piątek, 30 września 2016

029: Wyjeżdżam.

“Los jest okrutną suką, 
a kiedy sobie ciebie upatrzy,
 nie unikniesz jego planów.”

Vilu POV
      - Będę tęsknić.- Szepnęłam do ucha Cami. Jestem strasznie zła, że León nie pojawił się przed lotniskiem i nie pożegnał się z rudowłosą. Do tego nie odpisuje mi na SMS'y nie wiem czy coś się stało czy co, ale jak jeszcze wychodził był uśmiechnięty i wręcz mówił do zobaczenia później. Mam nadzieje, że nic się nie stało jednocześnie też jestem cholernie wściekła. 
     - Ja też, kocham cię bardzo mocno.- Chlipie przyjaciółka.- Nie przejmuj się Leónem, musiało mu coś wypaść lub co.
     - Nie to nie możliwe, powinien tu przyjść. Pogadam z nim i normalnie nogi z dupy mu powyrywam, bo znając Leóna zasnął na kanapie nie włączając budzika.- Próbowałam rozweselić atmosferę, którą przerwała przytulając od tyłu Camile Lu, która płakała już od samego wyjazdu spod domu.  
      - Ja już tęsknie oh.- Krzyknęła blondynka wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem. 
      - Lu, uspokój się.- Powiedziała Fran odrywając ją od przyjaciółki i sama się do niej przytuliła. Wytarłam spadającą łzę po moim policzku i przyjrzałam się jak potem żegna się z innymi osobami, które tu dziś przyszły.
     - To cześć.- Odparła ostatni raz mnie przytulając a ja podając jej sztuczny uśmiech szepnęłam tęsknie i potem patrzałam jak przechodzi przez różne bramki aż znika z pola naszego widzenia. Tule do siebie Lu, która ledwo łapie oddech.
     - Shh, przecież nic się nie dzieje.
     - Ona odeszła, odeszła. Viola za miesiąc lub dwa stracimy kontakt rozumiesz? To będzie koniec, oh nie!- Dramatyzowała dziewczyna a ja przewróciłam oczami. Przecież to nie jakieś chore opowiadanie, nie zawsze kończy się dobrze, ale też nie zawsze źle przecież prawda? 
     - Jedźmy do domu zanim zaraz zemdleje.- Powiedział chłopak dziewczyny zabierając ją z moich rąk.
     - Tak masz racje, chodźmy.- Odpowiadam ostatni raz patrząc się na bramki i wzdychając wychodzę ze złamanym sercem z lotniska.  

Od: Leóś
Przepraszam, nie mogłem:(

Do: Leóś
Nienawdze cię:(

Od: Leóś
Kocham cię:)

Do: Leóś
Coś się stało?:o

Od: Leóś
Do zobaczenia jutro kochanie ♥

    Podniosłam obie brwi do góry i schowałam telefon do kieszeni. Wyjęłam za to klucze i otworzyłam nimi dom bezwładnie rzucając się na kanapie z hukiem oraz jękiem wydobytym z moich płuc. Wiedziałam, że musiało coś stać się Leónowi, ale nie miałam odwagi by przejść przez ulice i prosto w twarz zapytać się go co się dzieje. Postanowiłam poczekać do jutra aż wszystko się wyjaśni, przecież nie może być aż tak źle. Może jest chory lub pokłócił się z misiem, nie wiem, ale się martwię chodź boję się działać.

