Z dedykacją dla Tinistas Stoessel.
"Wiesz dlaczego niektórzy ludzie udają, że nic nie czują?
Bo czują za dużo. I to ich przeraża."
"Wiesz dlaczego niektórzy ludzie udają, że nic nie czują?
Bo czują za dużo. I to ich przeraża."
Wychodzę ze szpitala razem z Leónem ciągle się śmiejemy. Oboje zaczęliśmy wspominać to jak go odrzucałam a on płakał, bo bardzo mu się podobałam. Opowiedziałam mu o mojej chorobie on zaś o swojej mamie. Jego mama również miała nowotwór gdy oboje mieliśmy po 8 lat. Całkowicie mnie rozumiał. Spytał również czy nadal mam ten list. Mam go głęboko w szafce od biurka. Powiedziałam mu wszystko o sobie. Zaufałam mu. Nie wiem czy to nie za wcześnie na takie wyzwania. Ale sądzę, że jest na to godzien. Pomógł mi dużo razy. Może wydają się to że to błahe sprawy a jednak dla mnie znaczy cholernie wiele.
Chłopak zaproponował mi podwózkę pod dom. Oczywiście się zgodziłam. Angie będzie mnie pilnować. Kobieta przyszła na chwilę do szpitala i powiedziała, że dziś gdy wyjdzie ze szpitala wszystkie swoje rzeczy przeniesie do mnie. Bardzo jej za to dziękuje. Jest najwspanialszą ciocią a za razem przyjaciółką i człowiekiem. Moje rozmyślania przerwał męski głos Leóna.
- Czyli... Może to głupio zabrzmi. Violu czy my się... Przyjaźnimy?- Zaśmiałam się cicho.
- Jeżeli chcesz to bardzo chętnie.- Uśmiechnęłam się do niego. Wszystko po jego przyjeździe jest takie radosne. Świat jest coraz piękniejszy. Nigdy nie myślałam, że zaprzyjaźnię się z Leónem Verdasem, nie sądziłam, że go chociaż spotkam. To najlepsze co mogłam sobie zażyczyć. Zaprzyjaźnić się z nim. Marzenia się spełniają.
***
Rozciągam się na łóżku i wyłączam budzik. Z dołu słyszę szuranie talerzy. Jak dobrze, że jest u mnie Angie. Nie czuje się taka samotna. Pewnie jesteście ciekawi jak wytrzymałam i czy się nie bałam mieszkać sama. Odpowiedź brzmi: Nie. przyzwyczaiłam się do samotności. Nikt nigdy mnie nie rozumiał. Wszyscy krytykowali. Nie miałam nikogo kto mnie wspierał. Chciałam się poddać, chciałam się zabić jako 10-cio letnia dziewczynka. Niby wtedy miałam już dziewczyny, ale nie miałam taty ani mamy koło siebie. Wtedy poznałam Angie. Pomogła mi już bardzo, pomogła mi żyć. Mimo wszystkich wspomnień związanych z podstawówką oraz Leónem udało mi się nie myśleć o samobójstwie. Potem wycieli mi nowotwór i było już dobrze. Do wczoraj. Myślałam, że wszystko się skończyło. Operacje, chemia, to męczyło. Nie chce, żeby powtórzyło się znowu.
- Violu, zejdź na śniadanie.- Uśmiechnęła się i usiadła na łóżku.- Wszystko w porządku? Jak się czujesz?- Łapie mnie za rękę. Lekko się uśmiecham.
- Wszystko dobrze ze mną Angie, nie musisz się martwić.
- Będę się martwić, jesteś najważniejszą osobą. Muszę dbać zwłaszcza po wczorajszym wydarzeniu. Gdy ty będziesz w szkole przeniosę już wszystko do mojego starego pokoju. Mówiłam ci, że błędem było wyprowadzanie się od ciebie.
Angie opuściła mój dom gdy czułam się już dobrze i mogłam żyć bez nikogo. Poznała chłopaka i nie była przekonana czy na pewno się chce do niego przeprowadzić. Bardzo go kochała, ale nie chciała zostawiać mnie. Oczywiście pozwoliłam jej się do niego wyprowadzić. Niestety nie udało im się.
