“Los jest okrutną suką,
a kiedy sobie ciebie upatrzy,
nie unikniesz jego planów.”
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze byłam wredna! XD
Haha, nie martwcie się musi być wszystko dobrze prawda? XD
Chociaż kto wie może nie będzie?
Viola umrze na uderzenie się w głowę drzwiami a León umrze w katastrofie lotniczej XD
Tak na prawdę nie wiem co napisać.
Za tydzień Epilog a tak bardzo się związałam z tą historią.
Jednak mam plan na nowe opowiadanie i kto wie, może wcale to nie będzie koniec mnie tutaj na tym blogu. W końcu odkąd pamiętam nie było dnia (nie licząc mojej nie obecności rok temu), żebym tu nie wchodziła. Jednak ostatnio to się zmieniło, ale jak rok temu znając mnie po czasie będzie mi tego brakowało więc zobaczymy jak to jeszcze będzie.
Jak na razie to tyle i nie będę zanudzać więc do następnego!
Już za tydzień :(((
Vilu POV
- Będę tęsknić.- Szepnęłam do ucha Cami. Jestem strasznie zła, że León nie pojawił się przed lotniskiem i nie pożegnał się z rudowłosą. Do tego nie odpisuje mi na SMS'y nie wiem czy coś się stało czy co, ale jak jeszcze wychodził był uśmiechnięty i wręcz mówił do zobaczenia później. Mam nadzieje, że nic się nie stało jednocześnie też jestem cholernie wściekła.
- Ja też, kocham cię bardzo mocno.- Chlipie przyjaciółka.- Nie przejmuj się Leónem, musiało mu coś wypaść lub co.
- Nie to nie możliwe, powinien tu przyjść. Pogadam z nim i normalnie nogi z dupy mu powyrywam, bo znając Leóna zasnął na kanapie nie włączając budzika.- Próbowałam rozweselić atmosferę, którą przerwała przytulając od tyłu Camile Lu, która płakała już od samego wyjazdu spod domu.
- Ja już tęsknie oh.- Krzyknęła blondynka wybuchając jeszcze głośniejszym płaczem.
- Lu, uspokój się.- Powiedziała Fran odrywając ją od przyjaciółki i sama się do niej przytuliła. Wytarłam spadającą łzę po moim policzku i przyjrzałam się jak potem żegna się z innymi osobami, które tu dziś przyszły.
- To cześć.- Odparła ostatni raz mnie przytulając a ja podając jej sztuczny uśmiech szepnęłam tęsknie i potem patrzałam jak przechodzi przez różne bramki aż znika z pola naszego widzenia. Tule do siebie Lu, która ledwo łapie oddech.
- Shh, przecież nic się nie dzieje.
- Ona odeszła, odeszła. Viola za miesiąc lub dwa stracimy kontakt rozumiesz? To będzie koniec, oh nie!- Dramatyzowała dziewczyna a ja przewróciłam oczami. Przecież to nie jakieś chore opowiadanie, nie zawsze kończy się dobrze, ale też nie zawsze źle przecież prawda?
- Jedźmy do domu zanim zaraz zemdleje.- Powiedział chłopak dziewczyny zabierając ją z moich rąk.
- Tak masz racje, chodźmy.- Odpowiadam ostatni raz patrząc się na bramki i wzdychając wychodzę ze złamanym sercem z lotniska.
Od: Leóś
Przepraszam, nie mogłem:(
Do: Leóś
Nienawdze cię:(
Od: Leóś
Kocham cię:)
Do: Leóś
Coś się stało?:o
Od: Leóś
Do zobaczenia jutro kochanie ♥
Podniosłam obie brwi do góry i schowałam telefon do kieszeni. Wyjęłam za to klucze i otworzyłam nimi dom bezwładnie rzucając się na kanapie z hukiem oraz jękiem wydobytym z moich płuc. Wiedziałam, że musiało coś stać się Leónowi, ale nie miałam odwagi by przejść przez ulice i prosto w twarz zapytać się go co się dzieje. Postanowiłam poczekać do jutra aż wszystko się wyjaśni, przecież nie może być aż tak źle. Może jest chory lub pokłócił się z misiem, nie wiem, ale się martwię chodź boję się działać.