~*~

    Ubrałam białą sukienkę w motylki i przejrzałam się w lustrze. Widziałam jak Lu smaruje na swoją rękę parę odcieni szminki a ja wywracam oczami ponieważ bawi się w stylistkę.
      - Nadal mi nie powiedziałaś gdzie jedziecie.- Powiedziała podchodząc do lustra pokazując swoją rękę.- Ta będzie dobra.- Wskazuje na jasny kolor czerwonego a ja przytakuje.
      - A ja ci powtarzam, że sam mi nie powiedział.- Westchnęłam czując jak Lu smaruje moje usta szminką.
      - Co mówiłaś? A nie ważne, wybierzmy teraz cień.- Odpowiedziała a ja i tak wiedziałam, że za minute zapyta gdzie idziemy, dlaczego i po co? Od wyjazdu Cami jest całkiem nie ogarnięta, olewa Fran jak i Fede a nawet mnie. Trudno było mi ją wyciągnąć z domu by pomogła mi z wszystkim. Cami zawsze jej pomagała może dlatego jest jej źle? Oczywiście to nie oznacza, że my jej nie pomagałyśmy, jednak ona uważa (chodź nam tego nie ujawniła) że Cami ją najbardziej rozumie.
      - Jak się czujesz?- Zapytałam gdy dziewczyna malowała moje oczy.
      - Ah, już lepiej.- Powiedziała szepcząc "gotowe" a ja otworzyłam obie powieki.
      - Przestań, przecież widzę. Masz jeszcze mnie i Fran prawda?
      - Oh tak!- Krzyknęła.- Tak wiem, ale to trudne sama wiesz.- Westchnęła bawiąc się patyczkiem od pędzelka.- Bardzo ją kochałam i wiesz co? Nie odezwała się do mnie już od wczoraj, nadal mi nie odpisała.
      - Musi się rozpakować, zobaczyć jak jest. Zrozum ją. Mi też jest ciężko, ale przejdziemy przez to razem prawda? Mamy jeszcze siebie i nie możemy się tym aż tak zamartwiać, będzie dobrze.- Pocieszałam ją jakość chodź po raz pierwszy nie wiedziałam jak ponieważ nawet gdy o tym myślałam trząsł mi się głos.
      - Musi być.- Szepnęła a w pokoju rozwlekł się dźwięk dzwonka do drzwi.
      - Już idę!- Krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam mojego chłopaka w białej koszulce a na nią narzucona zielona bejsbolówka. Na nogach czarne rurki a na stopach czarne Jordany. O cholera jasna. Zakochałam się po raz 100 w tym chłopaku.
      - Cześć.- Przywitał się i przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej.- Hej Lu.- Powiedział i pomachał do dziewczyny odrywając mnie od siebie.
      - Hej, hej!- Krzyknęła i wzięła swoją torebkę.- Um, to ja idę. Miłej randki moje gołąbki.- Uśmiechnęła się sztucznie i wyminęła naszą dwójkę przed tym całując jeszcze mój policzek.
       - Cześć.- W końcu odezwałam się do Leóna, który cały czas na mnie patrzył.- Idziemy?- Oderwałam go od patrzenia się na mnie i przytaknął.
      - Oh tak! Jasne.- Odpowiedział a ja zerwałam z szafki torebkę i zamknęłam na klucz drzwi.
      - Więc gdzie mnie zabierasz dżentelmenie.- Powiedziałam gdy otworzył przede mną drzwi samochodu. Uśmiechnął się do mnie gdy do niego wsiadałam. Wszedł do samochodu po drugiej stronie i włączył silnik.- Więc?
      - Jesteś taka śliczna, że uh.- Odpowiedział a ja czułam ja moje policzki się rumienią.- Myślałem, że ci odpowiedziałem. Co ty robisz ze mną kobieto.- Dodał i ruszył. Szybko spojrzałam na swoje dłonie dając włosom swobodnie opaść na moje policzki.- I to niespodzianka, mam nadzieje, że ci się spodoba.- Odpowiedział na pytanie a ja poczułam jego ciepłą dłoń na mojej.- Ej powiedź coś i spójrz na mnie. Uwielbiam jak się rumienisz z mojego powodu.- Zaśmiałam się przewracając oczami.
      - Nie pomagasz mi.- Odpowiedziałam jeszcze bardziej się zawstydzając. Jego dłoń delikatnie gładziła moją a ja powoli spojrzałam się w jego oczy. Po 30 minutach w końcu podjechaliśmy na miejsce.- Lotnisko?- Zapytałam patrząc do góry na chłopaka.
      - Nie martw się, nigdzie cię nie wywiozę. Chodź.- Zaśmiałam się gdy popchnął mnie zamiast do wejścia lotniska a gdzieś za nie. Zaczął biec jak głupi a ja zaśmiałam się kolejny raz z jego głupoty. W końcu z daleka widziałam pasy startowe oraz trochę bardziej w bok, koło płotu leży koc z wielkim koszem a ja zaczęłam otwierać szerzej usta nie tylko ze zdziwienia, ale też ze zmęczenia.- Szybciej, by nikt nas nie zobaczył!- Krzyknął gdy zaczął zwalniać.
      - León ja u-uh nie mogę.- Powiedziałam z zadyszką, jak on może tak szybko biegać w tych ciasnych rurkach? Dlaczego założyłam szpilki?
      - Chodź.- Przykucnął wskazując bym na niego wskoczyła.- Szybko.- Powiedział gdy zaczęłam się wahać. Jako, że nie miałam wyjścia szybko na niego wskoczyłam a chłopak ruszył do przodu pędem aż potem rzucając mnie na koc.
      - Jesteś głupi, czym ryzykujemy?- Zaśmiałam się a chłopak położył się szybko koło mnie. Trawa była wysoka co oznaczało, że nikt nas z pasów starownych nie mógł zobaczyć.
      - Myślę, że nawet życiem.- Odpowiedział odwracając głowę w moją stronę.- Nie długo zrobi się ciemno i zobaczysz jak startują samoloty...- W tym momencie przerwał nam głośny dźwięk na co się wzdrygnęłam. Przed nami lądował samolot a ja czułam jak koła podwozia przelatują mi nad nosem.
      - Boże!- Krzyknęłam dramatyzując na co chłopak się zaśmiał.
      - W nocy jest lepiej.
      - Skąd to wiesz? To nie pierwsza taka twoja randka?- Zapytałam żartując na co westchnął i dźgnął mnie w bok na co syknęłam strzelając na niego nie miłym spojrzeniem.
      - Kiedyś tu przychodziłem by popatrzeć jak ludzie lecą na święta do rodzin czy na urlop, wakacje. Lubiłem to miejsce bardzo, ale potem się przeprowadziłem. Niedawno znów zacząłem tu chodzić. Raz mnie nawet już złapali i ojciec musiał mnie wyciągać z komisariatu, gdyż mogłem umrzeć w razie groźnego wypadku.- Zaczął śmiejąc się. Widziałam w jego oczach łzy co mnie trochę zdziwiło.- Nie długo już nigdy tu nie polerze.- Wyszeptał bardzo nie zrozumiale jednak byłam w stanie to zrozumieć
      - Co? Dlaczego tak myślisz? Możemy tu przychodzić, są wakacje! Ej, może jakoś się przyzwyczaję do tych strasznych maszyn nad naszą głową.- Zaśmiałam się jednak chłopak patrzył się gdzieś daleko przed siebie.- Co się stało?- Zapytałam ponieważ atmosfera strasznie się zmieniła. Było dziwnie jakby niezręcznie.
      - Viola, ja...- Przerwał nam głos jakiegoś mężczyzny.
      - Co wy tu robicie?!- Krzyknął a León i ja poderwaliśmy się z miejsca.- To nie jest najlepsze miejsce do randkowania!- Jeszcze głośniej powiedział szukając furtki by się do nas przedostać, wyjął też telefon a ja dopiero zobaczyłam jak León wyciąga do mnie rękę z koszykiem w dłoni oraz kocem pod pachą.
      - Wiejemy.- I to były ostatnie słowa gdy zaczęliśmy biec jak idioci bez zahamowania. W końcu znaleźliśmy się pod samochodem i wrzuciliśmy wszystkie rzeczy do jego wnętrza.- Lepiej pojedźmy do restauracji.- Zażartował a ja w jego oczach nie widziałam już tego nędznego smutku. Westchnęłam i zaśmiałam się ponieważ co prawda podobało mi się mimo tak krótkiego czasu pobytu w tamtym miejscu.- Pilot musiał nas zauważyć i na nas nakablować.- Powiedział gdy siedziałam cicho patrząc się na schowek samochodu.
      - Pewnie tak.- Odpowiedziałam ciągle myśląc dlaczego był taki smutny i co chciał mi przekazać.
      - Co się stało?- Spojrzał na mnie gdy sygnalizacja wskzazywała na czerwony kolor.
      - Nie dokończyłeś... To raczej, co tobie się stało? Martwię się León.- Odpowiedziałam patrząc jak spuszcza wzrok i zciska pięść.
      - Powiem ci pod koniec tej randki, chce żeby wyjątkowa, okej?- Odpowiedział a ja przytaknęłam.
      - Gdzie tym razem jedziemy?- Zapytałam by kolejny raz rozwiać nie przyjemną atmosferę.
      - Do mojej ulubionej restauracji.- Uśmiechnął się do mnie masując moje zimne kolano.- Mogę dziś u ciebie spać?- Dodał a ja spojrzałam jeszcze raz na niego.- Jest mój tata i wiesz... Tak to bym zaprosił cię do siebie.- Dodał a ja przytaknęłam.
      - Jasne.

