. Skąd taka myśl? Nie podoba mi się, a po za tym ma dziewczynę. Nie jest w moim typie. Tyle.- Mówię godnie z prawdą.
      - W sumie racja.- Przytakują.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Od razu mówię, najkrótszy rozdział w moim życiu.
Tak bardzo nie miałam weny i pomysłu.
Nie martwcie się, to że się spotkali nie oznacza, że już teraz będzie tak hop siu.
A reszty dowiecie się w następnych rozdziałach.
Chciałam powiedzieć, że bardzo dziękuje
Mar tynie, Os wysłany na konkurs zajął 2 miejsce!
Witam też nowych czytelników i dziękuje za 24k wyświetleń :*
Więc to na tyle, do następnego.
Kocham was, Rosee 
Ps: Nowy szablon od Graphic Poison

Ej ty! 
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!

piątek, 1 stycznia 2016

002: Kolejne spotkanie.

Dedykacja dla Maddy
(Dawniej Królik Królik)

"Czas leczy rany za to dziś rani psychikę, im
dłużej Ciebie nie ma tym bardziej chce Cie usłyszeć.."


    Nadal nie mogę uwierzyć w jedno. León, to na sto procent był on. Tyle snów, marzeń i myśli, jego twarz była identyczna. Nie mogłabym zapomnieć. Głos, włosy, lekki uśmiech, oczy usta, nos. Spojrzenie... To hipnotyzujące spojrzenie... Nigdy nie mogłabym go zapomnieć, nigdy. 
    Fizyka, czy tylko mnie nie interesuje ten przedmiot. Jest nudny oraz... nie da się go zrozumieć nie wiem co ta baba tam gada. Nic nie rozumiem i zrozumieć nie chce. Chce być muzykiem to mi pasuje więc... poco mi jakaś kurde fizyka? Gadanie o wadzę lub innych rzeczach wcale nie jest interesujące tak jak się wydaje to tej babie. Jeszcze ta jedynka z sprawdzianu, nic nie zrobię, że uczyłam się 5 godzin a nadal nic z tego nie rozumiałam. Muszę to poprawić... Lub nie, nie mam siły na jakąś tam fizykę, wole dowiedzieć się co robi tu León. Dlaczego przyjechał? Dla mnie? Dla kogoś innego? Czy całkiem przypadkowo?
    Dzwonek, tak tylko on mógł mnie uratować z 45 minut siedzenia i wpatrywania się w sufit. Szczerze mówiąc to było o wiele lepsze niż słuchanie o prędkości, czasie i coś tam jeszcze.
      - Violu, na pewno to był on?- Pyta Fran zakładająca kurtkę.
      - Właśnie, może to ktoś podobny, lub byłaś zmęczona i miałaś lekki zwid.- Dodaje Lu.
      - Dziewczyny mogę przysiąc na naszą przyjaźń, że to był on!- Tupnęłam nogą jak małe dziecko, obie się zaśmiały.- To wcale nie było śmieszne.- Prychnęłam.
      - Skoro powiedział ci gdzie mieszka to chodźmy do niego.- Lu przytaknęła na słowa Francesci i obie spojrzały na mnie. Czyli mam się zgodzić.
      - No dziewczyny nie wiem czy...
      - Nie gadaj tyle tylko chodź idziemy do niego.- Przerwały mi. Westchnęłam bezsilnie, co ja bez nich bym zrobiła? No tak gdyby nie León śmiałyby się ze mnie...
    Obie zaczęły biec trzymając mnie za ręce. Jejku jakie one są szybkie.
    W mgnieniu oka byłyśmy pod domem- chyba Leóna. Dziewczyny zadzwoniły do drzwi i szybko uciekły zostawiając mnie samą. No super. W drzwiach stanęła dość wysoka kobieta, blondynka ze szmaragdowym spojrzeniem- pewnie oczy ma po mamie.
      - Dzień doby, jest może...- Kto? Chłopak na którego dziś wpadłam?
      - Witaj, niestety Leóna nie ma w domu, wyszedł z kolegami na dwór.- Mówi, dziękuje Pani! Cicho wzdycham, ale jedno jest pewne. To na pewno jest León! W końcu nawet jego ... Mama to przyznała.- Mam takie pytanie... Nazywasz się może Violett?.- Przytaknęłam.- O Jezu dziewczyno!- Krzyknęła kobieta i mocno mnie do siebie przytuliła.- Znaczy... Bardzo cię przepraszam. León zadzwoni do ciebie jak przyjcie...- Wyjąkała. Czyli kolejna sprawa jasna, to jego mama.
      - Dobrze... To ja już pójdę. Do widzenia.
      - Do widzenia Violu!- Krzyczy kobieta z wielkim uśmiechem na ustach. A gdy odchodzę zamyka drzwi. Tylko czekaj, León nie ma mojego numeru telefonu. A, dobra trudno. Przyjdę za 3 godziny.