Zeszłam na dół i zaczęłam zajadać omlety z nutellą. Gdy zjadłam mojego ostatniego omleta poszłam załatwić tak zwane "dziewczęce sprawy" w łazience. Po jakiś 30 minutach byłam gotowa do wyjścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że jestem gotowa by wyjść. Oczywiście parę minut temu dostałam Sms'a od Lu.
L: Idziesz już? Bo ja już dochodzę do przystanku.
Uśmiecham się, jak zwykle przed czasem.
V: Dopiero wyszłam, będę za 5 minut.
L: Ile można na ciebie czekać!?
V: Przepraszam miśka!
Chowam telefon do torebki i ruszam dalej.
- Violetta!- Słyszę gdzieś za moimi plecami. Odwracam się lecz nikogo nie widzę. Wzruszam ramionami i idę dalej.- Violetta!- Słyszę znów. W końcu widzę daleko sylwetkę jakiegoś chłopaka. Od razu go rozpoznaje i zaczynam się śmiać z chłopaka. Gdy do mnie podbiega cały zdyszany mocno się do mnie przytula.
- Co ty tu robisz?- Mówię z uśmiechem na ustach.
- Przeprowadziłem się z mamą do taty. Wiesz pogodzili się i te sprawy.- Zaklaskałam radosna w ręce. Federico, mój ukochany kuzyn. Jego rodzice pokłócili się sześć lat temu i z tego całego zamieszania mama Fede wyprowadziła się do innej części miasta. Spotykaliśmy się dość rzadko po jego przeprowadzce. Dobrze, że wrócił. Dobrze, że się pogodzili. Owszem chodzimy razem do szkoły, ale nie mamy czasu się spotykać. On chodzi do 1b i mamy lekcje w całkiem innych godzinach. Tak pogorszył się nasz kontakt. Kiedyś razem się bawiliśmy na podwórku i takie tam. Ale co ja będę zanudzać, dobrze, że w końcu będziemy mieć lepszy kontakt!
- To wspaniale!- Krzyknęłam.- Wiesz ja muszę lecieć na przystanek, idziesz dziś do szkoły?- Chłopak westchnął.
- Wiesz, dziś jestem "chory".- No tak mój kuzyn.- Słyszałem, że León wrócił.- Poruszał śmiesznie brwiami. Walnęłam go w ramię. Przez te lata co go nie było- Leóna, chłopak twierdził, że sie w nim zakochałam bo za dużo o nim mówię. Faceci, nic nie rozumieją.
Zaczęliśmy iść. Gadaliśmy o jakiś drobnostkach gdy chłopak nagle się zatrzymał.
- Zakochałem się.- Zaśmiałam się.- Znasz ją?
- Tak, to moja przyjaciółka.- Gdy mnie zobaczyła podbiegła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła. Gdy zobaczyła mojego towarzysza zamarła. Coś czuje, że będzie się tu nieźle działo.
- Cześć jestem Federico a ty?- Podają sobie ręce.
- Ja? Ja? Ja? Ja jestem? Eee... Lu.. Ludmiła. Lub Ferro. Lub ... Ludmi.- Wyjękuje.
- Dobra kochani my lecimy do szkoły, autobus.- Wskazuje na nadjeżdżający pojazd. Dziewczyna odskoczyła, pomachała chłopakowi i pobiegła razem ze mną do autobusu. No to zacznie zaraz gadać mi o zabójczym szatynie. Zachichotałam sama do siebie.
Wchodzę do sali od hiszpańskiego gdy ktoś łapie mnie za łokieć, odwracam się energicznie i uśmiecham się do szatyna. Chłopak odwzajemnia uśmiech podchodzę do niego.
- Coś się stało?- Pytam.
- Pamiętasz, że jedziesz ze mną po szkole gdzieś?- Śmieje się.
- Chyba jedziemy na zakupy.- Droczę się z nim.
- Ale jesteś.- Udaje obrażonego, znów lekko się z niego śmieje.
- Może znajdę czas na tą sesje, oj nie wiem nie wiem, ale teraz muszę lecieć na lekcje.- Uśmiecham się do niego i żegnam. Wchodzę na mój ukochany Hiszpański.