      - Było pyszne.- Powiedziałam gdy chłopak zapłacił i już wychodziliśmy z restauracji. Jadłam naleśniki i były tak wyśmienicie dobre, że nadal mogłabym je jeść bez końca jednak mój brzuch twierdzi, że nie ma już miejsca.
      - Wiem.- Odpowiedział chłopak otwierając przede mną drzwi samochodu. Wsiadł za chwilę po drugiej stronie i zanim ruszyliśmy uśmiechnął się do mnie cmokając delikatnie moje usta co wydawało mi się dosyć dziwne.- Zaraz wszystko ci powiem.- Odpowiedział na moje pytanie o dziwności tej sytuacji więc tylko przytaknęłam i patrzałam na drogę, którą całą przejechaliśmy w ciszy.
    Usiadłam na swoim łóżku włączając film na internecie. Wybraliśmy Avengers ponieważ León stwierdził, że ma dość filmów romantycznych, a że oboje uwielbiamy tego typu filmy wybraliśmy właśnie ten.
      - Chodzi o to, że... Uh.- Zaczął jednak widziałam, że zaczął się wahać.
      - Mów, co się dzieje kochanie.- Poderwałam się i oparłam łokcie o jego tors oraz łóżko.
      - Wyjeżdżam. Za dwa dni, po jutrze. Violu przeprowadzam się do Nowego Yorku.- Powiedział a ja zauważyłam jak w jego oczach pojawiają się łzy a jego głos zaczyna się trząść.
      - C-co?- Wychlipałam.
      - Cholernie cię kocham pamiętaj, kocham cię!- Krzyknął gdy wstałam z łóżka. Czułam jak łzy wylatują z moich oczu.
      - Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, tylko nie ty!- Krzyknęłam uderzając głową o drzwi a potem poczułam jak lecę na ziemię.- Kocham cię León.- Szepnęłam zamykając oczy a potem widziałam tylko ciemność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze byłam wredna! XD
Haha, nie martwcie się musi być wszystko dobrze prawda? XD
Chociaż kto wie może nie będzie?
Viola umrze na uderzenie się w głowę drzwiami a León umrze w katastrofie lotniczej XD
Tak na prawdę nie wiem co napisać.
Za tydzień Epilog a tak bardzo się związałam z tą historią.
Jednak mam plan na nowe opowiadanie i kto wie, może wcale to nie będzie koniec mnie tutaj na tym blogu. W końcu odkąd pamiętam nie było dnia (nie licząc mojej nie obecności rok temu), żebym tu nie wchodziła. Jednak ostatnio to się zmieniło, ale jak rok temu znając mnie po czasie będzie mi tego brakowało więc zobaczymy jak to jeszcze będzie. 
Jak na razie to tyle i nie będę zanudzać więc do następnego!
Już za tydzień :((( 
Kocham was, wasza Rosee! 

piątek, 23 września 2016

028: Głodny ciebie.

 "Wieczność" brzmi dosyć
 groźnie, ale nie mam 
nic przeciwko spędzeniu 
jej przy Tobie."

