piątek, 7 października 2016

Epilog

"Dlaczego aż tak szybko
odszedłeś? Przecież wczoraj
dopiero to wszystko się zaczęło"


    Tak na prawdę to nic mi się nie stało. Zasłabłam z braku sił oraz emocji, które wtedy we mnie buzowały. Następnego dnia obudziłam się w szpitalu całkiem oszołomiona widząc płaczącego Leóna trzymającego moją rękę. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że mamy tylko jeden dzień więc jak najszybciej mogłam wypisałam się na własne żądanie ze szpitala. Od razu potem poszliśmy na basen udając jakbyśmy byli nad morzem. León zabrał mnie na koncert jakiegoś mało sławnego kolesia jednak my udawaliśmy, że to Justin Bieber i bawiliśmy się jak na prawdziwym koncercie. Jeździliśmy na rolkach oraz śpiewaliśmy różne głupie piosenki, udawaliśmy modelki oraz śmieliśmy się z różnych zdjęć. Ten dzień był na prawdę udany i wiem, że całe wakacje, życie oddałabym za jeszcze jeden taki wakacyjny dzień razem z nim, ale jak to mówią co dobre szybko się kończy a ja właśnie stoję w korku razem z chłopakiem śmiejąc się z tego, że w radiu leci piosenka, którą wczoraj śpiewaliśmy a León potknął się o kabel i wywalił na mnie przez co zaczęliśmy się całować jak spragnieni swoich ust. Potem zrobiliśmy jajecznice, która kompletnie nam nie wyszła więc zaczęliśmy nią w siebie rzucać. W sumie nie żałuje, że go odnalazłam. Wręcz dziękuje Bogu za to, że mi się udało. Sama nadzieja w to, że mi się uda była jakimś minimalnym zwycięstwem. W końcu zawsze powtarzałam każdemu by spełniać marzenia i dążyć do ich realizacji. Co prawda bardzo bym chciała go przy sobie zatrzymać, chciałabym nadal go tulić i całować. Słyszeć jak jest o mnie zazdrosny czy się o mnie troszczy. To jak nie mogliśmy długo bez siebie wytrwać i to jak często mnie pocieszał lub ratował mi życie. Albo to jak leciał ze mną na drugi koniec świata by odnaleźć moją mamę, co prawda może nie był to koniec świata, ale wiem, że on by mógł polecieć ze mną nawet na tej jebany koniec. Może tak powinnam go błagać by został lub sprawić by polecieć razem z nim i zamieszkać nie daleko jego domu, lub dalej, ale żeby być koło niego. Bardzo bym chciała, ale uwierzcie to jest bardzo trudne zwłaszcza, że stoimy w korku a za chwilę on będzie w chmurach i rzeczywiście zaraz nasz związek się skończy. Bo jak oboje stwierdziliśmy spróbujmy jednak oboje wiemy to samo to nie wyjdzie jednak ja mam nadzieje, że się uda i gdy dorośniemy będziemy razem już na zawsze, ale czy na pewno? Nie wiem naprawdę nie wiem. Mam nadzieje to całkiem co innego niż gdy mam pewność, ale ja wiem, że mimo tego zawsze się jakoś odnajdziemy prawda? A nawet gdyby nie to te wszystkie miesiące to było dla mnie naprawdę dobre i wspaniałe doświadczenie. Poczułam co to znaczy kochać i być kochanym może dla ciebie nie ma to większej różnicy jednak ile ludzi cierpi na nieodwzajemnioną miłość, ile osób widzi jak osoba, którą kochamy kocha całkiem kogoś innego. Cieszę się, że mi i Leónowi się udało, że to dzięki niemu poczułam to wspaniałe uczucie. Czy wolałabym kogoś innego? Lepszego? Sądzę, że nie ponieważ to on był tym nieperfekcyjnie lepszy. Co prawda to prawda, człowiek nie jest idealny nawet ja czy on, ale nie zamieniłabym tego na nikogo i nic innego. Bardzo go kochałam i nadal kocham czy będę później? Tego nie wiem i nie umiem odpowiedzieć jednak na ten moment czuje się kochana i kocham. Weszliśmy na sale odpraw spojrzałam ostatni raz w jego spojówki. Jego uśmiech, oh czy mówiłam wam ile razy już go widziałam i jak bardzo kocham ten uśmiech. Zwłaszcza gdy jest wywołany mną lub czymś co wiąże się ze mną co oznacza, że to ja jestem jego uśmiechem. Bardzo bym chciała nadal nim być, ale nasz czas się kończy a lot ma za 2 godziny co oznacza, że musi już iść. Musi już przechodzić przez bramki beze mnie. Objął mnie tak jak zawsze. Jego ramiona, silne ramiona mocno mnie przycisnęły to tej umięśnionej klatki piersiowej. Mówiłam już wam jak bardzo kocham jego klatkę piersiową i oczy i buzie i usta i nos i (...) mówiłam? Jeżeli nie to kocham go całego, całego mimo wszystkich jego nie perfekcyjności to i tak kocham go całego. Jego dwa dołeczki gdy się uśmiecha lub zmarszczkę pod okiem gdy je mruży albo to jaki dźwięk ma jego śmiech. Tego jest na prawdę dużo a mówiąc w skrócie to po prostu go kocham. Nigdy nikogo nie kochałam, ale wiem, że jego kochałam od zawsze. To on zawsze był moim snem lub zwykłą krótką myślą. To on zawsze był w mojej głowę, we mnie. I tak samo myślę, że ja będę chociaż małą częścią jego. Może być to nawet paznokieć w jego małym paluszku u stopy, ale żebym tam była. On jest, on jest całym moim sercem. I nikt nie jest w stanie mi podmienić czy wyrwać to serce. "kocham cię" to były ostatnie słowa, które powiedział wymijając mnie. Odszedł całując mnie jeszcze delikatnie w usta. Odszedł, ale ja nie żałuje, że go odnalazłam i wiecie co? Odnajdę go znów...

~~~~~~~~~~~~~~~~
Mhm, tak to koniec. 
Mhm, co oznacza ten koniec...
Mhm, może ktoś się domyśli?
Więc teraz tak... Bardzo wam chciałam podziękować za te wspaniałe kilkanaście miesięcy, które pisałam te opowiadanie i za to jak czekaliście i gdy mi pomagaliście.  Za to, że jesteście po prostu jesteście. Ale ja nie będę się rozpisywać jak to zrobiła V, po prostu was kocham i dziękuje, że byliście przy tym opowiadaniu. 
Więc co teraz? Jak na razie muszę pomyśleć jednak możliwe, że wrócę z czymś nowym. Czekajcie a odnajdziecie. XD

piątek, 30 września 2016

029: Wyjeżdżam.

“Los jest okrutną suką, 
a kiedy sobie ciebie upatrzy,
 nie unikniesz jego planów.”

Vilu POV
      - Będę tęsknić.- Szepnęłam do ucha Cami. Jestem strasznie zła, że León nie pojawił się przed lotniskiem i nie pożegnał się z rudowłosą. Do tego nie odpisuje mi na SMS'y nie wiem czy coś się stało czy co, ale jak jeszcze wychodził był uśmiechnięty i wręcz mówił do zobaczenia później. Mam nadzieje, że nic się nie stało jednocześnie też jestem cholernie wściekła. 
     - Ja też, kocham cię bardzo mocno.- Chlipie przyjaciółka.- Nie przejmuj się Leónem, musiało mu coś wypaść lub co.
     - Nie to nie możliwe, powinien tu przyjść. Pogadam z nim i normalnie nogi z dupy mu powyrywam, bo znając Leóna zasnął na kanapie nie włączając budzika.- Próbowałam rozweselić atmosferę, którą przerwała przytulając od tyłu Camile Lu, która płakała już od samego wyjazdu spod domu.  
      - Ja już tęsknie oh.- Krzyknęła blondynka wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem. 
      - Lu, uspokój się.- Powiedziała Fran odrywając ją od przyjaciółki i sama się do niej przytuliła. Wytarłam spadającą łzę po moim policzku i przyjrzałam się jak potem żegna się z innymi osobami, które tu dziś przyszły.
     - To cześć.- Odparła ostatni raz mnie przytulając a ja podając jej sztuczny uśmiech szepnęłam tęsknie i potem patrzałam jak przechodzi przez różne bramki aż znika z pola naszego widzenia. Tule do siebie Lu, która ledwo łapie oddech.
     - Shh, przecież nic się nie dzieje.
     - Ona odeszła, odeszła. Viola za miesiąc lub dwa stracimy kontakt rozumiesz? To będzie koniec, oh nie!- Dramatyzowała dziewczyna a ja przewróciłam oczami. Przecież to nie jakieś chore opowiadanie, nie zawsze kończy się dobrze, ale też nie zawsze źle przecież prawda? 
     - Jedźmy do domu zanim zaraz zemdleje.- Powiedział chłopak dziewczyny zabierając ją z moich rąk.
     - Tak masz racje, chodźmy.- Odpowiadam ostatni raz patrząc się na bramki i wzdychając wychodzę ze złamanym sercem z lotniska.  

Od: Leóś
Przepraszam, nie mogłem:(

Do: Leóś
Nienawdze cię:(

Od: Leóś
Kocham cię:)

Do: Leóś
Coś się stało?:o

Od: Leóś
Do zobaczenia jutro kochanie ♥

    Podniosłam obie brwi do góry i schowałam telefon do kieszeni. Wyjęłam za to klucze i otworzyłam nimi dom bezwładnie rzucając się na kanapie z hukiem oraz jękiem wydobytym z moich płuc. Wiedziałam, że musiało coś stać się Leónowi, ale nie miałam odwagi by przejść przez ulice i prosto w twarz zapytać się go co się dzieje. Postanowiłam poczekać do jutra aż wszystko się wyjaśni, przecież nie może być aż tak źle. Może jest chory lub pokłócił się z misiem, nie wiem, ale się martwię chodź boję się działać.

~*~

    Ubrałam białą sukienkę w motylki i przejrzałam się w lustrze. Widziałam jak Lu smaruje na swoją rękę parę odcieni szminki a ja wywracam oczami ponieważ bawi się w stylistkę.
      - Nadal mi nie powiedziałaś gdzie jedziecie.- Powiedziała podchodząc do lustra pokazując swoją rękę.- Ta będzie dobra.- Wskazuje na jasny kolor czerwonego a ja przytakuje.
      - A ja ci powtarzam, że sam mi nie powiedział.- Westchnęłam czując jak Lu smaruje moje usta szminką.