~*~
Ubrałam białą sukienkę w motylki i przejrzałam się w lustrze. Widziałam jak Lu smaruje na swoją rękę parę odcieni szminki a ja wywracam oczami ponieważ bawi się w stylistkę.
- Nadal mi nie powiedziałaś gdzie jedziecie.- Powiedziała podchodząc do lustra pokazując swoją rękę.- Ta będzie dobra.- Wskazuje na jasny kolor czerwonego a ja przytakuje.
- A ja ci powtarzam, że sam mi nie powiedział.- Westchnęłam czując jak Lu smaruje moje usta szminką.
- Co mówiłaś? A nie ważne, wybierzmy teraz cień.- Odpowiedziała a ja i tak wiedziałam, że za minute zapyta gdzie idziemy, dlaczego i po co? Od wyjazdu Cami jest całkiem nie ogarnięta, olewa Fran jak i Fede a nawet mnie. Trudno było mi ją wyciągnąć z domu by pomogła mi z wszystkim. Cami zawsze jej pomagała może dlatego jest jej źle? Oczywiście to nie oznacza, że my jej nie pomagałyśmy, jednak ona uważa (chodź nam tego nie ujawniła) że Cami ją najbardziej rozumie.
- Jak się czujesz?- Zapytałam gdy dziewczyna malowała moje oczy.
- Ah, już lepiej.- Powiedziała szepcząc "gotowe" a ja otworzyłam obie powieki.
- Przestań, przecież widzę. Masz jeszcze mnie i Fran prawda?
- Oh tak!- Krzyknęła.- Tak wiem, ale to trudne sama wiesz.- Westchnęła bawiąc się patyczkiem od pędzelka.- Bardzo ją kochałam i wiesz co? Nie odezwała się do mnie już od wczoraj, nadal mi nie odpisała.
- Musi się rozpakować, zobaczyć jak jest. Zrozum ją. Mi też jest ciężko, ale przejdziemy przez to razem prawda? Mamy jeszcze siebie i nie możemy się tym aż tak zamartwiać, będzie dobrze.- Pocieszałam ją jakość chodź po raz pierwszy nie wiedziałam jak ponieważ nawet gdy o tym myślałam trząsł mi się głos.
- Musi być.- Szepnęła a w pokoju rozwlekł się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Już idę!- Krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam mojego chłopaka w białej koszulce a na nią narzucona zielona bejsbolówka. Na nogach czarne rurki a na stopach czarne Jordany. O cholera jasna. Zakochałam się po raz 100 w tym chłopaku.
- Cześć.- Przywitał się i przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej.- Hej Lu.- Powiedział i pomachał do dziewczyny odrywając mnie od siebie.
- Hej, hej!- Krzyknęła i wzięła swoją torebkę.- Um, to ja idę. Miłej randki moje gołąbki.- Uśmiechnęła się sztucznie i wyminęła naszą dwójkę przed tym całując jeszcze mój policzek.
- Cześć.- W końcu odezwałam się do Leóna, który cały czas na mnie patrzył.- Idziemy?- Oderwałam go od patrzenia się na mnie i przytaknął.
- Oh tak! Jasne.- Odpowiedział a ja zerwałam z szafki torebkę i zamknęłam na klucz drzwi.
- Więc gdzie mnie zabierasz dżentelmenie.- Powiedziałam gdy otworzył przede mną drzwi samochodu. Uśmiechnął się do mnie gdy do niego wsiadałam. Wszedł do samochodu po drugiej stronie i włączył silnik.- Więc?
- Jesteś taka śliczna, że uh.- Odpowiedział a ja czułam ja moje policzki się rumienią.- Myślałem, że ci odpowiedziałem. Co ty robisz ze mną kobieto.- Dodał i ruszył. Szybko spojrzałam na swoje dłonie dając włosom swobodnie opaść na moje policzki.- I to niespodzianka, mam nadzieje, że ci się spodoba.- Odpowiedział na pytanie a ja poczułam jego ciepłą dłoń na mojej.- Ej powiedź coś i spójrz na mnie. Uwielbiam jak się rumienisz z mojego powodu.- Zaśmiałam się przewracając oczami.