      - Jestem!- Słyszę głos chłopaka oraz uginające się łóżko. Zaśmiałam się ponieważ kolejny raz zachowuje się jak dziecko. Zaraz po tym rzucił się koło mnie a ja z piskiem poleciałam do góry przez ciężar chłopaka. Jego cichy chichot rozgrzał mnie a ja przy lądowaniu zahaczyłam o jego udo dłonią.
      - Za dużo wypiłeś chyba.- Spojrzałam w jego kierunku chodź w pokoju było już dawno ciemno dobrze wiedziałam, że na jego ustach widnieje ciepły uśmiech mojego Leóna.
      - To ty tak na mnie działasz.- Szepcze do mojego ucha a przyjemne uczucie w brzuchu rozchodzi się przez całe moje ciało.- Masz taką zimną dłoń.- Dodaje a ja dopiero teraz czuję, że mnie trzyma. Moje serce bije jak szalone gdy czuje jego ciepły oddech na mojej skroni. Przełykam ślinę, bo czuję chęć rzucenia się na chłopaka.
      - Z-za to... yyy ty ma-masz ciepłą r-r-rękę.- Wyjęczałam czując jak jego druga dłoń ląduje na moim udzie. O cholera, teraz dopiero poczułam co to znaczy dotyk Leóna. Przygryzłam wargę z denerwowania patrząc co dalej robi. Jego ręką ruszyła ku górze i już znajdowała się na moim brzuchu.
      - Uwielbiam twoje ciało kochanie.- Szepnął prosto w moje usta a ja kolejny raz przełknęłam ślinę, bo kurde nigdy tak nie reagowałam na nic a to co się ze mną teraz wyprawia jest inne, nie znajome. Poczułam w jego oddechu lekki zapach alkoholu co oznaczało jego zachowanie i pewność siebie.
      - Le-León chodźmy spać.- Odpowiedziałam odwracając się plecami do niego. Chłopak tylko obiął mnie ramieniem.
      - Kocham cię.- Szepnął i w taki sposób odlecieliśmy w krainę czarów.

      - Viola.- Usłyszałam swoje imię nad uchem. Otworzyłam leniwie oko i zobaczyłam nad sobą twarz Cami.- Już dziś lecę do domu...- Dodała a ja od razu oderwałam się z objęć Leóna i przytuliłam się do dziewczyny widząc jak zaczyna robić minę zaraz będę płakać. 
      - Shh, spokojnie. Jestem tu, ej przecież nic nie tracisz prawda?- Masuje jej plecy gdy czuje jak cicho szlocha. Chrapnięcie Leóna przerwało jej w zaczęciu wypowiedzi, zaśmiała się co poprawiło mi poranny humor.
      - Tak bardzo cię przepraszam, miałam być zawsze.- Westchnęłam słysząc jej słowa. Cami jest strasznie wrażliwa i łatwo ją rozłamać na małe kawałeczki. Jednak bardzo lubi pomagać i robi wszystko by każdy jej przyjaciel czy ktoś komu ufa to stara się mu pomóc i by poczuł się dobrze i niczym się nie przejmował.
     - Zawsze będziesz, oj Cami...- Oderwałam się od niej wycierając jej łzy spływające swobodnie po jej policzkach.
      - Tyle dla mnie zrobiłaś, a-a ja wyjeżdżam tak o-oh po prostu!- Krzyknęła a ja szybko zakryłam jej usta ręką. Jest jeszcze całkiem wcześnie i nie chce by ktoś się obudził. Owszem León jeszcze może, ale moje ściany są kruche i cienkie.
      - Cicho, chodź połóż się.- Szepnęłam wskazując na łóżko.
      - A ty?
      - Pójdę przygotować śniadanie, nie przestrasz się jak León krzyknie burząc cię przy tym.- Zaśmiałam się jeszcze raz wycierając jej policzki.
      - Oh, dziękuje.- Powiedziała już spokojniej trochę roześmianym głosem. Mrugnęłam do niej wychodząc z pokoju. To będą okropne wakacje.

León POV
     Budzę się przez ogniki dostające się do moich oczu przez co gdy je otwieram moje oczy mrugają 100 razy na sekundę. Uśmiecham się gdy przypominam sobie wczorajsze tańce z Violettą. Odwracam głowę by na nią spojrzeć i bynajmniej się do niej przytulić. Jednak gęste, długie włosy mówią o tym, że nie leży koło mnie Viola a ktoś inny przyominający Camile.
      - O Boże!- Krzyczę gdy w moich myślach pojawiają się różne głupie myśli. Nie, jestem ubrany, i że nie pamiętam co działo się i jak poszedłem spać nie znaczy, że mogłem zdradzić Castillo.
      - Co się dzieje?- Słyszę zachrypnięty głos dziewczyny. Mam na sobie bokserki? Mam, okej więc.. Ona też jest ubrana w piżamę (o ile to piżama, nie znam się)
      - Boże, co ty tu robisz?- Dramatyzuje a twarz Cami pojawia się przed moją. Zaczyna się histerycznie śmiać a ja podnoszę brwi do góry, bo nie rozumiem o co jej chodzi.
      - To już nie pamiętasz wczorajszej nocy?- Poczułem jak lecę do tyłu mimo tego, że leżę na łóżku.
      - Co? O nie, nie, nie!- Wstałem szybko z łóżka i usłyszałem kolejny śmiech rudowłosej.
      - Uspokój się.- Śmiech.- Nie spaliśmy razem, spałeś z Violą.- I kolejny raz śmiech.
      - Pieprzyliśmy się?!- Krzyknąłem a do pokoju weszła ubrana w moją koszulkę V. Prawie zemdlałem gdy ją zobaczyłem w tym ubiorze, jednak śmiech Cami jeszcze bardziej się powiększył a potem zaczęła kaszleć z braku powietrza.
      - Nie! Haha, nie wiem.- I znów wybuchła śmiechem. Spojrzałem na uśmiechniętą dziewczynę w drzwiach a ona na mój wzrok wzruszyła ramionami.
      - Czy ja ci coś zrobiłem?- Zapytałem podchodząc do kobiety, która zaczęła śmiać się z przyjaciółki. Ona zaprzeczyła głową całując mój policzek.
      - Na dole jest już śniadanie, możesz mi pomóc sprzątać?- Zapytała gdy zostawiliśmy Cami samą w pokoju z padaczką śmiechu.
      - Oh, dobrze. Jestem strasznie głodny.- Oblizałem usta patrząc na dziewczynę, która nagle zesztywniała. Złapałem obie jej ręce i popchnąłem na ścianę szybko przywierając do niej i przylegając się do jej ust. Tak tylko tego dziś pragnę.- Głody ciebie.- Dodałem podczas całowania jej kącików ust. Cichy jęk wydobył się z jej małych ust a ja uśmiechnąłem się z wiedzą jak na nią działam.
      - Chodźmy na dół, zaraz mogą się obudzić.- Mruknęła gdy przyssałem się do jej szyi.- León.- Zachichotała gdy nawet nie zareagowałem. Spojrzałem na nią wzrokiem smutnego kotka a ta przewróciła oczami i cmoknęła mnie jeszcze przelotnie w usta. Uwielbiam ją.
    Na stolę leżały naleśniki, różne dodatki do nich. Pełno kanapek oraz patelnia pełna jajecznicy. Oblizałem usta, bo serio byłem głodny i od razu usiadłem na krześle biorąc jednego naleśnika i zamoczyłem go w czekoladzie. Słyszałem czasem podśmiewanie się dziewczyny, ale nie obchodziło mnie to do puki się porządnie nie najadłem.
      - Chciałbym cię zaprosić na randkę, co ty na to?- Zapytałem gryząc kanapkę. Dziewczyna zakrztusiła się tym co jadła. Nawet nie zwróciłem uwagi co je przez to jak bardzo chciało mi się jeść.
      - C-co?- Wykrztusiła a ja usłyszałem jak ktoś schodzi ze schodów. Po śpiewie mogę rozpoznać, że to Federico.
      - Przyjdę jutro po ciebie o 18, bądź gotowa.- Odpowiedziałem i zagryzłem się porządnie w kanapkę widząc jak szczęśliwy Fede wbiega do kuchni i na widok naleśników jego oczy wręcz się powiększają.
      - Uwielbiam domówki Violetty!- Krzyczy i z hukiem siada na krześle biorąc naleśnika. V nadal patrzy się w swój talerz z wypiekami na twarzy, które chowa włosami, które spadają jej na twarz. Uśmiecham się, że to dzięki mnie jest zawstydzona i szczęśliwa.- Smacznego!