      - Co mówiłaś? A nie ważne, wybierzmy teraz cień.- Odpowiedziała a ja i tak wiedziałam, że za minute zapyta gdzie idziemy, dlaczego i po co? Od wyjazdu Cami jest całkiem nie ogarnięta, olewa Fran jak i Fede a nawet mnie. Trudno było mi ją wyciągnąć z domu by pomogła mi z wszystkim. Cami zawsze jej pomagała może dlatego jest jej źle? Oczywiście to nie oznacza, że my jej nie pomagałyśmy, jednak ona uważa (chodź nam tego nie ujawniła) że Cami ją najbardziej rozumie.
      - Jak się czujesz?- Zapytałam gdy dziewczyna malowała moje oczy.
      - Ah, już lepiej.- Powiedziała szepcząc "gotowe" a ja otworzyłam obie powieki.
      - Przestań, przecież widzę. Masz jeszcze mnie i Fran prawda?
      - Oh tak!- Krzyknęła.- Tak wiem, ale to trudne sama wiesz.- Westchnęła bawiąc się patyczkiem od pędzelka.- Bardzo ją kochałam i wiesz co? Nie odezwała się do mnie już od wczoraj, nadal mi nie odpisała.
      - Musi się rozpakować, zobaczyć jak jest. Zrozum ją. Mi też jest ciężko, ale przejdziemy przez to razem prawda? Mamy jeszcze siebie i nie możemy się tym aż tak zamartwiać, będzie dobrze.- Pocieszałam ją jakość chodź po raz pierwszy nie wiedziałam jak ponieważ nawet gdy o tym myślałam trząsł mi się głos.
      - Musi być.- Szepnęła a w pokoju rozwlekł się dźwięk dzwonka do drzwi.
      - Już idę!- Krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam mojego chłopaka w białej koszulce a na nią narzucona zielona bejsbolówka. Na nogach czarne rurki a na stopach czarne Jordany. O cholera jasna. Zakochałam się po raz 100 w tym chłopaku.
      - Cześć.- Przywitał się i przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej.- Hej Lu.- Powiedział i pomachał do dziewczyny odrywając mnie od siebie.
      - Hej, hej!- Krzyknęła i wzięła swoją torebkę.- Um, to ja idę. Miłej randki moje gołąbki.- Uśmiechnęła się sztucznie i wyminęła naszą dwójkę przed tym całując jeszcze mój policzek.
       - Cześć.- W końcu odezwałam się do Leóna, który cały czas na mnie patrzył.- Idziemy?- Oderwałam go od patrzenia się na mnie i przytaknął.
      - Oh tak! Jasne.- Odpowiedział a ja zerwałam z szafki torebkę i zamknęłam na klucz drzwi.
      - Więc gdzie mnie zabierasz dżentelmenie.- Powiedziałam gdy otworzył przede mną drzwi samochodu. Uśmiechnął się do mnie gdy do niego wsiadałam. Wszedł do samochodu po drugiej stronie i włączył silnik.- Więc?
      - Jesteś taka śliczna, że uh.- Odpowiedział a ja czułam ja moje policzki się rumienią.- Myślałem, że ci odpowiedziałem. Co ty robisz ze mną kobieto.- Dodał i ruszył. Szybko spojrzałam na swoje dłonie dając włosom swobodnie opaść na moje policzki.- I to niespodzianka, mam nadzieje, że ci się spodoba.- Odpowiedział na pytanie a ja poczułam jego ciepłą dłoń na mojej.- Ej powiedź coś i spójrz na mnie. Uwielbiam jak się rumienisz z mojego powodu.- Zaśmiałam się przewracając oczami.
      - Nie pomagasz mi.- Odpowiedziałam jeszcze bardziej się zawstydzając. Jego dłoń delikatnie gładziła moją a ja powoli spojrzałam się w jego oczy. Po 30 minutach w końcu podjechaliśmy na miejsce.- Lotnisko?- Zapytałam patrząc do góry na chłopaka.
      - Nie martw się, nigdzie cię nie wywiozę. Chodź.- Zaśmiałam się gdy popchnął mnie zamiast do wejścia lotniska a gdzieś za nie. Zaczął biec jak głupi a ja zaśmiałam się kolejny raz z jego głupoty. W końcu z daleka widziałam pasy startowe oraz trochę bardziej w bok, koło płotu leży koc z wielkim koszem a ja zaczęłam otwierać szerzej usta nie tylko ze zdziwienia, ale też ze zmęczenia.- Szybciej, by nikt nas nie zobaczył!- Krzyknął gdy zaczął zwalniać.
      - León ja u-uh nie mogę.- Powiedziałam z zadyszką, jak on może tak szybko biegać w tych ciasnych rurkach? Dlaczego założyłam szpilki?
      - Chodź.- Przykucnął wskazując bym na niego wskoczyła.- Szybko.- Powiedział gdy zaczęłam się wahać. Jako, że nie miałam wyjścia szybko na niego wskoczyłam a chłopak ruszył do przodu pędem aż potem rzucając mnie na koc.
      - Jesteś głupi, czym ryzykujemy?- Zaśmiałam się a chłopak położył się szybko koło mnie. Trawa była wysoka co oznaczało, że nikt nas z pasów starownych nie mógł zobaczyć.
      - Myślę, że nawet życiem.- Odpowiedział odwracając głowę w moją stronę.- Nie długo zrobi się ciemno i zobaczysz jak startują samoloty...- W tym momencie przerwał nam głośny dźwięk na co się wzdrygnęłam. Przed nami lądował samolot a ja czułam jak koła podwozia przelatują mi nad nosem.
      - Boże!- Krzyknęłam dramatyzując na co chłopak się zaśmiał.
      - W nocy jest lepiej.
      - Skąd to wiesz? To nie pierwsza taka twoja randka?- Zapytałam żartując na co westchnął i dźgnął mnie w bok na co syknęłam strzelając na niego nie miłym spojrzeniem.
      - Kiedyś tu przychodziłem by popatrzeć jak ludzie lecą na święta do rodzin czy na urlop, wakacje. Lubiłem to miejsce bardzo, ale potem się przeprowadziłem. Niedawno znów zacząłem tu chodzić. Raz mnie nawet już złapali i ojciec musiał mnie wyciągać z komisariatu, gdyż mogłem umrzeć w razie groźnego wypadku.- Zaczął śmiejąc się. Widziałam w jego oczach łzy co mnie trochę zdziwiło.- Nie długo już nigdy tu nie polerze.- Wyszeptał bardzo nie zrozumiale jednak byłam w stanie to zrozumieć
      - Co? Dlaczego tak myślisz? Możemy tu przychodzić, są wakacje! Ej, może jakoś się przyzwyczaję do tych strasznych maszyn nad naszą głową.- Zaśmiałam się jednak chłopak patrzył się gdzieś daleko przed siebie.- Co się stało?- Zapytałam ponieważ atmosfera strasznie się zmieniła. Było dziwnie jakby niezręcznie.
      - Viola, ja...- Przerwał nam głos jakiegoś mężczyzny.
      - Co wy tu robicie?!- Krzyknął a León i ja poderwaliśmy się z miejsca.- To nie jest najlepsze miejsce do randkowania!- Jeszcze głośniej powiedział szukając furtki by się do nas przedostać, wyjął też telefon a ja dopiero zobaczyłam jak León wyciąga do mnie rękę z koszykiem w dłoni oraz kocem pod pachą.
      - Wiejemy.- I to były ostatnie słowa gdy zaczęliśmy biec jak idioci bez zahamowania. W końcu znaleźliśmy się pod samochodem i wrzuciliśmy wszystkie rzeczy do jego wnętrza.- Lepiej pojedźmy do restauracji.- Zażartował a ja w jego oczach nie widziałam już tego nędznego smutku. Westchnęłam i zaśmiałam się ponieważ co prawda podobało mi się mimo tak krótkiego czasu pobytu w tamtym miejscu.- Pilot musiał nas zauważyć i na nas nakablować.- Powiedział gdy siedziałam cicho patrząc się na schowek samochodu.
      - Pewnie tak.- Odpowiedziałam ciągle myśląc dlaczego był taki smutny i co chciał mi przekazać.
      - Co się stało?- Spojrzał na mnie gdy sygnalizacja wskzazywała na czerwony kolor.
      - Nie dokończyłeś... To raczej, co tobie się stało? Martwię się León.- Odpowiedziałam patrząc jak spuszcza wzrok i zciska pięść.
      - Powiem ci pod koniec tej randki, chce żeby wyjątkowa, okej?- Odpowiedział a ja przytaknęłam.
      - Gdzie tym razem jedziemy?- Zapytałam by kolejny raz rozwiać nie przyjemną atmosferę.
      - Do mojej ulubionej restauracji.- Uśmiechnął się do mnie masując moje zimne kolano.- Mogę dziś u ciebie spać?- Dodał a ja spojrzałam jeszcze raz na niego.- Jest mój tata i wiesz... Tak to bym zaprosił cię do siebie.- Dodał a ja przytaknęłam.
      - Jasne.

      - Było pyszne.- Powiedziałam gdy chłopak zapłacił i już wychodziliśmy z restauracji. Jadłam naleśniki i były tak wyśmienicie dobre, że nadal mogłabym je jeść bez końca jednak mój brzuch twierdzi, że nie ma już miejsca.
      - Wiem.- Odpowiedział chłopak otwierając przede mną drzwi samochodu. Wsiadł za chwilę po drugiej stronie i zanim ruszyliśmy uśmiechnął się do mnie cmokając delikatnie moje usta co wydawało mi się dosyć dziwne.- Zaraz wszystko ci powiem.- Odpowiedział na moje pytanie o dziwności tej sytuacji więc tylko przytaknęłam i patrzałam na drogę, którą całą przejechaliśmy w ciszy.
    Usiadłam na swoim łóżku włączając film na internecie. Wybraliśmy Avengers ponieważ León stwierdził, że ma dość filmów romantycznych, a że oboje uwielbiamy tego typu filmy wybraliśmy właśnie ten.
      - Chodzi o to, że... Uh.- Zaczął jednak widziałam, że zaczął się wahać.
      - Mów, co się dzieje kochanie.- Poderwałam się i oparłam łokcie o jego tors oraz łóżko.
      - Wyjeżdżam. Za dwa dni, po jutrze. Violu przeprowadzam się do Nowego Yorku.- Powiedział a ja zauważyłam jak w jego oczach pojawiają się łzy a jego głos zaczyna się trząść.
      - C-co?- Wychlipałam.
      - Cholernie cię kocham pamiętaj, kocham cię!- Krzyknął gdy wstałam z łóżka. Czułam jak łzy wylatują z moich oczu.
      - Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, tylko nie ty!- Krzyknęłam uderzając głową o drzwi a potem poczułam jak lecę na ziemię.- Kocham cię León.- Szepnęłam zamykając oczy a potem widziałam tylko ciemność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze byłam wredna! XD
Haha, nie martwcie się musi być wszystko dobrze prawda? XD
Chociaż kto wie może nie będzie?
Viola umrze na uderzenie się w głowę drzwiami a León umrze w katastrofie lotniczej XD
Tak na prawdę nie wiem co napisać.
Za tydzień Epilog a tak bardzo się związałam z tą historią.
Jednak mam plan na nowe opowiadanie i kto wie, może wcale to nie będzie koniec mnie tutaj na tym blogu. W końcu odkąd pamiętam nie było dnia (nie licząc mojej nie obecności rok temu), żebym tu nie wchodziła. Jednak ostatnio to się zmieniło, ale jak rok temu znając mnie po czasie będzie mi tego brakowało więc zobaczymy jak to jeszcze będzie. 
Jak na razie to tyle i nie będę zanudzać więc do następnego!
Już za tydzień :((( 
Kocham was, wasza Rosee! 

piątek, 23 września 2016

028: Głodny ciebie.

 "Wieczność" brzmi dosyć
 groźnie, ale nie mam 
nic przeciwko spędzeniu 
jej przy Tobie."

      - Jestem!- Słyszę głos chłopaka oraz uginające się łóżko. Zaśmiałam się ponieważ kolejny raz zachowuje się jak dziecko. Zaraz po tym rzucił się koło mnie a ja z piskiem poleciałam do góry przez ciężar chłopaka. Jego cichy chichot rozgrzał mnie a ja przy lądowaniu zahaczyłam o jego udo dłonią.
      - Za dużo wypiłeś chyba.- Spojrzałam w jego kierunku chodź w pokoju było już dawno ciemno dobrze wiedziałam, że na jego ustach widnieje ciepły uśmiech mojego Leóna.
      - To ty tak na mnie działasz.- Szepcze do mojego ucha a przyjemne uczucie w brzuchu rozchodzi się przez całe moje ciało.- Masz taką zimną dłoń.- Dodaje a ja dopiero teraz czuję, że mnie trzyma. Moje serce bije jak szalone gdy czuje jego ciepły oddech na mojej skroni. Przełykam ślinę, bo czuję chęć rzucenia się na chłopaka.
      - Z-za to... yyy ty ma-masz ciepłą r-r-rękę.- Wyjęczałam czując jak jego druga dłoń ląduje na moim udzie. O cholera, teraz dopiero poczułam co to znaczy dotyk Leóna. Przygryzłam wargę z denerwowania patrząc co dalej robi. Jego ręką ruszyła ku górze i już znajdowała się na moim brzuchu.
      - Uwielbiam twoje ciało kochanie.- Szepnął prosto w moje usta a ja kolejny raz przełknęłam ślinę, bo kurde nigdy tak nie reagowałam na nic a to co się ze mną teraz wyprawia jest inne, nie znajome. Poczułam w jego oddechu lekki zapach alkoholu co oznaczało jego zachowanie i pewność siebie.
      - Le-León chodźmy spać.- Odpowiedziałam odwracając się plecami do niego. Chłopak tylko obiął mnie ramieniem.
      - Kocham cię.- Szepnął i w taki sposób odlecieliśmy w krainę czarów.

      - Viola.- Usłyszałam swoje imię nad uchem. Otworzyłam leniwie oko i zobaczyłam nad sobą twarz Cami.- Już dziś lecę do domu...- Dodała a ja od razu oderwałam się z objęć Leóna i przytuliłam się do dziewczyny widząc jak zaczyna robić minę zaraz będę płakać. 
      - Shh, spokojnie. Jestem tu, ej przecież nic nie tracisz prawda?- Masuje jej plecy gdy czuje jak cicho szlocha. Chrapnięcie Leóna przerwało jej w zaczęciu wypowiedzi, zaśmiała się co poprawiło mi poranny humor.
      - Tak bardzo cię przepraszam, miałam być zawsze.- Westchnęłam słysząc jej słowa. Cami jest strasznie wrażliwa i łatwo ją rozłamać na małe kawałeczki. Jednak bardzo lubi pomagać i robi wszystko by każdy jej przyjaciel czy ktoś komu ufa to stara się mu pomóc i by poczuł się dobrze i niczym się nie przejmował.
     - Zawsze będziesz, oj Cami...- Oderwałam się od niej wycierając jej łzy spływające swobodnie po jej policzkach.
      - Tyle dla mnie zrobiłaś, a-a ja wyjeżdżam tak o-oh po prostu!- Krzyknęła a ja szybko zakryłam jej usta ręką. Jest jeszcze całkiem wcześnie i nie chce by ktoś się obudził. Owszem León jeszcze może, ale moje ściany są kruche i cienkie.
      - Cicho, chodź połóż się.- Szepnęłam wskazując na łóżko.
      - A ty?
      - Pójdę przygotować śniadanie, nie przestrasz się jak León krzyknie burząc cię przy tym.- Zaśmiałam się jeszcze raz wycierając jej policzki.
      - Oh, dziękuje.- Powiedziała już spokojniej trochę roześmianym głosem. Mrugnęłam do niej wychodząc z pokoju. To będą okropne wakacje.

León POV
     Budzę się przez ogniki dostające się do moich oczu przez co gdy je otwieram moje oczy mrugają 100 razy na sekundę. Uśmiecham się gdy przypominam sobie wczorajsze tańce z Violettą. Odwracam głowę by na nią spojrzeć i bynajmniej się do niej przytulić. Jednak gęste, długie włosy mówią o tym, że nie leży koło mnie Viola a ktoś inny przyominający Camile.
      - O Boże!- Krzyczę gdy w moich myślach pojawiają się różne głupie myśli. Nie, jestem ubrany, i że nie pamiętam co działo się i jak poszedłem spać nie znaczy, że mogłem zdradzić Castillo.
      - Co się dzieje?- Słyszę zachrypnięty głos dziewczyny. Mam na sobie bokserki? Mam, okej więc.. Ona też jest ubrana w piżamę (o ile to piżama, nie znam się)
      - Boże, co ty tu robisz?- Dramatyzuje a twarz Cami pojawia się przed moją. Zaczyna się histerycznie śmiać a ja podnoszę brwi do góry, bo nie rozumiem o co jej chodzi.
      - To już nie pamiętasz wczorajszej nocy?- Poczułem jak lecę do tyłu mimo tego, że leżę na łóżku.
      - Co? O nie, nie, nie!- Wstałem szybko z łóżka i usłyszałem kolejny śmiech rudowłosej.
      - Uspokój się.- Śmiech.- Nie spaliśmy razem, spałeś z Violą.- I kolejny raz śmiech.
      - Pieprzyliśmy się?!- Krzyknąłem a do pokoju weszła ubrana w moją koszulkę V. Prawie zemdlałem gdy ją zobaczyłem w tym ubiorze, jednak śmiech Cami jeszcze bardziej się powiększył a potem zaczęła kaszleć z braku powietrza.
      - Nie! Haha, nie wiem.- I znów wybuchła śmiechem. Spojrzałem na uśmiechniętą dziewczynę w drzwiach a ona na mój wzrok wzruszyła ramionami.
      - Czy ja ci coś zrobiłem?- Zapytałem podchodząc do kobiety, która zaczęła śmiać się z przyjaciółki. Ona zaprzeczyła głową całując mój policzek.
      - Na dole jest już śniadanie, możesz mi pomóc sprzątać?- Zapytała gdy zostawiliśmy Cami samą w pokoju z padaczką śmiechu.
      - Oh, dobrze. Jestem strasznie głodny.- Oblizałem usta patrząc na dziewczynę, która nagle zesztywniała. Złapałem obie jej ręce i popchnąłem na ścianę szybko przywierając do niej i przylegając się do jej ust. Tak tylko tego dziś pragnę.- Głody ciebie.- Dodałem podczas całowania jej kącików ust. Cichy jęk wydobył się z jej małych ust a ja uśmiechnąłem się z wiedzą jak na nią działam.
      - Chodźmy na dół, zaraz mogą się obudzić.- Mruknęła gdy przyssałem się do jej szyi.- León.- Zachichotała gdy nawet nie zareagowałem. Spojrzałem na nią wzrokiem smutnego kotka a ta przewróciła oczami i cmoknęła mnie jeszcze przelotnie w usta. Uwielbiam ją.
    Na stolę leżały naleśniki, różne dodatki do nich. Pełno kanapek oraz patelnia pełna jajecznicy. Oblizałem usta, bo serio byłem głodny i od razu usiadłem na krześle biorąc jednego naleśnika i zamoczyłem go w czekoladzie. Słyszałem czasem podśmiewanie się dziewczyny, ale nie obchodziło mnie to do puki się porządnie nie najadłem.
      - Chciałbym cię zaprosić na randkę, co ty na to?- Zapytałem gryząc kanapkę. Dziewczyna zakrztusiła się tym co jadła. Nawet nie zwróciłem uwagi co je przez to jak bardzo chciało mi się jeść.
      - C-co?- Wykrztusiła a ja usłyszałem jak ktoś schodzi ze schodów. Po śpiewie mogę rozpoznać, że to Federico.
      - Przyjdę jutro po ciebie o 18, bądź gotowa.- Odpowiedziałem i zagryzłem się porządnie w kanapkę widząc jak szczęśliwy Fede wbiega do kuchni i na widok naleśników jego oczy wręcz się powiększają.
      - Uwielbiam domówki Violetty!- Krzyczy i z hukiem siada na krześle biorąc naleśnika. V nadal patrzy się w swój talerz z wypiekami na twarzy, które chowa włosami, które spadają jej na twarz. Uśmiecham się, że to dzięki mnie jest zawstydzona i szczęśliwa.- Smacznego!

    Wchodzę do domu z uśmiechem na ustach. Rzucam w róg torbę i kieruję się do salonu. Mój uśmiech znika natychmiast gdy widzę dwie moje walizki oraz ojca siedzącego na kanapie z surową miną.
      - Myślałem León, że jesteś bardziej dorosły!- Krzyknął a ja podniosłem brwi do góry. O co mu teraz chodzi?- Gdzie ty byłeś przez całą noc!? Mama Violetty powiedziała mi, że namawiasz jej córkę do dirowania narkotykami tak jak i picia wódki czy palenia różnych rzeczy nie dozwolonych dla was!- Krzyknął a ja otworzyłem już usta by zacząć się mu wytłumaczyć. Czy mój ojciec na prawdę uwierzył tej walniętej matce?- Wyjeżdżamy za dwa dni, przeprowadzasz się do babci w Nowym Yorku. Zero kontaktowania się z Violettą, masz 2 dni by powiedzieć jej, że to koniec.