- Nie pomagasz mi.- Odpowiedziałam jeszcze bardziej się zawstydzając. Jego dłoń delikatnie gładziła moją a ja powoli spojrzałam się w jego oczy. Po 30 minutach w końcu podjechaliśmy na miejsce.- Lotnisko?- Zapytałam patrząc do góry na chłopaka.
- Nie martw się, nigdzie cię nie wywiozę. Chodź.- Zaśmiałam się gdy popchnął mnie zamiast do wejścia lotniska a gdzieś za nie. Zaczął biec jak głupi a ja zaśmiałam się kolejny raz z jego głupoty. W końcu z daleka widziałam pasy startowe oraz trochę bardziej w bok, koło płotu leży koc z wielkim koszem a ja zaczęłam otwierać szerzej usta nie tylko ze zdziwienia, ale też ze zmęczenia.- Szybciej, by nikt nas nie zobaczył!- Krzyknął gdy zaczął zwalniać.
- León ja u-uh nie mogę.- Powiedziałam z zadyszką, jak on może tak szybko biegać w tych ciasnych rurkach? Dlaczego założyłam szpilki?
- Chodź.- Przykucnął wskazując bym na niego wskoczyła.- Szybko.- Powiedział gdy zaczęłam się wahać. Jako, że nie miałam wyjścia szybko na niego wskoczyłam a chłopak ruszył do przodu pędem aż potem rzucając mnie na koc.
- Jesteś głupi, czym ryzykujemy?- Zaśmiałam się a chłopak położył się szybko koło mnie. Trawa była wysoka co oznaczało, że nikt nas z pasów starownych nie mógł zobaczyć.
- Myślę, że nawet życiem.- Odpowiedział odwracając głowę w moją stronę.- Nie długo zrobi się ciemno i zobaczysz jak startują samoloty...- W tym momencie przerwał nam głośny dźwięk na co się wzdrygnęłam. Przed nami lądował samolot a ja czułam jak koła podwozia przelatują mi nad nosem.
- Boże!- Krzyknęłam dramatyzując na co chłopak się zaśmiał.
- W nocy jest lepiej.
- Skąd to wiesz? To nie pierwsza taka twoja randka?- Zapytałam żartując na co westchnął i dźgnął mnie w bok na co syknęłam strzelając na niego nie miłym spojrzeniem.
- Kiedyś tu przychodziłem by popatrzeć jak ludzie lecą na święta do rodzin czy na urlop, wakacje. Lubiłem to miejsce bardzo, ale potem się przeprowadziłem. Niedawno znów zacząłem tu chodzić. Raz mnie nawet już złapali i ojciec musiał mnie wyciągać z komisariatu, gdyż mogłem umrzeć w razie groźnego wypadku.- Zaczął śmiejąc się. Widziałam w jego oczach łzy co mnie trochę zdziwiło.- Nie długo już nigdy tu nie polerze.- Wyszeptał bardzo nie zrozumiale jednak byłam w stanie to zrozumieć
- Co? Dlaczego tak myślisz? Możemy tu przychodzić, są wakacje! Ej, może jakoś się przyzwyczaję do tych strasznych maszyn nad naszą głową.- Zaśmiałam się jednak chłopak patrzył się gdzieś daleko przed siebie.- Co się stało?- Zapytałam ponieważ atmosfera strasznie się zmieniła. Było dziwnie jakby niezręcznie.
- Viola, ja...- Przerwał nam głos jakiegoś mężczyzny.
- Co wy tu robicie?!- Krzyknął a León i ja poderwaliśmy się z miejsca.- To nie jest najlepsze miejsce do randkowania!- Jeszcze głośniej powiedział szukając furtki by się do nas przedostać, wyjął też telefon a ja dopiero zobaczyłam jak León wyciąga do mnie rękę z koszykiem w dłoni oraz kocem pod pachą.