    Wchodzę do domu z uśmiechem na ustach. Rzucam w róg torbę i kieruję się do salonu. Mój uśmiech znika natychmiast gdy widzę dwie moje walizki oraz ojca siedzącego na kanapie z surową miną.
      - Myślałem León, że jesteś bardziej dorosły!- Krzyknął a ja podniosłem brwi do góry. O co mu teraz chodzi?- Gdzie ty byłeś przez całą noc!? Mama Violetty powiedziała mi, że namawiasz jej córkę do dirowania narkotykami tak jak i picia wódki czy palenia różnych rzeczy nie dozwolonych dla was!- Krzyknął a ja otworzyłem już usta by zacząć się mu wytłumaczyć. Czy mój ojciec na prawdę uwierzył tej walniętej matce?- Wyjeżdżamy za dwa dni, przeprowadzasz się do babci w Nowym Yorku. Zero kontaktowania się z Violettą, masz 2 dni by powiedzieć jej, że to koniec.
      - Ale cholera mama Violetty cię oszukała!- Krzyknąłem ruszając rękoma we wszystkie możliwe strony. To nie może być prawda! Oni nie mogą nas rozdzielić!
      - A co to?- Z kieszeni wyjął pojemnik z zieloną substancją w środku.- Cholera León, co to jest?!- Wydarł się a ja walnąłem w krzesło stojące naprzeciwko mnie.
      - Jak możesz mi nie wierzyć! Nigdy w życiu bym tego nie zrobił!- Krzyknąłem najgłośniej jak się da.- Nie możesz mnie rozdzielić z Violettą, ja ją kocham!- Upadłem na kolana z rozpaczy. To koniec, jestem bezsilny.
      - Sam sobie na to zasłużyłeś a wstydu nie będziesz mi przynosił.- Prychnął a ja tylko zmroziłem go wzrokiem.
      - Nienawidzę cię.- Syknąłem i biorąc swoją torbę ruszyłem do pokoju rzucając na łóżko. Nawet nie wiem kiedy zacząłem go demolować. Nie mogę jej zostawić, nie teraz!

Od: Nieznany
Cóż za długo czekałam dlatego sama się tym zajęłam :)
Miłej wyprowadzki Leónie ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak nie jest długi, ale musicie nacieszyć się o to tym rozdziałem.
Mam pomysł jak zakończyć tą historię więc już nie długo koniec.
Jak myślicie uda mu się coś wymyślić?
Cóż, za tydzień randka a za dwa epilog.
Co oznacza, że blog na razie zostaje odwieszony (?)
Kocham was i woah nie spodziewałam się, że tyle osób jeszcze tu jest!
Dlatego całuski dla wszystkich co czekali!

Buziaki wasza Rosee! :*

piątek, 16 września 2016

027: Dla twoich ust.