      - Ale cholera mama Violetty cię oszukała!- Krzyknąłem ruszając rękoma we wszystkie możliwe strony. To nie może być prawda! Oni nie mogą nas rozdzielić!
      - A co to?- Z kieszeni wyjął pojemnik z zieloną substancją w środku.- Cholera León, co to jest?!- Wydarł się a ja walnąłem w krzesło stojące naprzeciwko mnie.
      - Jak możesz mi nie wierzyć! Nigdy w życiu bym tego nie zrobił!- Krzyknąłem najgłośniej jak się da.- Nie możesz mnie rozdzielić z Violettą, ja ją kocham!- Upadłem na kolana z rozpaczy. To koniec, jestem bezsilny.
      - Sam sobie na to zasłużyłeś a wstydu nie będziesz mi przynosił.- Prychnął a ja tylko zmroziłem go wzrokiem.
      - Nienawidzę cię.- Syknąłem i biorąc swoją torbę ruszyłem do pokoju rzucając na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zacząłem go demolować. Nie mogę jej zostawić, nie teraz!

Od: Nieznany
Cóż za długo czekałam dlatego sama się tym zajęłam :)
Miłej wyprowadzki Leónie ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak nie jest długi, ale musicie nacieszyć się o to tym rozdziałem.
Mam pomysł jak zakończyć tą historię więc już nie długo koniec.
Jak myślicie uda mu się coś wymyślić?
Cóż, za tydzień randka a za dwa epilog.
Co oznacza, że blog na razie zostaje odwieszony (?)
Kocham was i woah nie spodziewałam się, że tyle osób jeszcze tu jest!
Dlatego całuski dla wszystkich co czekali!

Buziaki wasza Rosee! :*

piątek, 16 września 2016

027: Dla twoich ust.


"Jeśli dzisiaj kochasz mnie bardziej
niż kochałeś mnie wczoraj, to
nie mogę doczekać się jutra"

    Robię opatrunek Alexowi, wiem że po raz kolejny go teraz tracę i ranie, ale Alex jest tylko przyjacielem a on jest moim chłopakiem i nie robić takich scen zazdrości. 
      - Gotowe.- Mówię i zmęczona opadam na kanapę. Czuje się taka bezsilna, w sumie mogłam na niego tak nie krzyczeć, León ma racje; po części, ale ją ma. To prawda, nakrzyczałam na niego, ale byłam zła, prawie się pobili tego samego dnia co my w nocy prawie... właśnie, wracając do nocy, nie wiem co mną kierowało, ale gdy tylko go zobaczyłam zaczęło mnie mdlić. Tak bardzo teraz żałuje, że nie ma tu ze mną Leóna.
      - Violu, co się stało. Nie słuchasz mnie.- Wyrywa mnie głos Alexa z zamyśleń. Źle się czuje.
      - Muszę iść się położyć, idź już.- Wypraszam Alexa a ten podnosi jedną brew do góry.- Proszę.- Dodaje by nie było mu przykro.- I przepraszam za Leóna.- Mówię gdy jesteśmy już przy drzwiach. On tylko się uśmiecha i wychodzi. Przez chwilę widziałam dom Leóna i tak bardzo teraz źle się czuje krzycząc na niego. Dlaczego ciągle to powtarzam? 
    Kładę się na łóżku, wyciągam spod poduszki telefon i dzwonie do Leóna. Nie odbiera, próbuje kolejny raz a sytuacja się powtarza. On zawsze ma naładowany telefon i zawsze ma go przy sobie, zawsze odbiera ode mnie. Martwię się. 
Do: Leoś (13:26)
León proszę odbierz. 

Do: Leoś (13:27)
Kochanie przepraszam, nie obrażaj się. 

Do: Leoś (13:30)
Nadal nie odpisujesz, nie odbierasz. Kocham cię wiesz? Martwię się, León. Proszę porozmawiaj ze mną, ej tęsknie bardzo żałuje. Proszę napisz chociaż kropkę. León, serio się boję. Jeżeli nie odpiszesz mi do 10 minut idę do ciebie. ps: kocham cię. 

Do: Leoś (13:34)
Nie zachowuj się jak dziecko! Dobrze wiesz, że to nie moja wina, że nakrzyczałam na was, ale żałuje bardzo, że tak się zachowałam dla ciebie. León, proszę odpisz coś... 

Do: Leoś (13:38)
Już ubieram buty i do ciebie idę. Martwię się, ej.

Do: Leoś (13:40)
Wpuść mnie, wiem że to czytasz i że siedzisz pod drzwiami udając, że cie nie ma. Kochanie, proszę wpuść mnie. Będę tu siedzieć aż mi otworzysz! Przepraszam cię!!!

Do: Leoś (14:58)
Nadal tu jestem.

Do: Leoś (19:20)
Mogę siedzieć tyle aż mi otworzysz. 

Do: Leoś (23:02)
Zimno mi, proszę otwórz.

Od: Leoś (23:03)
Idź spać, idź do domu. 
      - León mam dosyć! Proszę cię otwórz te drzwi!- Krzyczę i wale pięścią w drzwi. Nie dam rady ciągle patrzeć na telefon. Power bank; mój 3 już się rozładowuje a więcej ich nie posiadam. Zaczynam cicho szlochać, nie chce go stracić, nie chce go do cholery stracić. 
      - Proszę idź.- Mówi normalnie, ja tylko wzdycham. Czuje się cholernie bezsilnie, tak bardzo potrzebuje się do niego przytulić. Siedzę oparta o te jego drzwi już od jakiś dobrych godzin a on nadal siedzi po drugiej stronie i się uparł. Jestem zmęczona, chce mi się jeść i pić, jest mi zimno i chce go przytulić. 
      - Dobranoc.- Mówię i zamykam oczy, przejeżdżające samochody mnie rozpraszają. Czuje jak drzwi się otwierają a ja lecę do tyłu. Na twarz spadają mi wszystkie power banki i mój telefon, kabel oraz chusteczki. León szybko wszystko zabiera z mojej twarzy a ja próbuje zmazać zeschnięte plamy tuszu na moich policzkach.
      - Vio...
      - Zanim mnie wywalisz stąd, wiedz że cię kocham i przepraszam, przepraszam, że tak krzyczałam i że tak no wyszło no przepraszam za to, że mn...- Przerywa mi pocałunkiem, długim, przyjemnym pocałunkiem. Podrzuca mnie do góry i przyciska mnie do ściany.
      - To ja powinienem cię przepraszać wiesz o tym?- Mówi między pocałunkami.
      - To już nie jest ważne, León.- Kończę i dalej go całuje.

Parę dni później... 
Zakończenie roku szkolnego... 
     Przekraczam ostatni raz próg szkoły i gdy mam już iść sama do domu ktoś łapie mnie za ramie. Odwracam się i patrze w oczy przyjaciółek.
      - Co z imprezą dla Cami?- O nie...
      - Całkiem zapomniałam... Coś wymyśle nie martwcie się.- Muszę teraz wszystko przygotować. Wyciągam portfel i patrze czy mam w nim kartę.- Dziewczyny, dziś o 17 u mnie musimy po dekorować mój dom i zaprosić ludzi. Piszcie im wszędzie na fejsie, mejlu jak wrócicie do domu. A do Cami napiszcie, że ma być o 18 u mnie, bo źle się czuje i chce z nią pogadać; wymyślcie coś.- Mówię i wkładam portfel do torebki. Gdy się odwracam wpadam na kogoś twardy tors. Jęczę z bólu i podnoszę głowę do góry. León.
      - Auł, uważaj gdzie stoisz.- Słyszę śmiechy dziewczyn. Chłopak się do mnie uśmiecha.
      - Przepraszam aniołku. Co znów knujecie?- Pyta zbliżając się do mojego czoła i je całuje.
      - Musisz mi w takim razie pomóc kupić ozdoby i inne pierdoły i udekorować dom.- Śmieje się gdy widzę jego grymas na twarzy. Dziewczyny znów się śmieją a do nas dołącza Cami, przez cały czas jest przygnębiona i smutna.
      - Co dziś robimy?- Mówi smutno. Nasze twarze od razu też się robią smutne. Czuje jak León stojący za mną łapie za moje ramiona i je masuje. Wariat, przy nim nie mogę się skupić. Staje mu na stopę obcasem a ten syczy i zabiera swoje dłonie. Jeszcze bym coś walnęła i bym całą niespodziankę zwaliła. Cami cicho się zaśmiała.
      - Ja dziś muszę pomóc Violettcie...- Przerywam mu szybko; nie to, że mu nie ufam, ale on też może zaraz powiedzieć nieco za dużo.
      - W matmie.- Brawo, mamy wakacje a ja myślę o matematyce. Brawo dla Violetty. Camila się zaśmiała i chyba załapała to na coś w stylu "randka".
      - My idziemy... Ja z Lu muszę jechać teraz do domu! Cześć!- Krzyczy Fran i odchodzi.
      - Dziwnie się zachowujecie. Co się stało? Mam coś na twarzy?- Pyta roześmiana w końcu Cami. Zaśmiałam się i zaprzeczyłam głową.
      - Mają okres.- Komentuje León a ja staje mu mocniej obcasem na stopę.- Auł, dlaczego to robisz?
      - Bo mnie wkurzasz, idziemy. Pa Cami, może wpadniesz do mnie dziś na 18 co? Muszę ci coś powiedzieć... Chodzi tu o moją mamę.- Ja wiem, że powinny to dziewczyny ją zaprosić, ale wymknęło mi się, zawsze coś walnę.
       - Okej.- Twierdzi.- Ja lecę, przyjechała moja mama. Do 18-stej!- Żegna się przytulasem ze mną i Leónem oraz oczami ją odprowadzam. Odwracam się do Leóna stając mu przy tym kolejny raz na stopie, tym razem przez przypadek.
      - Viola, co ja ci zrobiłem?- Syczy, a ja całuje go w policzek.
      - Przepraszam, idziemy?- Chłopak wzdycha.
      - Jak będzie mnie ta stopa boleć na tej waszej imprezie to nici z tańczenia ze mną dobrze wiesz o tym.- Patrze na niego i aż mi się źle zrobiło, ma racje kurcze co ja zrobiłam trzeba było w inne miejsce. W myślach zaczęłam się śmiać z wyniku myśli gdzie bym mogła go uderzyć.