- Wiejemy.- I to były ostatnie słowa gdy zaczęliśmy biec jak idioci bez zahamowania. W końcu znaleźliśmy się pod samochodem i wrzuciliśmy wszystkie rzeczy do jego wnętrza.- Lepiej pojedźmy do restauracji.- Zażartował a ja w jego oczach nie widziałam już tego nędznego smutku. Westchnęłam i zaśmiałam się ponieważ co prawda podobało mi się mimo tak krótkiego czasu pobytu w tamtym miejscu.- Pilot musiał nas zauważyć i na nas nakablować.- Powiedział gdy siedziałam cicho patrząc się na schowek samochodu.
- Pewnie tak.- Odpowiedziałam ciągle myśląc dlaczego był taki smutny i co chciał mi przekazać.
- Co się stało?- Spojrzał na mnie gdy sygnalizacja wskzazywała na czerwony kolor.
- Nie dokończyłeś... To raczej, co tobie się stało? Martwię się León.- Odpowiedziałam patrząc jak spuszcza wzrok i zciska pięść.
- Powiem ci pod koniec tej randki, chce żeby wyjątkowa, okej?- Odpowiedział a ja przytaknęłam.
- Gdzie tym razem jedziemy?- Zapytałam by kolejny raz rozwiać nie przyjemną atmosferę.
- Do mojej ulubionej restauracji.- Uśmiechnął się do mnie masując moje zimne kolano.- Mogę dziś u ciebie spać?- Dodał a ja spojrzałam jeszcze raz na niego.- Jest mój tata i wiesz... Tak to bym zaprosił cię do siebie.- Dodał a ja przytaknęłam.
- Jasne.
- Było pyszne.- Powiedziałam gdy chłopak zapłacił i już wychodziliśmy z restauracji. Jadłam naleśniki i były tak wyśmienicie dobre, że nadal mogłabym je jeść bez końca jednak mój brzuch twierdzi, że nie ma już miejsca.
- Wiem.- Odpowiedział chłopak otwierając przede mną drzwi samochodu. Wsiadł za chwilę po drugiej stronie i zanim ruszyliśmy uśmiechnął się do mnie cmokając delikatnie moje usta co wydawało mi się dosyć dziwne.- Zaraz wszystko ci powiem.- Odpowiedział na moje pytanie o dziwności tej sytuacji więc tylko przytaknęłam i patrzałam na drogę, którą całą przejechaliśmy w ciszy.
Usiadłam na swoim łóżku włączając film na internecie. Wybraliśmy Avengers ponieważ León stwierdził, że ma dość filmów romantycznych, a że oboje uwielbiamy tego typu filmy wybraliśmy właśnie ten.
- Chodzi o to, że... Uh.- Zaczął jednak widziałam, że zaczął się wahać.
- Mów, co się dzieje kochanie.- Poderwałam się i oparłam łokcie o jego tors oraz łóżko.
- Wyjeżdżam. Za dwa dni, po jutrze. Violu przeprowadzam się do Nowego Yorku.- Powiedział a ja zauważyłam jak w jego oczach pojawiają się łzy a jego głos zaczyna się trząść.
- C-co?- Wychlipałam.
- Cholernie cię kocham pamiętaj, kocham cię!- Krzyknął gdy wstałam z łóżka. Czułam jak łzy wylatują z moich oczu.
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, tylko nie ty!- Krzyknęłam uderzając głową o drzwi a potem poczułam jak lecę na ziemię.- Kocham cię León.- Szepnęłam zamykając oczy a potem widziałam tylko ciemność.
~*~
Ubrałam białą sukienkę w motylki i przejrzałam się w lustrze. Widziałam jak Lu smaruje na swoją rękę parę odcieni szminki a ja wywracam oczami ponieważ bawi się w stylistkę.
- Nadal mi nie powiedziałaś gdzie jedziecie.- Powiedziała podchodząc do lustra pokazując swoją rękę.- Ta będzie dobra.- Wskazuje na jasny kolor czerwonego a ja przytakuje.