"Jeśli dzisiaj kochasz mnie bardziej
niż kochałeś mnie wczoraj, to
nie mogę doczekać się jutra"

    Robię opatrunek Alexowi, wiem że po raz kolejny go teraz tracę i ranie, ale Alex jest tylko przyjacielem a on jest moim chłopakiem i nie robić takich scen zazdrości. 
      - Gotowe.- Mówię i zmęczona opadam na kanapę. Czuje się taka bezsilna, w sumie mogłam na niego tak nie krzyczeć, León ma racje; po części, ale ją ma. To prawda, nakrzyczałam na niego, ale byłam zła, prawie się pobili tego samego dnia co my w nocy prawie... właśnie, wracając do nocy, nie wiem co mną kierowało, ale gdy tylko go zobaczyłam zaczęło mnie mdlić. Tak bardzo teraz żałuje, że nie ma tu ze mną Leóna.
      - Violu, co się stało. Nie słuchasz mnie.- Wyrywa mnie głos Alexa z zamyśleń. Źle się czuje.
      - Muszę iść się położyć, idź już.- Wypraszam Alexa a ten podnosi jedną brew do góry.- Proszę.- Dodaje by nie było mu przykro.- I przepraszam za Leóna.- Mówię gdy jesteśmy już przy drzwiach. On tylko się uśmiecha i wychodzi. Przez chwilę widziałam dom Leóna i tak bardzo teraz źle się czuje krzycząc na niego. Dlaczego ciągle to powtarzam? 
    Kładę się na łóżku, wyciągam spod poduszki telefon i dzwonie do Leóna. Nie odbiera, próbuje kolejny raz a sytuacja się powtarza. On zawsze ma naładowany telefon i zawsze ma go przy sobie, zawsze odbiera ode mnie. Martwię się. 
Do: Leoś (13:26)
León proszę odbierz. 

Do: Leoś (13:27)
Kochanie przepraszam, nie obrażaj się. 

Do: Leoś (13:30)
Nadal nie odpisujesz, nie odbierasz. Kocham cię wiesz? Martwię się, León. Proszę porozmawiaj ze mną, ej tęsknie bardzo żałuje. Proszę napisz chociaż kropkę. León, serio się boję. Jeżeli nie odpiszesz mi do 10 minut idę do ciebie. ps: kocham cię. 

Do: Leoś (13:34)
Nie zachowuj się jak dziecko! Dobrze wiesz, że to nie moja wina, że nakrzyczałam na was, ale żałuje bardzo, że tak się zachowałam dla ciebie. León, proszę odpisz coś... 

Do: Leoś (13:38)
Już ubieram buty i do ciebie idę. Martwię się, ej.

Do: Leoś (13:40)
Wpuść mnie, wiem że to czytasz i że siedzisz pod drzwiami udając, że cie nie ma. Kochanie, proszę wpuść mnie. Będę tu siedzieć aż mi otworzysz! Przepraszam cię!!!

Do: Leoś (14:58)
Nadal tu jestem.

Do: Leoś (19:20)
Mogę siedzieć tyle aż mi otworzysz. 

Do: Leoś (23:02)
Zimno mi, proszę otwórz.

Od: Leoś (23:03)
Idź spać, idź do domu. 
      - León mam dosyć! Proszę cię otwórz te drzwi!- Krzyczę i wale pięścią w drzwi. Nie dam rady ciągle patrzeć na telefon. Power bank; mój 3 już się rozładowuje a więcej ich nie posiadam. Zaczynam cicho szlochać, nie chce go stracić, nie chce go do cholery stracić. 
      - Proszę idź.- Mówi normalnie, ja tylko wzdycham. Czuje się cholernie bezsilnie, tak bardzo potrzebuje się do niego przytulić. Siedzę oparta o te jego drzwi już od jakiś dobrych godzin a on nadal siedzi po drugiej stronie i się uparł. Jestem zmęczona, chce mi się jeść i pić, jest mi zimno i chce go przytulić. 
      - Dobranoc.- Mówię i zamykam oczy, przejeżdżające samochody mnie rozpraszają. Czuje jak drzwi się otwierają a ja lecę do tyłu. Na twarz spadają mi wszystkie power banki i mój telefon, kabel oraz chusteczki. León szybko wszystko zabiera z mojej twarzy a ja próbuje zmazać zeschnięte plamy tuszu na moich policzkach.
      - Vio...
      - Zanim mnie wywalisz stąd, wiedz że cię kocham i przepraszam, przepraszam, że tak krzyczałam i że tak no wyszło no przepraszam za to, że mn...- Przerywa mi pocałunkiem, długim, przyjemnym pocałunkiem. Podrzuca mnie do góry i przyciska mnie do ściany.
      - To ja powinienem cię przepraszać wiesz o tym?- Mówi między pocałunkami.
      - To już nie jest ważne, León.- Kończę i dalej go całuje.