Siadam na moim miejscu koło Lu i otwieram książkę by powtórzyć sobie gramatykę przed sprawdzianem. Rozglądam się po sali i wzdycham. Nic ciekawego. Zostało 40 minut do końca lekcji. Po chwili Pani już rozdaje sprawdziany. Czytam pierwsze zadanie. Nudne i łatwe. Napisałam szybko sprawdzian i spojrzałam na przyjaciółkę, która trudziła się z zadaniem pierwszym. Jak widać nie zrobiła jeszcze nic. Przysunęłam sprawdzian by dziewczyna mogła ściągać. Spojrzała się na mnie z dziwieniem. Tak wiem rzadko dawałam komuś ściągać bo jest to oszustwo, ale Luście dam. Szybko zaczęła przepisywać zadanie. Ja udawałam, że myślę. Owszem myślałam, ale nie o zadaniu. Cała sesja się rozpocznie za równą godzinę. Będę pozować przed obiektywem z Verdasem. Będę na okładkach gazet. Nadal zastanawiam się jakim cudem nie znalazłam go wcześniej? Jakim cudem mogłam nie wpaść na pomysł, że jego tata jest fotografem? Jak mogłam na to nie wpaść?
Naglę na moim ramieniu poczułam dotknięcie przez Lu, oznaczający, żebym przewróciła kartkę na drugą stronę. Uśmiechnęłam się kiepsko i odwróciłam. Znów myśląc. Nachylałam się nad kartką gdy pani spoglądała na klasę. Była zdziwiona, że jeszcze nie skończyłam. Widziałam to po jej wyrazie twarzy. Otóż skończyłam, ale jestem koleżeńska. Naglę zabrzmiał dzwonek. Spojrzałam na kartkę przyjaciółki, przyśpieszyła z pisaniem ostatniego zadania. Gdy skończyła wstałam pierwsza i oddałam kartę pracy. Po pięciu minutach oddała Lu, żeby kobieta się nie zorientowała.
- Od kiedy ty dajesz ściągać?- Spytała zdziwiona przyjaciółka.
- Chciałam ci pomóc, nie chce żebyś dostawała ciągle jedynki.- Uśmiechnęłam się do niej. Ona nadal stała jak słup.- Rozluźnij się, dostaniesz dobrą ocenę.- Klepnęłam ją w plecy. Fran podeszła do nas, chyba słyszała naszą rozmowę. Uśmiechnęłam się do nich i zaczęłam iść do szatni z tyłu słyszałam tylko:
- Ty słyszałaś to co ona mówi?- Cicho się zaśmiałam pod nosem.
Zmieniłam buty i gdy wstałam z ziemi wpadłam na Leóna.
- Przepraszam.- Powiedziałam i opierałam się rękoma o jego klatkę piersiową. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy gdy on naglę się odezwał.
- Nic się nie stało. Jesteś już gotowa?- Odsunęliśmy się od siebie. Czuje jak moje poliki robią się czerwone. Czy ja się rumienie? Nie to nie możliwe. Po za tym jest mi cholernie ciepło. Pewnie dlatego czuje jakby moje poliki płonęły.
- Tak.- Odpowiedziałam krótko.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy kierować się do motoru Leóna. Znów będę musiała jechać tym sprzętem, znów będę musiała jakoś wytrzymać ze strachem.
Chłopak podał mi kask a ja się na niego spojrzałam, serio nie chce tym jechać. Cholernie się boje. On tylko pomógł mi założyć kask. Usiadł na motorze i spojrzał na mnie kolejny raz.
- Wsiadasz czy mam cię sam posadzić.- Przewracam oczami, przełykam ślinę i wzdycham. Siadam na motor i mocno się w niego wtulam. On tylko cicho się śmieje. Otwieram na chwilę oczy i widzę jak wszyscy się na nas patrzą. Widzę, że nawet moje przyjaciółki śmieją się w niebo wzięte. Po chwili ruszyliśmy. Lekko pisnęłam. On przeniósł jedną swoją rękę z kierownicy i położył na mojej.
- Co ty robisz?! Trzymaj kierownicy!- Krzyczę. On tylko głośniej się śmieje. On wie, że mi się to nie podoba. On wie, że ja nie chce! On mnie chce tylko wkurzyć!