- A ja ci powtarzam, że sam mi nie powiedział.- Westchnęłam czując jak Lu smaruje moje usta szminką.
- Co mówiłaś? A nie ważne, wybierzmy teraz cień.- Odpowiedziała a ja i tak wiedziałam, że za minute zapyta gdzie idziemy, dlaczego i po co? Od wyjazdu Cami jest całkiem nie ogarnięta, olewa Fran jak i Fede a nawet mnie. Trudno było mi ją wyciągnąć z domu by pomogła mi z wszystkim. Cami zawsze jej pomagała może dlatego jest jej źle? Oczywiście to nie oznacza, że my jej nie pomagałyśmy, jednak ona uważa (chodź nam tego nie ujawniła) że Cami ją najbardziej rozumie.
- Jak się czujesz?- Zapytałam gdy dziewczyna malowała moje oczy.
- Ah, już lepiej.- Powiedziała szepcząc "gotowe" a ja otworzyłam obie powieki.
- Przestań, przecież widzę. Masz jeszcze mnie i Fran prawda?
- Oh tak!- Krzyknęła.- Tak wiem, ale to trudne sama wiesz.- Westchnęła bawiąc się patyczkiem od pędzelka.- Bardzo ją kochałam i wiesz co? Nie odezwała się do mnie już od wczoraj, nadal mi nie odpisała.
- Musi się rozpakować, zobaczyć jak jest. Zrozum ją. Mi też jest ciężko, ale przejdziemy przez to razem prawda? Mamy jeszcze siebie i nie możemy się tym aż tak zamartwiać, będzie dobrze.- Pocieszałam ją jakość chodź po raz pierwszy nie wiedziałam jak ponieważ nawet gdy o tym myślałam trząsł mi się głos.
- Musi być.- Szepnęła a w pokoju rozwlekł się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Już idę!- Krzyknęłam i podbiegłam do drzwi. Gdy je otworzyłam zobaczyłam mojego chłopaka w białej koszulce a na nią narzucona zielona bejsbolówka. Na nogach czarne rurki a na stopach czarne Jordany. O cholera jasna. Zakochałam się po raz 100 w tym chłopaku.
- Cześć.- Przywitał się i przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej.- Hej Lu.- Powiedział i pomachał do dziewczyny odrywając mnie od siebie.
- Hej, hej!- Krzyknęła i wzięła swoją torebkę.- Um, to ja idę. Miłej randki moje gołąbki.- Uśmiechnęła się sztucznie i wyminęła naszą dwójkę przed tym całując jeszcze mój policzek.
- Cześć.- W końcu odezwałam się do Leóna, który cały czas na mnie patrzył.- Idziemy?- Oderwałam go od patrzenia się na mnie i przytaknął.
- Oh tak! Jasne.- Odpowiedział a ja zerwałam z szafki torebkę i zamknęłam na klucz drzwi.
- Więc gdzie mnie zabierasz dżentelmenie.- Powiedziałam gdy otworzył przede mną drzwi samochodu. Uśmiechnął się do mnie gdy do niego wsiadałam. Wszedł do samochodu po drugiej stronie i włączył silnik.- Więc?
- Jesteś taka śliczna, że uh.- Odpowiedział a ja czułam ja moje policzki się rumienią.- Myślałem, że ci odpowiedziałem. Co ty robisz ze mną kobieto.- Dodał i ruszył. Szybko spojrzałam na swoje dłonie dając włosom swobodnie opaść na moje policzki.- I to niespodzianka, mam nadzieje, że ci się spodoba.- Odpowiedział na pytanie a ja poczułam jego ciepłą dłoń na mojej.- Ej powiedź coś i spójrz na mnie. Uwielbiam jak się rumienisz z mojego powodu.- Zaśmiałam się przewracając oczami.
- Nie pomagasz mi.- Odpowiedziałam jeszcze bardziej się zawstydzając. Jego dłoń delikatnie gładziła moją a ja powoli spojrzałam się w jego oczy. Po 30 minutach w końcu podjechaliśmy na miejsce.- Lotnisko?- Zapytałam patrząc do góry na chłopaka.