    Szukam w torebce telefonu gdy przybiegają do mnie dziewczyny.
      - I jak?! To on!?- Krzyczy Lu.
      - Nie...
      - Tak nam przykro.- Wyrywa się Fran.
      - Nie było go w domu.- Dokańczam. Dziewczyny zamierają.- Gadałam z jego mamą. Jak wróci to do mnie zadzwoni i tak nie ma mojego numeru więc przyjdę jakoś za parę godzin.- Wywiązuje się z wszystkich pytań. Fran spogląda na zegarek i wzdycha.
      - Dziewczyny ja już muszę lecieć... Umówiłam się z Cami, że po nią pójdę.
      - To ja pójdę z tobą.- Mówi Lu. Ja wzdycham, bo muszę pomóc tacie posprzątać w garażu.- A ty Violu idziesz z nami?- Dodaje Lu.
      - Nie mogę, muszę pomóc tacie.- Dziewczyny trochę się zaśmiały. Co w tym dziwnego? Tak może i mój tata nie spędza dużo czasu ze mną, ale ostatnio wrócił z delegacji i stwierdził, że trzeba posprzątać w garażu. Co zrobię? Nic nie zrobię.
       - Od kiedy twój tata...
      - Od nie wiadomo kiedy zachciało mu się sprzątać w garażu.- Dokańczam przerywając Lu.
    Wchodzę do domu, krzyczę że jestem i że możemy już sprzątać. O dziwo z kuchni wychodzi ojciec.
      - W końcu jesteś.- Mówi byle jak.- Nie chciałem, żebyśmy tylko sprzątali, musimy jeszcze pogadać.- No nieźle, chyba mój tatuś trochę sobie o mnie przypomniał.
      - No to mów.- Słowa wypadają z lekką oschłością.
      - Dlaczego jesteś taka?- Wchodzimy do garażu, mężczyzna otwiera garaż. Lekko prycham i zaczynam się śmiać.
      - Gdy poznałeś się z tą Mirandą wcale nie zwracałeś na mnie uwagi. Wyjechałeś gdzieś do Hiszpanii zostawiając mnie całkiem samą. Czy to wszystko wina mamy, że się tak zmieniłeś? Czy tej popierdolonej Mirandy!- Krzyknęłam bliska płaczu. Trudno przeklęłam, ale niech wie jakiego potwora wychował.- Po śmierci mamy obiecywałeś mi, że będziemy razem już na zawsze, ale nie po paru latach mój ukochany tatuś znalazł sobie kolejną, która zaspokoi jego ból i ... nie tylko.- Prycham i czuje jak łzy spływają mi po policzkach.- Myślisz tylko o sobie! Zostawiłeś mnie na pastwę losu, żebyś ty mógł się wyleczyć z tęsknoty dzięki bogu była Angie, ona pomogła mi z wszystkim gdy ciebie nie było. Właśnie zostawiłeś chorą córkę, zapomniałeś? Chyba byłam chora, chyba albo może ci się to zdawało. Wiesz czemu jestem taka? - Spojrzał się na mnie z cholernym smutkiem w oczach, niech cierpi, niech widzi jak cierpiałam ja gdy potrzebowałam ojca.- Nienawidzę cię!- Wykrzyczałam na cały głos.
      - Violetta.- Podszedł do mnie.
      - Zostaw mnie... Nienawidzę cię, dobrze słyszałeś. Nienawidzę cię!- Krzyczę i uciekam. Biegnę przed siebie, nie patrze na ludzi, którzy patrzą na mnie z zdziwieniem lub współczuciem. Mam to głęboko gdzieś. Nie obchodzi mnie nic. Biegnę coraz szybciej i szybciej. Naglę wpadam na kogoś dość mocno. Spadamy oboje na ziemie. Otwieram oczy i szybko wstaje z chłopaka.
      - Jezu, bardzo cię przepraszam.- Chlipie. Chłopak wstaje i poprawia swoją grzywkę. Wycieram oczy... León, to znów on. Kolejny raz... Spadłam na niego.
      - Nic się nie stało.- Mówi i lekko się do mnie uśmiecha.
      - León?- Mówię szybko.
    On przytakuje.
    Boże to on.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo was przepraszam, że taki krótki!
Ale wiecie wczoraj był sylwester i robiłam u siebie 
małą imprezę, więc nie miałam czasu. 
Do tego ten okres po świętach. 
Co ja będę wam się tłumaczyć.
Okropnie was przepraszam za długość oraz za to co tam 
napisałam, bo kurde załamka.
I w ogóle, Szczęśliwego nowego roku!
(Tak, tak zapłon :P)
Pierwszy rozdział w 2016.
Mam znów nowe dwie zakładki
(Os) (Muszę go odnaleźć)
Możecie wchodzić :P
No to na tyle. 
Szczęśliwego i do następnego.
Kocham was.
Rosee.
(ZNÓW DŁUGA NOTKA NO JA CIE!)

Ej ty! 
Tak ty!
Może chciałbyś skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje do pracy.
Kocham was!