    Po godzinie wszystko było już gotowe na imprezę. Poszłam do domu razem z Leónem za rękę. Co chwile szeptał mi coś do ucha a ja chichotałam. Mój telefon zawirował co oznaczało wiadomość. Wyjęłam go z tylnej kieszeni uderzając bruneta w rękę gdy sięgał po ciasteczko.

Od: Fran
Ja z Lu już idziemy do ciebie.

    Uśmiechnęłam się i schowałam telefon do poprzedniego miejsca przytulając Leóna, któremu udało się zabrać ciastko podczas odpisywaniu na SMS dziewczyną.
      - Hej, co jest?- Słyszę gdy odrywam twarz od piersi Leóna. On na prawdę jest wysoki uwierzcie mi. Posłałam mu uśmiech widząc jak w kąciku ust ma kawałek czekoladowego ciasteczka. Podnosi brew i wyciera jedną pojedyncza łzę.
      - Tracę kolejną ważną osobę León.- Chlipię łapiąc go za kark. Patrze w jego ciemno zielone oczy, które są takie smutne.
      - Przecież jej nie tracisz.
      - Oh, nie pieprz. Dobrze wiem, że po miesiącu nasz kontakt ograniczy się do zera.- Westchnęłam patrząc jak chłopak wzdycha. Jego masujące palce na moich policzkach strasznie je rozgrzewają.
      - Hej, hej! Spokojnie, Cami na pewno nie da ci życia i sama będziesz miała jej dość.- Roześmiał się a ja powtórzyłam jego ruch z kompletnej bezsilności.- Ale masz jeszcze najlepszego chłopaka na świecie prawda?- Wywróciłam oczami gdy tylko to usłyszałam a chęć wytarcia ciastka z jego rogu ust mi przeszła.
      - Jesteś głupi...- Przerwał mi odgłos dzwonka a ja oderwałam się od chłopaka wzruszając ramionami na jego zmieniający się wyraz twarzy i ogniki znikające z jego oczu.- Już idę!- Krzyczę podbiegając do drzwi, w których pojawiły się dziewczyny od razu wbiegając do środka.
      - O kurcze!- Krzyknęła Lu obserwując miejsce.- Jak tu super! León ci chociaż pomógł?- Zapytała podekscytowana Lusia. Zaśmiałam się widząc jak Verdas sztywnieje przy jedzeniu kolejnego ciasteczka.
      - Mhmm.. Podżera tylko te ciasteczka co przygotował dla mnie Alex.- Zażartowałam a León prawie przewrócił się stojąc w miejscu. Zaczął wypluwać ciastko a dziewczyny zaczęły histerycznie się śmiać ja na to tylko przyjaźnie się uśmiechnęłam.- Żartuje, zrobiłam je wczoraj.- León od razu wrzucił wyplute ciastko do buzi a wszystkie dziewczyny jęknęły z obrzydzenia.
      - No co?- Zapytał pełną buzią chłopak a tylko ja zarechotałam. Lu włożyła dwa palce do buzi wskazując jakby miała zaraz zwrócić.
      - Zaraz 18, gdzie wszyscy ludzie?- Pytam podchodząc w końcu do Leóna i wytarłam okruszki z jego ust.
      - Napisałam, że mają być o 17:50, więc zaraz będą.- Odpowiedziała Fran a ja przytaknęłam patrząc jak Verdas ślini się do mnie oplatając mnie rękoma w pasie. Przewróciłam oczami ponieważ nie miałam na to w tej chwili i ochoty i czasu.
      - Nie teraz León.- Szepcze, żeby tylko on mnie słyszał a on tylko smutnieje.
      - Chociaż buziak, plis plis!- Czy ja kiedyś powiedziałam, że León zachowuje się dojrzale? Nie? No to mamy odpowiedź, to jeszcze 8-mio letnie dziecko.
      - NIE!- Krzyknęłam wyrywając się z jego objęć.
      - Będziesz tego żałować...- Powiedział a dzwonek przerwał mu podchodzenie do mnie ruszając palcem.
      - To Feduś!- Tym razem to Lu krzyknęła a ja zastanawiałam się czy nie leci tu jakaś głośna muzyka, że oni tak krzyczą... Ups, ja też krzyczałam prawda? - A jednak...- Powiedziała gdy jacyś ludzie zaczęli wchodzić a ja wzruszyłam tylko ramionami. Poznawałam twarze osób, bo były to tylko osoby ze szkoły, co mnie cieszyło. Lu zaczęła krzyczeć, że idzie Cami a wszyscy zaczęli się chować a ja zaczęłam panikować.
      - Nie denerwuj się, idę za kanapę.- Zaśmiał się głos za mną a ja poczułam jak moje dłonie zaczynają się pocić nawet nie wiem z czego.
      - O-okey...- Odpowiedziałam Leónowi, który pocałował mój policzek przeskakując na drugą stronę kanapy. Zza niej wydał się głos oznaczający ból a potem ciche przepraszam co mnie rozśmieszyło i trochę rozluźniło.
    Dzwonek do drzwi... To teraz. Okej dam radę...
      - Hej.- Powiedziałam odchylając się przez drzwi by nie widziała dekoracji. Spokojnie Viola, dasz radę.
      - Hej... Um, mogę wejść?- Zapytała a ja zdrętwiałam. Pokiwałam głową i rozszerzyłam drzwi. Dziewczyna normalnie weszła do salonu i od razu usiadła na kanapie wzdychając. Podniosłam brwi, o nic nie pyta? Nie jest ślepa?- Jakaś impreza? Tyle jedzenia? Okres?- Powiedziała a ja usłyszałam śmiechy gdzieś daleko.- Co to?- Spanikowałam.
      - Eee... Co? A to!? A mój śmiech, umiem śmiać się gardłowo patrz.- Zajęczałam by ktoś się zaśmiał jednak nikt nie słyszał.- EKHEM!- Powiedziałam głośniej a śmiech powtórzył się. Cami podniosła tylko obie brwi i widać, że zrezygnowała. Czy ona serio nie widzi tego napisu "Kochamy cię Cami?"
    Naglę do drzwi ktoś zaczął się dobijać a ja znów nie wiedziałam co robić. Niech oni już wyskoczą i zaczną krzyczeć niespodzianka, bo zwariuje. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Do pomieszczenia wszedł Fede rozglądając się dookoła i odwraca wzrok na mnie pytając o co chodzi. Na sam głos chłopaka zza kanapy wylatuje Lu piszcząc i wbiega w ramiona chłopaka. Cami wygląda na zdziwioną a ja zaczynam krzyczeć "niespodzianka" a wszyscy zaczęli wychodzić z kryjówek krzycząc to co ja. Jakie to żałosne... Co ja zrobiłam źle.. Zobaczyłam w oczach dziewczyny łzy i słyszałam jak chichocze gdy muzyka zaczęła lecieć coraz głośniej. Podeszłam do niej i mocno wtuliłam się w jej włosy szepcząc, że bardzo ją kocham.
      - To było cudne.- Odpowiedziała wyrywając się z moich objęć. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć ponieważ została porwana przez różne osoby. Uśmiechnęłam się na widok szczęśliwej przyjaciółki. A potem poczułam jak ciepłe ramiona mnie opatulają. Spojrzałam na uśmiechniętego Leóna, który nadal miał okruszki w kąciku ust. Zaśmiałam się i pocałowałam go wylizując okruszki z kącika.
      - W końcu.- Odezwał się po oderwani naszych ust od siebie.
      - C-co?- Wyjęczałam na co chłopak się zaśmiał.
      - Tylko po to jadłem te ciasteczka, nienawidzę czekoladowych ciasteczek, ale dla twoich ust zrobię dosłownie wszystko.- Wyszeptał nie pozwalając mi odpowiedzieć, bo znów przyparł sowimi ustami do moich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czy ktoś się mnie spodziewał? Nie? A tu niespodzianka...
Tak jakoś mnie naszło i macie słodziutki rozdział... POCZĄTEK PISANY DAWNO WIĘC JEST UH, STRASZNY XD Druga część mi się już bardziej podoba więc... Oh, to nie powrót a bardziej to nie wiem... Tak jakoś mnie naszło czytając bloga kiciałki, że no.. Proszę xd Nawet nie wiem co napisać... Przepraszam (?) Hej (?) Ale na pewno bardzo was kocham za wyrozumiałość za moją przerwę. Może wrócę może nie? Nadal mam zajmować miejsca? Bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest i tak samo przepraszam za zerowe komentowanie waszych rozdziałów na blogerze byłam ponad 3 miesiące temu, może czasem coś patrzyłam, ale na serio bardzo was za to przepraszam. A tu macie 27 i zachęcam do oceniania.

 Kocham was i do... kiedyś (?)
Wasza Rosee :)


    

czwartek, 11 sierpnia 2016

Co teraz? To koniec?



Od dwóch miesięcy nie napisałam nic. To co było na blogu był to wynik mojej wielkiej weny przed tym jak kompletnie ją straciłam. I tu nie będę mówić coś w stylu dorosłam czy nie lubię Violetty. Hm, może zacznijmy od tego, że dużo się dzieje w te wakacje i zajęłam się innym opowiadaniem przez co nie mam pomysłu na to. Mam napisany prolog do nowego opowiadania jednak bez skończenia tego nie będziecie wiedzieć o co chodzi. (Ps: Kocham Violettę i staram się nie dorastać :P)

Dlatego odpowiadając na pytanie, nie to nie koniec jednak potrzebuje przerwy na to by zastanowić się co zrobić. Mam nadzieje, że będziecie a ja postaram się wymyślić coś do końca wakacji i wtedy wam powiem co dalej.

Jeżeli będziecie tęsknić to zapraszam was na wattpada gdzie piszę fanfiction o Niallu z One Direction. (k)

Mimo tej przerwy pamiętajcie, że ja tu nadal jestem i codziennie sprawdzam bloga. Jest to pierwszy mój blog, w nim się rozwinęłam i nie mam nawet szczelności go usuwać dlatego to nie koniec i obiecuje, że wrócę. Tylko najpierw muszę odnaleźć wszystkie swoje myśli i uczucia.

MACIE MOJE SŁOWO.

Miałam tyle pomysłów, ale pamiętajcie historia zostanie dokończona. Postaram się...

Całuski dla was wszystkich.. I kocham was całym sercem, jesteście dla mnie wszystkim pamiętajcie!

Wasza Rosee...

piątek, 29 lipca 2016

026: Zostaw ją.

Z dedykacją dla mojej kciałki!

"Kochać znaczy...
właśnie co to znaczy?"