Parę dni później... 
Zakończenie roku szkolnego... 
     Przekraczam ostatni raz próg szkoły i gdy mam już iść sama do domu ktoś łapie mnie za ramie. Odwracam się i patrze w oczy przyjaciółek.
      - Co z imprezą dla Cami?- O nie...
      - Całkiem zapomniałam... Coś wymyśle nie martwcie się.- Muszę teraz wszystko przygotować. Wyciągam portfel i patrze czy mam w nim kartę.- Dziewczyny, dziś o 17 u mnie musimy po dekorować mój dom i zaprosić ludzi. Piszcie im wszędzie na fejsie, mejlu jak wrócicie do domu. A do Cami napiszcie, że ma być o 18 u mnie, bo źle się czuje i chce z nią pogadać; wymyślcie coś.- Mówię i wkładam portfel do torebki. Gdy się odwracam wpadam na kogoś twardy tors. Jęczę z bólu i podnoszę głowę do góry. León.
      - Auł, uważaj gdzie stoisz.- Słyszę śmiechy dziewczyn. Chłopak się do mnie uśmiecha.
      - Przepraszam aniołku. Co znów knujecie?- Pyta zbliżając się do mojego czoła i je całuje.
      - Musisz mi w takim razie pomóc kupić ozdoby i inne pierdoły i udekorować dom.- Śmieje się gdy widzę jego grymas na twarzy. Dziewczyny znów się śmieją a do nas dołącza Cami, przez cały czas jest przygnębiona i smutna.
      - Co dziś robimy?- Mówi smutno. Nasze twarze od razu też się robią smutne. Czuje jak León stojący za mną łapie za moje ramiona i je masuje. Wariat, przy nim nie mogę się skupić. Staje mu na stopę obcasem a ten syczy i zabiera swoje dłonie. Jeszcze bym coś walnęła i bym całą niespodziankę zwaliła. Cami cicho się zaśmiała.
      - Ja dziś muszę pomóc Violettcie...- Przerywam mu szybko; nie to, że mu nie ufam, ale on też może zaraz powiedzieć nieco za dużo.
      - W matmie.- Brawo, mamy wakacje a ja myślę o matematyce. Brawo dla Violetty. Camila się zaśmiała i chyba załapała to na coś w stylu "randka".
      - My idziemy... Ja z Lu muszę jechać teraz do domu! Cześć!- Krzyczy Fran i odchodzi.
      - Dziwnie się zachowujecie. Co się stało? Mam coś na twarzy?- Pyta roześmiana w końcu Cami. Zaśmiałam się i zaprzeczyłam głową.
      - Mają okres.- Komentuje León a ja staje mu mocniej obcasem na stopę.- Auł, dlaczego to robisz?
      - Bo mnie wkurzasz, idziemy. Pa Cami, może wpadniesz do mnie dziś na 18 co? Muszę ci coś powiedzieć... Chodzi tu o moją mamę.- Ja wiem, że powinny to dziewczyny ją zaprosić, ale wymknęło mi się, zawsze coś walnę.
       - Okej.- Twierdzi.- Ja lecę, przyjechała moja mama. Do 18-stej!- Żegna się przytulasem ze mną i Leónem oraz oczami ją odprowadzam. Odwracam się do Leóna stając mu przy tym kolejny raz na stopie, tym razem przez przypadek.
      - Viola, co ja ci zrobiłem?- Syczy, a ja całuje go w policzek.
      - Przepraszam, idziemy?- Chłopak wzdycha.
      - Jak będzie mnie ta stopa boleć na tej waszej imprezie to nici z tańczenia ze mną dobrze wiesz o tym.- Patrze na niego i aż mi się źle zrobiło, ma racje kurcze co ja zrobiłam trzeba było w inne miejsce. W myślach zaczęłam się śmiać z wyniku myśli gdzie bym mogła go uderzyć.

    Po godzinie wszystko było już gotowe na imprezę. Poszłam do domu razem z Leónem za rękę. Co chwile szeptał mi coś do ucha a ja chichotałam. Mój telefon zawirował co oznaczało wiadomość. Wyjęłam go z tylnej kieszeni uderzając bruneta w rękę gdy sięgał po ciasteczko.

Od: Fran
Ja z Lu już idziemy do ciebie.