- Nie martw się, nigdzie cię nie wywiozę. Chodź.- Zaśmiałam się gdy popchnął mnie zamiast do wejścia lotniska a gdzieś za nie. Zaczął biec jak głupi a ja zaśmiałam się kolejny raz z jego głupoty. W końcu z daleka widziałam pasy startowe oraz trochę bardziej w bok, koło płotu leży koc z wielkim koszem a ja zaczęłam otwierać szerzej usta nie tylko ze zdziwienia, ale też ze zmęczenia.- Szybciej, by nikt nas nie zobaczył!- Krzyknął gdy zaczął zwalniać.
- León ja u-uh nie mogę.- Powiedziałam z zadyszką, jak on może tak szybko biegać w tych ciasnych rurkach? Dlaczego założyłam szpilki?
- Chodź.- Przykucnął wskazując bym na niego wskoczyła.- Szybko.- Powiedział gdy zaczęłam się wahać. Jako, że nie miałam wyjścia szybko na niego wskoczyłam a chłopak ruszył do przodu pędem aż potem rzucając mnie na koc.
- Jesteś głupi, czym ryzykujemy?- Zaśmiałam się a chłopak położył się szybko koło mnie. Trawa była wysoka co oznaczało, że nikt nas z pasów starownych nie mógł zobaczyć.
- Myślę, że nawet życiem.- Odpowiedział odwracając głowę w moją stronę.- Nie długo zrobi się ciemno i zobaczysz jak startują samoloty...- W tym momencie przerwał nam głośny dźwięk na co się wzdrygnęłam. Przed nami lądował samolot a ja czułam jak koła podwozia przelatują mi nad nosem.
- Boże!- Krzyknęłam dramatyzując na co chłopak się zaśmiał.
- W nocy jest lepiej.
- Skąd to wiesz? To nie pierwsza taka twoja randka?- Zapytałam żartując na co westchnął i dźgnął mnie w bok na co syknęłam strzelając na niego nie miłym spojrzeniem.
- Kiedyś tu przychodziłem by popatrzeć jak ludzie lecą na święta do rodzin czy na urlop, wakacje. Lubiłem to miejsce bardzo, ale potem się przeprowadziłem. Niedawno znów zacząłem tu chodzić. Raz mnie nawet już złapali i ojciec musiał mnie wyciągać z komisariatu, gdyż mogłem umrzeć w razie groźnego wypadku.- Zaczął śmiejąc się. Widziałam w jego oczach łzy co mnie trochę zdziwiło.- Nie długo już nigdy tu nie polerze.- Wyszeptał bardzo nie zrozumiale jednak byłam w stanie to zrozumieć
- Co? Dlaczego tak myślisz? Możemy tu przychodzić, są wakacje! Ej, może jakoś się przyzwyczaję do tych strasznych maszyn nad naszą głową.- Zaśmiałam się jednak chłopak patrzył się gdzieś daleko przed siebie.- Co się stało?- Zapytałam ponieważ atmosfera strasznie się zmieniła. Było dziwnie jakby niezręcznie.
- Viola, ja...- Przerwał nam głos jakiegoś mężczyzny.
- Co wy tu robicie?!- Krzyknął a León i ja poderwaliśmy się z miejsca.- To nie jest najlepsze miejsce do randkowania!- Jeszcze głośniej powiedział szukając furtki by się do nas przedostać, wyjął też telefon a ja dopiero zobaczyłam jak León wyciąga do mnie rękę z koszykiem w dłoni oraz kocem pod pachą.
- Wiejemy.- I to były ostatnie słowa gdy zaczęliśmy biec jak idioci bez zahamowania. W końcu znaleźliśmy się pod samochodem i wrzuciliśmy wszystkie rzeczy do jego wnętrza.- Lepiej pojedźmy do restauracji.- Zażartował a ja w jego oczach nie widziałam już tego nędznego smutku. Westchnęłam i zaśmiałam się ponieważ co prawda podobało mi się mimo tak krótkiego czasu pobytu w tamtym miejscu.- Pilot musiał nas zauważyć i na nas nakablować.- Powiedział gdy siedziałam cicho patrząc się na schowek samochodu.