    Mrożę wzrokiem Alexa, doskonale wiem, że to nie wina Violetty. Może tak, wiem że nie zrobiłem dobrze śledząc ich, ale Alex też nie robi dobrze. Violetta miała iść sama a potem mogłem dołączyć ja a nie on. Czuje coś co mnie bardzo wnerwia. Mina Violetty określa "nic nie rozumiem" a chłopak uśmiecha się zwycięsko. 
      - Myślisz, że jak wejdziesz jej do przymierzalni to cie pokocha? Mylisz się, ona już ma chłopaka i nie potrzebuje drugiego.- Mówię dość spokojnie lecz z podniesionym głosem. Chłopak prycha i zaczyna się śmiać.
      - Jestem jej przyjacielem, a to że tu wszedłem nie jest twoją sprawą. Śledzisz nas?- Również podnosi głos a ja zaczynam się śmiać. Trzy osoby w przymierzalni to nie jest dobry pomysł. Violetta nadal okrywa się bluzką a ja szybko ją zasłaniam plecami i stoję twarzą w twarz z Alexem; robię to tylko by nałożyła swoją bluzkę. 
      - A właśnie, że jest. Jest moją dziewczyną a twoją przyjaciółką.- Ostatnie słowo mówię sarkastycznie i przewracam oczy przez co czuje, że leciutka stopa Violetty ląduje na mojej pięcie, udaje że mnie to nie rusza.- Jest moja.- Prycham w twarz chłopaka a ten odkłada przyniesioną bluzkę i wychodzi, uśmiecha się do V a ona tylko spuszcza wzrok. 
      - To nie tak jak myślisz.- Szepcze a ja łapie jej zimne policzki i przyciągam do siebie.
      - Violu, ja wszystko rozumiem. To nie twoja wina.- Dziewczyna się uśmiecha lekko i widzę, że jest cała roztrzęsiona.- Kupię ci tą sukienkę.- Zmieniam temat patrząc na piękną białą sukienkę, która jeszcze lepiej musi wyglądać.
      - Ale najpierw muszę ją przymierzyć.- Uśmiecha się. Kocham jej uśmiech, wygląda wtedy tak uroczo.

    Biorę gitarę do ręki i gram piosenkę, którą jako ostatnią napisałem. Piosenka dla Violetty, potem moje życie wyglądało miedzy innymi na tym, że chodzę na taniec. Sam nie wiem czemu z tego zrezygnowałem, może że ciągle wspominałem Violettę?
    Słyszę dzwonek do drzwi. Patrzę na zegar i wzruszam ramionami, nikogo się nie spodziewałem o tej godzinie. Może coś się stało Violettcie! Szybko schodzę po schodach i otwieram drzwi. Gdy tylko widzę kobietę przed moimi oczami chce mi się mdleć.
      - León musisz mi pomóc.- Szepcze a ja podnoszę jedną brew do góry. Od kiedy jesteśmy na ty?
      - Jeżeli chodzi o Violettę to niestety nic nie mogę powiedzieć, mieszka naprzeciwko mnie; w sumie powinna Pani wiedzieć.- Kobieta wzdycha.
      - Wiem, doskonale wiem gdzie mieszka ale tu chodzi o to że chce się zemścić?- Mówi i marszczy czoło, wygląda podobnie do czoła Violi jednak u niej wygląda nie tylko słodko a u jej matki wygląda to odrażająco.
      - Nie rozumiem.- Podnoszę jedną brew.
      - Dziś Violetta prawie zdradziła cię w tej przebieralni więc możesz jej pokazać, że ty też możesz ją zranić, proszę nienawidzę tej małolaty odebrała mi męża.- Brew jak była na górze zostaje na górze.
      - Jak to męża?
      - Nigdy się nie rozstaliśmy, German był za dobry, żeby zostawić całkowicie Violettę aż w końcu urodziłam mu dziecko, a teraz gdy dowiedziała się prawdy zrobiło mu się jej żal i mnie zostawił!- Histeryzuje. Czuje się gorzej niż wyglądam, nie wierze jaka ta kobieta ma zrytą psyche.
      - Zrozumiał swój błąd.- Odpowiadam szybko a ona mrozi mnie wzrokiem.
      - Jest mu jej po prostu żal wróci do mnie prędzej niż myślisz! Skoro nie chcesz mi pomóc to zobaczysz, zemszczę się na was dwóch.- Prycha mi w twarz.- Jednak zastanów się, masz tu mój numer telefonu. Obyś szybko to przemyślał chce zabić tą małą sukę.- I myśleć, że jest to matka Violetty. Odbieram od niej kartkę, bo może się przydać; oczywiście nigdy nie zranię Violetty, jeżeli posunie się za daleko mam jej numer policja może ją nakryć. Dobrze, że czasem najpierw myślę potem robię.
    Gdy kobieta odchodzi szybko biegnę po telefon i dzwonie do ukochanej. Jeden... Dwa... Trzy... Poczta głosowa. Spoglądam w okno i próbuje zobaczyć czy kobieta nie weszła do środka i nie robi nic Violettcie. Ubieram buty i biegnę do domu Castillo; dobrze wiem że nie lubi jak mówi się do niej po nazwisku, wtedy zawsze uderza mnie w twarz i równie dobrze znam już ten tekst "Po nazwisku to po pysku"
    Pukam i dzwonie do drzwi. Niecierpliwie się. Sekundy mijają jak godziny a minuty jak wieczność. W końcu wychodzi za drzwi uśmiechnięta dziewczyna, wygląda strasznie radośnie lecz gdy widzi moją minę jej wyraz twarzy zmienia się na zmartwiony. Wzdycham z ulgą i mocno ją do siebie przytulam. Tak cholernie się bałem, że mogło jej się coś stać. Za jej pleców widzę Lu, która ma kaprys na twarzy i chyba również widziała moją twarz w drzwiach. Gdy się do niej uśmiecham ona to odwzajemnia.
      - Hej, co jest? Wchodź.- Mówi a ja zaprzeczam głową.
      - Nie, nie przeszkadzam wam.- Dziewczyna łapie moją dłoń i wciąga do środka. Ile ona ma siły, albo to ja dziś jestem zbyt bezsilny, że mogłaby mnie podnieść.
      - Mów co jest?- Widać, że Lu się pakuje.
      - Ludmiła, zostań.- Mówię a dziewczyna podnosi jedną brew do góry.- I tak byś się dowiedziała.- Dodaje a ona siada na swoje miejsce.
      - León mów, bo się denerwuje.- Widzę jak zaciska usta, tak ma racje jest zdenerwowana. Czuje jak pocą mi się dłonie, ja również się denerwuje.
      - Była u mnie twoja mama.- Czuje, że popełniam błąd jej to mówiąc teraz, może jednak kiedy indziej jej to powiem. Dziewczyny robią minę typu "i co mówiła?"- Przyszła i coś pomruczała i poszła.- No brawo Verdas, tak tak okłamuj je. Kurwa co ja znów robię.- Bałem się, że mogła ci coś zrobić.- Ale po co jak i tak coś tylko "pomruczała" jaki ja jestem durny.
      - Nic nie słyszałeś, na pewno?- Pyta przestraszona Ferro; ona też nie lubi po nazwisku.
      - Serio, nic. Bałem się.- No kłam dalej, powiem Violettcie jutro ale dziś czuje się beznadziejnie przez co nie chce nic mówić. Violetta siada na moich kolanach nie zwracając uwagi na Lu. Łapie moje policzki swoimi drobnymi dłońmi i kciukiem gładzi je.
      - Cholernie cię kocham, nie martw się tak już. Ej, jest okej, misiu.- Zaśmiałem się na ostatnie słowo. Misiu niby banalne a tak cholernie śmieszne. Ona również się uśmiecha i daje mi całusa w policzek. Lu wzdycha i wywala oczy z zachwytu. Viola śmieje się z niej i schodzi z moich kolan.
      - Dobra gołąbki, muszę lecieć do Federa, trzymajcie się!- Mówi i żegna się z nami. Po chwili zostaje sam z kobietą moich snów.
      - Mogę cię o coś prosić.- Mówi to tak, że wydaje mi się jakby chciała wlecieć ze mną do łóżka, ona robi to specjalnie, ona wie co na mnie działa. Podchodzi do mnie i przygryza wargę przez co czuje się jak moje przyrodzenie pulsuje; nie przecież jesteśmy za młodzi a ona za bardzo na mnie działa.
      - Mówiłem ci, nie rób nigdy więcej tak.- Ona puszcza wargę przez co jeszcze bardziej mnie to podnieca.- O co chcesz mnie poprosić?- Mówię podobnym głosem co ona parę sekund temu. Podchodzę bliżej niej, a bardziej to się schylam. Widzę jak patrzy na moje usta, również patrze na jej wargi a raz na oczy, są tak piekielnie czekoladowe.
      - Śpij dziś ze mną, proszę.- Szepcze przez co jeszcze bardziej mnie to podnieca. Nigdy w życiu nie zakochałem się tak jak w niej, w jej oczach, uśmiechu, w jej ciele, w całej tej dziewczynie. Przechylam delikatnie głowę by złączyć nasze usta.
      - Jasne.- Szepczę i wbijam się w spragnione usta dziewczyny. Czuje jak się uśmiecha, to będzie najlepsza noc w moim i mam nadzieje, że w jej życiu też; nie myślcie sobie za dużo nie zamierzam jej zgwałcić ps; chodź tak bardzo jej pragnę.

      - Dlaczego ja się zgodziłam na ten horror!- Piszczy gdy kolejny raz wyskakuje babka z kąta. Ja się ciesze, jest to okazja do ciągłego przytulania się nie mówiąc, że jestem taki czuły. Lubie jak mnie obejmuje, jej małe dłonie, które często są zimne tulą mnie z taką miłością na jaką nie zasługuje. Kocham ją cholernie bardzo za wszystko.
      - Chodźmy spać.- Szepcze jej do ucha, jak dobrze że dziś w domu nie ma u niej nikogo. Dobrze, że mój tata wyjechał w delegacje, miałbym przejebane, ale po co mam się tym przejmować siedzę przytulony do mojego całego świata.
      - I myślisz, że ja po tym zasnę! Chyba kpisz!- Piszczy.- Ja się boje wejść na górę a co dopiero pod kołdrę, León boję się.- Czuje jak drży. Cicho się śmieje by nie słyszała i biorę ją na ręce, wchodzę po schodach na górę i zapalam światło.
      - Idź się myć a ja wszystko powyłączam.- Ona szybko do mnie podchodzi i przytula.