    Uśmiechnęłam się i schowałam telefon do poprzedniego miejsca przytulając Leóna, któremu udało się zabrać ciastko podczas odpisywaniu na SMS dziewczyną.
      - Hej, co jest?- Słyszę gdy odrywam twarz od piersi Leóna. On na prawdę jest wysoki uwierzcie mi. Posłałam mu uśmiech widząc jak w kąciku ust ma kawałek czekoladowego ciasteczka. Podnosi brew i wyciera jedną pojedyncza łzę.
      - Tracę kolejną ważną osobę León.- Chlipię łapiąc go za kark. Patrze w jego ciemno zielone oczy, które są takie smutne.
      - Przecież jej nie tracisz.
      - Oh, nie pieprz. Dobrze wiem, że po miesiącu nasz kontakt ograniczy się do zera.- Westchnęłam patrząc jak chłopak wzdycha. Jego masujące palce na moich policzkach strasznie je rozgrzewają.
      - Hej, hej! Spokojnie, Cami na pewno nie da ci życia i sama będziesz miała jej dość.- Roześmiał się a ja powtórzyłam jego ruch z kompletnej bezsilności.- Ale masz jeszcze najlepszego chłopaka na świecie prawda?- Wywróciłam oczami gdy tylko to usłyszałam a chęć wytarcia ciastka z jego rogu ust mi przeszła.
      - Jesteś głupi...- Przerwał mi odgłos dzwonka a ja oderwałam się od chłopaka wzruszając ramionami na jego zmieniający się wyraz twarzy i ogniki znikające z jego oczu.- Już idę!- Krzyczę podbiegając do drzwi, w których pojawiły się dziewczyny od razu wbiegając do środka.
      - O kurcze!- Krzyknęła Lu obserwując miejsce.- Jak tu super! León ci chociaż pomógł?- Zapytała podekscytowana Lusia. Zaśmiałam się widząc jak Verdas sztywnieje przy jedzeniu kolejnego ciasteczka.
      - Mhmm.. Podżera tylko te ciasteczka co przygotował dla mnie Alex.- Zażartowałam a León prawie przewrócił się stojąc w miejscu. Zaczął wypluwać ciastko a dziewczyny zaczęły histerycznie się śmiać ja na to tylko przyjaźnie się uśmiechnęłam.- Żartuje, zrobiłam je wczoraj.- León od razu wrzucił wyplute ciastko do buzi a wszystkie dziewczyny jęknęły z obrzydzenia.
      - No co?- Zapytał pełną buzią chłopak a tylko ja zarechotałam. Lu włożyła dwa palce do buzi wskazując jakby miała zaraz zwrócić.
      - Zaraz 18, gdzie wszyscy ludzie?- Pytam podchodząc w końcu do Leóna i wytarłam okruszki z jego ust.
      - Napisałam, że mają być o 17:50, więc zaraz będą.- Odpowiedziała Fran a ja przytaknęłam patrząc jak Verdas ślini się do mnie oplatając mnie rękoma w pasie. Przewróciłam oczami ponieważ nie miałam na to w tej chwili i ochoty i czasu.
      - Nie teraz León.- Szepcze, żeby tylko on mnie słyszał a on tylko smutnieje.
      - Chociaż buziak, plis plis!- Czy ja kiedyś powiedziałam, że León zachowuje się dojrzale? Nie? No to mamy odpowiedź, to jeszcze 8-mio letnie dziecko.
      - NIE!- Krzyknęłam wyrywając się z jego objęć.
      - Będziesz tego żałować...- Powiedział a dzwonek przerwał mu podchodzenie do mnie ruszając palcem.
      - To Feduś!- Tym razem to Lu krzyknęła a ja zastanawiałam się czy nie leci tu jakaś głośna muzyka, że oni tak krzyczą... Ups, ja też krzyczałam prawda? - A jednak...- Powiedziała gdy jacyś ludzie zaczęli wchodzić a ja wzruszyłam tylko ramionami. Poznawałam twarze osób, bo były to tylko osoby ze szkoły, co mnie cieszyło. Lu zaczęła krzyczeć, że idzie Cami a wszyscy zaczęli się chować a ja zaczęłam panikować.
      - Nie denerwuj się, idę za kanapę.- Zaśmiał się głos za mną a ja poczułam jak moje dłonie zaczynają się pocić nawet nie wiem z czego.
      - O-okey...- Odpowiedziałam Leónowi, który pocałował mój policzek przeskakując na drugą stronę kanapy. Zza niej wydał się głos oznaczający ból a potem ciche przepraszam co mnie rozśmieszyło i trochę rozluźniło.
    Dzwonek do drzwi... To teraz. Okej dam radę...
      - Hej.- Powiedziałam odchylając się przez drzwi by nie widziała dekoracji. Spokojnie Viola, dasz radę.
      - Hej... Um, mogę wejść?- Zapytała a ja zdrętwiałam. Pokiwałam głową i rozszerzyłam drzwi. Dziewczyna normalnie weszła do salonu i od razu usiadła na kanapie wzdychając. Podniosłam brwi, o nic nie pyta? Nie jest ślepa?- Jakaś impreza? Tyle jedzenia? Okres?- Powiedziała a ja usłyszałam śmiechy gdzieś daleko.- Co to?- Spanikowałam.
      - Eee... Co? A to!? A mój śmiech, umiem śmiać się gardłowo patrz.- Zajęczałam by ktoś się zaśmiał jednak nikt nie słyszał.- EKHEM!- Powiedziałam głośniej a śmiech powtórzył się. Cami podniosła tylko obie brwi i widać, że zrezygnowała. Czy ona serio nie widzi tego napisu "Kochamy cię Cami?"
    Naglę do drzwi ktoś zaczął się dobijać a ja znów nie wiedziałam co robić. Niech oni już wyskoczą i zaczną krzyczeć niespodzianka, bo zwariuje. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Do pomieszczenia wszedł Fede rozglądając się dookoła i odwraca wzrok na mnie pytając o co chodzi. Na sam głos chłopaka zza kanapy wylatuje Lu piszcząc i wbiega w ramiona chłopaka. Cami wygląda na zdziwioną a ja zaczynam krzyczeć "niespodzianka" a wszyscy zaczęli wychodzić z kryjówek krzycząc to co ja. Jakie to żałosne... Co ja zrobiłam źle.. Zobaczyłam w oczach dziewczyny łzy i słyszałam jak chichocze gdy muzyka zaczęła lecieć coraz głośniej. Podeszłam do niej i mocno wtuliłam się w jej włosy szepcząc, że bardzo ją kocham.
      - To było cudne.- Odpowiedziała wyrywając się z moich objęć. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć ponieważ została porwana przez różne osoby. Uśmiechnęłam się na widok szczęśliwej przyjaciółki. A potem poczułam jak ciepłe ramiona mnie opatulają. Spojrzałam na uśmiechniętego Leóna, który nadal miał okruszki w kąciku ust. Zaśmiałam się i pocałowałam go wylizując okruszki z kącika.
      - W końcu.- Odezwał się po oderwani naszych ust od siebie.
      - C-co?- Wyjęczałam na co chłopak się zaśmiał.
      - Tylko po to jadłem te ciasteczka, nienawidzę czekoladowych ciasteczek, ale dla twoich ust zrobię dosłownie wszystko.- Wyszeptał nie pozwalając mi odpowiedzieć, bo znów przyparł sowimi ustami do moich.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czy ktoś się mnie spodziewał? Nie? A tu niespodzianka...
Tak jakoś mnie naszło i macie słodziutki rozdział... POCZĄTEK PISANY DAWNO WIĘC JEST UH, STRASZNY XD Druga część mi się już bardziej podoba więc... Oh, to nie powrót a bardziej to nie wiem... Tak jakoś mnie naszło czytając bloga kiciałki, że no.. Proszę xd Nawet nie wiem co napisać... Przepraszam (?) Hej (?) Ale na pewno bardzo was kocham za wyrozumiałość za moją przerwę. Może wrócę może nie? Nadal mam zajmować miejsca? Bo nie wiem czy ktoś tu jeszcze jest i tak samo przepraszam za zerowe komentowanie waszych rozdziałów na blogerze byłam ponad 3 miesiące temu, może czasem coś patrzyłam, ale na serio bardzo was za to przepraszam. A tu macie 27 i zachęcam do oceniania.

 Kocham was i do... kiedyś (?)
Wasza Rosee :)