Gdy jesteśmy na miejscu szybko odskakuje od motoru i zdejmuje kask. Patrze na Leóna który ciągle się ze mnie śmieje.
- No co?- Mówię do niego.
- Dlaczego tak bardzo boisz się jeździć?- Mówi i kierujemy się do wielkiego budynku w którym jeszcze nigdy nie byłam. Verdas Inc. Przepiękny wieżowiec. Jak ja mogłam go wcześniej nie zauważyć?
- Boje się bo się boje.- Odpowiadam a on znów się śmieje! Ugh...
Wchodzimy do budynku a León pokazuje kartę i wchodzimy do windy. Panuje niezręczna cisza. On naglę łapie moją rękę. Strasznie się denerwuje całą sesją. Boje się. Patrze na niego zdziwiona.
- Będzie dobrze, wyjdziesz przepięknie możesz mi ufać.- Oddaje mu sztuczny uśmiech. Po chwili jesteśmy już na miejscu. Wychodzimy z metalowego pudła i kierujemy się ku wielkim drzwiom z napisem "Sala numer 78 sesje profesjonalne" Cicho chichoczę. Profesjonalne. No nieźle, nieźle. Gdy jesteśmy w środku pomieszczenie jest jasne. Postawione białe tło przed obiektywem aparatu, dwie parasolki oraz toaletki z masą kosmetyków. Wieszaki z ubraniami i bielizną. Zaczynamy sesję.
- Przepięknie.- Ktoś szepcze mi do ucha. Ja się odwracam i patrzę na szatyna. Jego pierwszy komplement czy mi się zdaje. Lekko się rumienie. Tak tym razem też z nadmiernego gorąca.- Wyglądasz jak aniołek.- Komplementuje mnie po raz kolejny. Naglę ktoś krzyczy z drugiej części sali.
- Olśniło mnie!- Razem z Leónem patrzymy na stylistę. León zaczyna się śmiać. Gość jest nieco zwariowany.- León miałeś niezły pomysł z tym aniołkiem.- Spoglądam raz na Verdasa a raz na faceta z szeroko otwartą buzią.- Violetta będzie Aniołem a ty diabłem! To super pomysł na sesje!- Krzyczy jeszcze głośniej. Chłopak ciągle się śmieje, patrze na niego. Diabełek do Leóna pasuje idealnie, bo ja jako anioł na razie jestem zmieszana.
- Chcesz być aniołkiem?- Zwraca się do mnie.
- W sumie czemu nie.
- Zmienić stroje! Natychmiast!- Krzyczy facet. Z etykietki wyczytałam, że nazywa się Alex. Śmieje się cicho. Kobiety od ubrań porwały najpierw mnie a potem Leóna.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i podeszłam do Leóna rozmawiającym z swoim tatą.
- Wyglądacie na prawdę dobrze.- Odzywa się ojciec chłopaka. Oboje się do siebie uśmiechamy. Po chwili dochodzi jeszcze właściciel Calvin Klein'a i zaczynamy rozmowę na temat gdzie pojawią się zdjęcia. Na początku na stronie oficjalnej oraz fanpage'u, instagramie i innych platformach Calvin Klein'a . Potem pewnie zaczną się portale plotkarskie a na koniec okładki gazet. Jestem gotowa nawet na porażkę. Ważne że z nim. Ważne, że z Leónem.
Stajem przed obiektywem. Jestem strasznie spięta. Czuje to. León patrzy na mnie i uśmiecha. Łapie moją rękę a ja tonę w jego szmaragdach. Te oczy są wspaniałe.
- Będzie dobrze, uwierz w siebie. Uwierz w nas.- Mówi szeptem. Ja uśmiecham się najbardziej jak umiem i zaczynam pozować. Raz dotykam mięśni chłopaka, raz wyrazem twarzy jestem na niego wciekła, obrażona lub rozkochana.