      - Nie zostawiaj mnie.- Piszczy, śmieje się i szepcze jej, że będę za pięć minut. Ona wchodzi do łazienki i zamyka się na klucz. Schodzę na dół i wyłączam film oraz idę do kuchni wziąć jakiś sok oraz szklanki do góry. Składam jeszcze koc i maszeruje na górę. Widzę jak leży już w łóżku  w dłoniach. Gdy mnie widzi uśmiecha się i odkłada urządzenie, wygląda uroczo w tych krótkich spodenkach i różowym szlafroczku. Nalewam soku do szklanki i czuje jak ognisty wzrok na sobie. Podaje jej szklankę a ona wybija ją szybko, ta to ma pragnienie. Odstawiam wszystko i gdy mam już wchodzić do łazienki przypominam sobie, że nie mam nic do przebrania.
      - Położyłam ci tam dresy mojego taty oraz moją koszule jak będzie za mała to mi powiedz to ci przyniosę.- Mówi a ja się uśmiecham i gdy już mam wychodzić słyszę jej melodyjny głos.- Poczekaj, zapomniałam o czymś.- Wstaje z łóżka i do mnie podchodzi. Przybliża się do mnie i całuje w policzek, od razu smutnieje żeby pokazać jej, że chce czegoś więcej. Ona wzdycha i wbija się w moje usta, wygrywam zwycięsko i idę w końcu do łazienki.
    Na przywitaniu spotkałem moją dzisiejszą stylizację i cicho się zaśmiałem. Szybko się rozebrałem i wszedłem pod prysznic. Umyłem się jej płynem, pachniał tak jak ona zaśmiałem się, że będziemy nawet pachnieć tak samo. W sumie mogłem iść po tą piżamę, ale Violetta dobrze mnie zna i po pierwsze wie, że jestem leniem a po drugie pewnie umarłaby nie tylko z tęsknoty a z przerażenia. Teraz już wiem jak mam spowodować, żeby ciągle mnie przytulała.
    Wychodzę z kabiny i wycieram się również danym mi już ręczniku. Ubieram dres oraz koszule, która niestety jest za mała. Składam ją i decyduje się, żeby już nie musiała iść po tą koszule. Nie lubię w nich spać, lecz gdybym musiał i nie chciał jej robić przykrości dobrze, że jest za mała.
    Otwieram drzwi i widzę jak piszę coś w swoim notatniku. Gdy odrywa twarz poza kartkami, sztywnieje a na jej twarzy pojawia się skupienie na mojej osobie. Boje się, że nie zmyłem piany i mam wąsy, ale dopiero potem przypomina mi się siłownia i mój tors.
      - Była za mała, nie musisz iść po inną.- Ona nadal leży i patrzy się na mój brzuch, może jednak mam tam już bojler?- Halo, Violetta? Żyjesz?- Podchodzę bliżej a ona nadal patrzy się w jedno miejsce.- Ej.- Pstrykam jej przed oczami palcami.
      - Tak, tak masz rację.- Mówi i dobrze wiem, że całkiem mnie nie rozumiała; nie słuchała.
      - Chcesz to dotknij.- Chyba mnie śmieszy ten tekst.
      - Żartujesz!- Krzyczy a ja zastanawiam się czy ona nie słyszy tego czego chce. Podnosi rękę nie pewnie i gdy ma już dotknąć oddala ją. Łapię jej nadgarstek i przybliżam ku mojemu torsowi. Ona tylko coś pisnęła i gdy puszczam jej nadgarstek lekko gładzi mnie swoimi opuszkami. W miejscach gdzie to robi przechodzi mnie przyjemne uczucie.- Dobra kładź się bo zaraz zwariuje.- Piszczy a ja obchodzę łóżko i ładuje się koło aniołka, mojego aniołka. Dziewczyna zgasza światło a ja nadal wiem, że patrzy się na mnie. Całuje lekko ją w czółko i odwracam się by leżeć na plecach.
      - Dobranoc.- Mówię i patrzę na nią. Ma otwarte oczy, chyba chce coś powiedzieć.
      - Leooon.- Przedłuża jedną z liter mojego imienia.
      - Coooo?- Powtarzam po niej styl wypowiedzi.
      - Mogę na ciebie usiąść, tylko na chwilę. Proooszę.- Powstrzymuje fale śmiechu gdyż zastanawiam się co jej dziś Lu podała.
      - Jasne.- Kobieta od razu się wyrywa i delikatnie na mnie siada opiera się rękoma o mój tors. Nie wiem dlaczego usiadła dokładnie tam gdzie szczerze nie powinna. Masowała mój tors delikatnie a ja starałem się nie napalać by niczego nie poczuła. Siedzi idealnie tam gdzie nikt nigdy nie siedział a jak dojdzie do pocałunku lub chociaż raz poprawi się mogę zostać przyłapany na tym jak ona na mnie działa. Staram myśleć się o czym całkiem innym niż tym, że to właśnie ona siedzi na mnie i na moim przyrodzeniu. Niestety dziewczyna lekko się o niego potarła a ja poczułem jak zaczyna mnie wszystko drętwieć.
      - Violu proszę nie rób tak więcej.- Nie powstrzymuje i mówię jej a ona tylko cicho się śmieje. Robi to ponownie a ja ledwo już leżę. Chce ją pocałować, mocno jej pragnę. Myśl León o łące, myśl o łące!
      - Jak? Tak?- Kolejny raz to robi a ja czuje, że zaraz zwariuje.- Dlaczego mam tak nie robić?- Lu błagam co ty jej dziś podałaś, ja się jej boję. Ten horror to był zły pomysł.
      - Violetta, nie chce cię zranić.- Chlipie, nie chce tego robić. Oczywiście mówię co innego bo teraz gdybym mógł rżnąłbym, ale nie chce jej ranić. Serio, jesteśmy za młodzi zwłaszcza ona. Znów masuje mój tors a ja ledwo co wytrzymuję. W końcu zrzucam ją z moich kolan i wiszę nad nią. Wbijam się w jej malinowe usta i masuje jej brzuch, dobrze wiem, że pragnie bym dotknął ją wyżej, ale wiem że oboje nie jesteśmy na to gotowi. W końcu puszczam ją i kładę się na swoje miejsce. Słysze jak wali jej serce oraz jak szybciej oddycha, cholernie mnie to podnieca. Nie mówiąc, że dwa razy głośniej słyszę siebie.
      - Dobranoc.- Mówię po raz drugi i czuje jak się do mnie przytula i po raz kolejny masuje mój tors. Chyba kocha go bardziej niż mnie. Śmieje się cicho i również ją obejmuje. Zasypia przy mojej piersi a ja gdy tylko całuje ją we włosy, również zasypiam.

~*~

    Wychodzę wywalić śmieci i widzę jak Alex zmierza z kwiatami do domu Violetty. Szybko je wywalam i podchodzę do takiego samego śmiecia co przed chwilą wyrzucałem.
      - Co ty do kurwy wyrabiasz?- Szarpie go za ramie a jego uśmieszek schodzi.
      - Nie mogę iść do przyjaciółki tak jak ty kiedyś i nie długo?- Zaczynam się śmiać, co za chuj.
      - Na twoim miejscu bym ją zostawił.- Prycham mu w twarz.- Zostaw ją.- On tylko przewraca oczami.
      - Myślisz, że jak jesteś jej chłopakiem to jesteś najważniejszą osobą w jej życiu?- No ona w moim tak.- To mylisz się.- Czuje ukucie, jaki ja jestem uczuciowy, od kiedy?
      - Nie bądź śmieszny, dobrze wiemy że jestem ważniejszy od ciebie!- On tylko się głupio zaśmiał. Nie wytrzymałem walnąłem go pięścią w twarz przez co poleciał do tylu.
      - Dosyć!- Słyszę głos, niebiański głos.- Co w was wstąpiło?!- Krzyczy a ja dopiero teraz wiem, że bez sensu go uderzyłem; mimo to należało mu się.- León, po co go uderzyłeś?- Podchodzi do niego i dotyka nos; krwawiący nos Alexa. Zżera mnie zazdrość. Zaraz nie wytrzymam.
      - Bo mi cię odbiera.- Rzucam i dochodzę. Słyszę jeszcze głośne wołanie Violetty, ale udaje że mnie to nie rusza. Wchodzę do domu i zamykam je na klucz. Nienawidzę tego człowieka.

~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak tak...
Macie rozdział, nadal nic nie napisałam od dwóch tygodni.
I NIE TOLERUJE TYLE SPAMU OD ANONIMÓW.
Jeżeli komentujesz to KOMENTUJ RAZ lub dwa w razie pomyłki lub jakiegoś dodania, nie rób nie potrzebnego spamu, bo to widać, że pisze to jedna osoba.
Dobra całuski i do następnego...

 Jeżeli macie tt możecie dodać jakiegoś posta z #MGOLeonettaPL i napisać coś o tej historii. Jak macie jakieś pomysły co napisać co mogło by się wydarzyć, możecie mnie jakoś tym zmotywować. Oczywiście oznaczajcie też mojego tt (@PaniHorans) wtedy szybciej to odnajdę.

niedziela, 17 lipca 2016

025: Piosenka.

"Kiedy przechodzisz przez
piekło, nie przestawaj iść"


    Gdy czekałam aż León w końcu pokaże mi piosenkę mój telefon został zalany telefonami od Lu, żebym przyszła do kawiarni. Mimo tego, że nie mam czasu i nie chce mi się postanowiłam pójść i zorientować się co się stało. Z Leónem mam się spotkać jakoś o 18 w parku gdyż muszę się dowiedzieć o co mu chodziło z tą piosenką. Obiecał mi, że ją zagra i zaśpiewa.
    Po chwili jestem i wchodzę do kawiarni. Widzie wszystkie przyjaciółki przy jednym stoliku. Widocznie są czymś załamane. Dosiadam się do nich i dopiero teraz widzę płaczącą Cami. Szybko łapie jej dłonie i rozglądam się po przyjaciółkach.
      - Cami... Cami... Cami wyjeżdża.- Mówi zapłakana Fran i łapie nasze ręce. Nie one sobie robią jakieś żarty chyba! Czuje się jakby wypruwali mi żołądek. Ona nie może wyjechać, nie kolejna przyjaciółka. Podchodzę do niej i mocno ją do siebie przytulam. Każda z nas wygląda jakby nie spała całą noc a to tylko parę minut płaczu, plus moje parę sekund. Czuje jak drogi tusz sunie po moich polikach. Nie chce, żeby ona odchodziła. Bardzo ją kocham i po prostu ona nie może!
      - To już pewne?- Pytam i siadam na krzesełko w Starbucksie. Do stolika przynosi nam kawy Lu, która przed chwilą ponie poszła.
      - Tak...- Wymotała Cami i napiła się czarnej kawy. Osobiście jej nienawidzę.- Jadę do Mexyku, już na zawsze.- Powiedziała i wybuchła płaczem. Wszystkie mocno ją przytuliłyśmy. Nagle wpadłam na wspaniały pomysł.