- Pewnie tak.- Odpowiedziałam ciągle myśląc dlaczego był taki smutny i co chciał mi przekazać.
- Co się stało?- Spojrzał na mnie gdy sygnalizacja wskzazywała na czerwony kolor.
- Nie dokończyłeś... To raczej, co tobie się stało? Martwię się León.- Odpowiedziałam patrząc jak spuszcza wzrok i zciska pięść.
- Powiem ci pod koniec tej randki, chce żeby wyjątkowa, okej?- Odpowiedział a ja przytaknęłam.
- Gdzie tym razem jedziemy?- Zapytałam by kolejny raz rozwiać nie przyjemną atmosferę.
- Do mojej ulubionej restauracji.- Uśmiechnął się do mnie masując moje zimne kolano.- Mogę dziś u ciebie spać?- Dodał a ja spojrzałam jeszcze raz na niego.- Jest mój tata i wiesz... Tak to bym zaprosił cię do siebie.- Dodał a ja przytaknęłam.
- Jasne.
- Było pyszne.- Powiedziałam gdy chłopak zapłacił i już wychodziliśmy z restauracji. Jadłam naleśniki i były tak wyśmienicie dobre, że nadal mogłabym je jeść bez końca jednak mój brzuch twierdzi, że nie ma już miejsca.
- Wiem.- Odpowiedział chłopak otwierając przede mną drzwi samochodu. Wsiadł za chwilę po drugiej stronie i zanim ruszyliśmy uśmiechnął się do mnie cmokając delikatnie moje usta co wydawało mi się dosyć dziwne.- Zaraz wszystko ci powiem.- Odpowiedział na moje pytanie o dziwności tej sytuacji więc tylko przytaknęłam i patrzałam na drogę, którą całą przejechaliśmy w ciszy.
Usiadłam na swoim łóżku włączając film na internecie. Wybraliśmy Avengers ponieważ León stwierdził, że ma dość filmów romantycznych, a że oboje uwielbiamy tego typu filmy wybraliśmy właśnie ten.
- Chodzi o to, że... Uh.- Zaczął jednak widziałam, że zaczął się wahać.
- Mów, co się dzieje kochanie.- Poderwałam się i oparłam łokcie o jego tors oraz łóżko.
- Wyjeżdżam. Za dwa dni, po jutrze. Violu przeprowadzam się do Nowego Yorku.- Powiedział a ja zauważyłam jak w jego oczach pojawiają się łzy a jego głos zaczyna się trząść.
- C-co?- Wychlipałam.
- Cholernie cię kocham pamiętaj, kocham cię!- Krzyknął gdy wstałam z łóżka. Czułam jak łzy wylatują z moich oczu.
- Obiecałeś, że mnie nie zostawisz, tylko nie ty!- Krzyknęłam uderzając głową o drzwi a potem poczułam jak lecę na ziemię.- Kocham cię León.- Szepnęłam zamykając oczy a potem widziałam tylko ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zawsze byłam wredna! XD
Haha, nie martwcie się musi być wszystko dobrze prawda? XD
Chociaż kto wie może nie będzie?
Viola umrze na uderzenie się w głowę drzwiami a León umrze w katastrofie lotniczej XD
Tak na prawdę nie wiem co napisać.
Za tydzień Epilog a tak bardzo się związałam z tą historią.
Jednak mam plan na nowe opowiadanie i kto wie, może wcale to nie będzie koniec mnie tutaj na tym blogu. W końcu odkąd pamiętam nie było dnia (nie licząc mojej nie obecności rok temu), żebym tu nie wchodziła. Jednak ostatnio to się zmieniło, ale jak rok temu znając mnie po czasie będzie mi tego brakowało więc zobaczymy jak to jeszcze będzie.
Jak na razie to tyle i nie będę zanudzać więc do następnego!
Już za tydzień :(((
Kocham was, wasza Rosee!