      - Nie możesz odjechać w smutku, zorganizujemy wielką imprezę ostatniej nocy w której będziesz w Buenos Aires.- Wszystkie potwierdziły chodź Camila nie wyglądała zachwycająco.
      - Nie jestem pewna. Nie mamy gdzie tego zrobić, bardzo dużo do zrobienia. Nie chce się...
      - A tym to ja już się sama zajmę. Głowa do góry, zostało nam parę wspaniałych dni razem, potem również tak będzie, co z tego że przez internet i tak najlepsze przyjaciółki na zawsze!- Powiedziałam a wszystkie się rozchmurzyły. I tak ma być; pomyślałam.

    Podeszłam do mostku w parku i zniecierpliwiona czekałam na Leóna. Bardzo chce, mu o wszystkim powiedzieć, chce żeby mi pomógł z tym wszystkim. Boje się, że znów wszystko stracę. Przyjaciółki wyjeżdżają, zostawiają mnie gdy wszystkie wyjadą nie będzie nikogo... Bardzo się boje, nie chce żeby Cami wyjeżdżała... Po chwili usłyszałam jakąś znajomą mi melodię. Słyszałam głos Leóna i piosenkę, która śniła mi się w dzieciństwie. Nie mogłam uwierzyć to Podemos. Piosenka, którą tak nazwałam. Obróciłam się, zaczęłam szukać chłopaka i gdy go zobaczyłam uśmiechnął się. Podeszłam do niego a słowa nadal były identyczne do tych co mi się wyśniły. Ta piosenka to sen, sen magiczny, czarodziejski. W refrenie zaczęłam śpiewać a León popatrzał na mnie zdziwiony. Nasze głosy gdy tylko się spotykały wykonywały idealny dźwięk. Usiadłam koło niego i przysłuchiwałam się jak gra, przestałam śpiewać ponieważ nie pamiętałam drugiej zwrotki. On tylko patrzył się na mnie jakby utonął w mojej czekoladzie, robię to samo bo tonę w szmaragdach. Gdy przyszła pora na refren zerwałam się i śpiewałam z nim. Motyle latały nam nie tylko w brzuchu a cały świat wydawał się jak wielki raj z tęczą i jednorożcami wokół. Jego wzrok powodował na mnie ciarki a uśmiech dreszcze. Gdy skończył zaczęliśmy się do siebie zbliżać lecz przerwały nam oklaski ludzi wokół. Poczułam jak się spalam a moje poliki robią się czerwone. Przy nim cały świat nie istnieje. Dziś mogę przyznać jestem w nim zakochana po uszy. Sama nie wiem czy jest coś między nami więcej czy jednak to przelotne flirty z jego strony. Niby jesteśmy razem a tylko raz powiedział mi, że mnie kocha; chyba jestem przewrażliwiona.
    Zakrywam poliki włosami i gdy ludzie odchodzą patrze na Leóna i cicho się śmieje. Chłopak znów patrzy na mnie zaciekawiony i odkłada gitarę. Wiem jakiego pytania mogę się spodziewać.
     - Skąd ty ją znasz? Nikomu jej nie pokazywałem.- Mówi a ja tylko się bardziej obawiam moich snów.
     - Przyśniło mi się to już nie raz, nawet gdzieś mam tą piosenkę zapisaną. Myślałam, że to moja piosenka.- Zaśmiałam się, to wszystko wydaje się takie magiczne i nie realne. Chłopak złapał mnie za podbródek.
      - Jesteś taka magiczna.- Szepnął i przybliżył mnie do siebie.- Zapomnieliśmy się przywitać.- Dodał i wbił się w moje usta. Czułam się jak czekolada podczas słońca zostawiona gdzieś na ławce w parku. Rozpływałam się przy nim z każdą małą sekundą, a jego dłonie jeszcze bardziej mnie rozgrzewały. Czułam się jak księżniczka uratowana przez księcia. Jak anioł, magicznie. Uczucie które jest teraz we mnie jest nie do opisania. Jest ono takie wspaniałe.
      - Musisz mi pomóc zorganizować imprezę dla Cami.- Verdas podnosi jedną brew do góry.
      - Ma urodziny?
      - Nie, wyjeżdża.- Mówię a mój głos lekko się zatrząsł. Czułam napływającą wodę do moich spojówek. Humor tak szybko mi się zmienia. León mocno mnie przytula i całuje w czoło. Nic nie mówi, dobrze wiem że mnie rozumie. Jedna łza spływa mi a on szybko ją wyciera.
      - Musicie dać radę nawet na odległość, może kiedyś wróci. Miej nadzieje, a ona jest najważniejsza.- Szepcze mi we włosy, nie patrzymy na siebie a ja wiem, że jest teraz smutny z powodu mojego smutku. Tak krótko się znamy a ja już go tak bardzo znam. - W sumie za to cię kocham.- Odwracam się i patrze na niego. Podnoszę jedną brew, teraz go nie rozumiem.
      - W jakim sensie?
      - Poczekałaś na mnie, w taki sposób mnie odnalazłaś.- Tłumaczy się.- Jesteś bardzo silna Violetta, ja cię za to podziwiam. Już dawno bym sobie nie dał rady, ty jesteś moim wzorem, ideałem. Za to wszystko cię kocham, jesteś inna niż wszystkie, jesteś wyjątkowa zrozum.- Gdy tylko to usłyszałam uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam się w jego ramie. Tak bardzo go kocham.
     - Uwielbiam cię, oj León kocham cię.- Szepczę, żeby tylko on w tym burzliwym mieście mnie usłyszał.
      - Ja ciebie też aniołku.

    Zostały ostatnie trzy dni szkoły. W tym półroczu dorobiłam się bardzo złych ocen więc chyba nie będzie dobrze. Nie jestem zagrożona więc czym ja mam się martwić? Wychodzę z domu w kierunku centrum handlowego ze względu na zakończenie roku, muszę jakoś chociaż wyglądać. Czuje jak ktoś szturcha mnie w ramie więc odwracam się w stronę dotyku; Alex. Dawno się nie widzieliśmy.
      - Cześć.- Mówi krótko.- Gdzie idziesz?- Dodaje po chwili. Nie chce mieć kłopotów z Leónem, wiem jak Alex na niego działa.
      - Śpieszę się.- Próbuje pójść lecz ten kolejny raz łapie moją rękę i wygląda na zdziwonego. Lubię Alexa, ale czasem wydaje mi się, że on oczekuje ode mnie czegoś więcej. No tak może on nie wie, że jestem z Leónem i nie oczekuje od niego niczego więcej niż przyjaźń?
      - Dlaczego mnie unikasz, co ja ci zrobiłem?- Ma racje, w sumie to nie jego wina.
      - Nie, to nie tak. Po prostu muszę już iść.- Kłamie. Boję się, że z zakrętu wyskoczy León i zastrzeli Alexa przy tym raniąc mnie a potem robiąc z tego awanturę. Nie rozumiem Leóna i jego zazdrości, ale wolę nie powtarzać sytuacji o zapomnieniu o nim, bo powiem szczerze czułam się gorzej niż zabity komar.
      - Nie okłamuj mnie. Pójdę z tobą.- Łapie moją dłoń a ja szybko ją wyrywam.
      - Nie chce, żebyś miał problemy.- Tłumaczę. Ja też nie chce ich mieć.
      - Gdzie idziesz?- Nalega, czy on serio nie rozumie, że nie chce się w nic mieszać. Ani jego ani mnie. Alex i Ann dwójka problemów. Tak, lubię Alexa jest moim przyjacielem jednak wiem, że nie chodziło tylko o Ann i Alex też był tą przyczyną zazdrości Leóna. Tak wiem nie powinnam tak dramatyzować jednak boję się stracić Leóna. Choć może faktycznie powinnam z nim iść, jest moim przyjacielem nie chłopakiem. Dawno się nie spotykaliśmy; mam nadzieje, że León mnie nie spotka a jak już to zrobi to niech mnie już nie pozna.
      - Idę do centrum.- Odpowiadam po chwili.
      - Idę z tobą.- Krótko odpowiada.- Dawno się nie widzieliśmy, boję się że stracimy kontakt.- I tak wygląda to coś więcej w kwestii Alexa. Boję się, że naszym powodem rozstania z Leónem będzie Alex; czy ja nie za dużo myślę o Verdasie? Powinnam zająć się czymś innym niż tylko on, jednak chyba za bardzo się zakochałam.
      - Tak to prawda, nie stracimy nie martw się.- Nie chce być wredna ani wścibska. Oglądam się dokoła czy nie ma w pobliżu gdzieś Leóna.
      - Co się u ciebie działo jak mnie nie było?- Śmieje się i spogląda na mnie. Widzę to kątem oka gdyż nie chce na niego patrzeć, wole się rozglądać.
      - Pogodziłam się z Leónem, jesteśmy parą.- Nie żałuje tego co powiedziałam, po minie Alexa można stwierdzić jakby coś odleciało. Tak wiem tu stałam się wredną suką, jednak nie chce, żeby myślał sobie coś niepotrzebnego.
      - To gratuluje.- Mówi przez zęby. Nie wiem czy jest zdenerwowany czy mu smutno po tym jakim głosem to powiedział lecz muszę szybko wymyślić coś, żeby nasza rozmowa nie była tak napięta.
      - Pomożesz mi wybrać sukienkę na koniec roku szkolnego?- Mówię a chłopak przytakuje. Cieszę się, że jakoś go chociaż rozśmieszyłam. Wiem, że mu przykro więc lekko się w niego wtuliłam. Musi się przyzwyczaić, że przyjaźń moja i jego jest dla mnie ważna; tylko przyjaźń.
    Wchodzę do przymierzalni i gdy ściągam bluzkę do pomieszczenia wchodzi Alex. Szybko się przykrywam by nie zobaczył mojego koronkowego stanika.
      - Zwariowałeś?!- Krzyknęłam na przyjaciela. On tylko się zaśmiał i zaczął się do mnie zbliżać do przymierzalni wszedł León i zmroził nas wzrokami. No to mam przejebane.

~~~~~~~~~~~~~~~~
3 tygodnie - w ten czas udało wam sie.
Cóż, trudno.
Ogólnie jestem na koloni i wszystkie błędy itp, poprawie pózniej.
Ogólnie też nie mam weny kompletnie od tych 3 tygodni dlatego, mam dużo na zapas, a potem nie wiem co się stanie.
Dobra komentujcie, oceniajcie.
Kocham was

Następny rozdział: co najmniej 22 komentarzy