- Teraz pokażcie jakbyście nie mogli bez siebie żyć.- Twierdzi ojciec chłopaka. On łapie moją nogę i trzyma za udo ja łapie jego twarz i zbliżamy się do siebie. Znów tonę w jego oczach. Jesteśmy bliscy pocałowania się. Gdy flesz zabłysł oderwaliśmy się od siebie.- Dobra teraz sesja lekko dynamiczna.- Gdybym jeszcze wiedziała co mam zrobić.- Włączyć sztuczny wiatr oraz dym. A ty Violu biegnij i wskocz na Leóna.- Zaczynam się cicho śmiać z chłopakiem. Moja biała suknia lata na wszystkie strony. Oczywiście jest przezroczysta. Widać idealnie moją bieliznę którą reklamujemy. Gdy jestem w ramionach chłopaka oboje cicho się śmiejemy. Anioł i diabeł najlepsza para no nie powiem.
- Skończone!- Krzyczą wszyscy a my się uśmiechamy i idziemy do stylistów. To było wspaniałe.
Przeglądam się w lustrze i poprawiam mój ubiór. Biorę jeszcze torebkę i podchodzę do panów Verdasów. Oglądają zdjęcia.
- Wyszliście cudownie!- Ekscytuje się starszy Verdas. Czuje jak ktoś mnie obejmuje. Poznaje, że to León. Uśmiecham się po raz kolejny tego dnia. Powiem szczerze, że zdjęcia są na prawdę uroczę. - W środę powinny się pojawić. Jakoś o 12.- Podchodzi właściciel Calvin'a .
Wspaniały dzień.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
***
Rozciągam się na łóżku i wyłączam budzik. Z dołu słyszę szuranie talerzy. Jak dobrze, że jest u mnie Angie. Nie czuje się taka samotna. Pewnie jesteście ciekawi jak wytrzymałam i czy się nie bałam mieszkać sama. Odpowiedź brzmi: Nie. przyzwyczaiłam się do samotności. Nikt nigdy mnie nie rozumiał. Wszyscy krytykowali. Nie miałam nikogo kto mnie wspierał. Chciałam się poddać, chciałam się zabić jako 10-cio letnia dziewczynka. Niby wtedy miałam już dziewczyny, ale nie miałam taty ani mamy koło siebie. Wtedy poznałam Angie. Pomogła mi już bardzo, pomogła mi żyć. Mimo wszystkich wspomnień związanych z podstawówką oraz Leónem udało mi się nie myśleć o samobójstwie. Potem wycieli mi nowotwór i było już dobrze. Do wczoraj. Myślałam, że wszystko się skończyło. Operacje, chemia, to męczyło. Nie chce, żeby powtórzyło się znowu.
- Violu, zejdź na śniadanie.- Uśmiechnęła się i usiadła na łóżku.- Wszystko w porządku? Jak się czujesz?- Łapie mnie za rękę. Lekko się uśmiecham.
- Wszystko dobrze ze mną Angie, nie musisz się martwić.
- Będę się martwić, jesteś najważniejszą osobą. Muszę dbać zwłaszcza po wczorajszym wydarzeniu. Gdy ty będziesz w szkole przeniosę już wszystko do mojego starego pokoju. Mówiłam ci, że błędem było wyprowadzanie się od ciebie.
Angie opuściła mój dom gdy czułam się już dobrze i mogłam żyć bez nikogo. Poznała chłopaka i nie była przekonana czy na pewno się chce do niego przeprowadzić. Bardzo go kochała, ale nie chciała zostawiać mnie. Oczywiście pozwoliłam jej się do niego wyprowadzić. Niestety nie udało im się.
Zeszłam na dół i zaczęłam zajadać omlety z nutellą. Gdy zjadłam mojego ostatniego omleta poszłam załatwić tak zwane "dziewczęce sprawy" w łazience. Po jakiś 30 minutach byłam gotowa do wyjścia. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i stwierdziłam, że jestem gotowa by wyjść. Oczywiście parę minut temu dostałam Sms'a od Lu.
L: Idziesz już? Bo ja już dochodzę do przystanku.
Uśmiecham się, jak zwykle przed czasem.
V: Dopiero wyszłam, będę za 5 minut.
L: Ile można na ciebie czekać!?
V: Przepraszam miśka!
Chowam telefon do torebki i ruszam dalej.
- Violetta!- Słyszę gdzieś za moimi plecami. Odwracam się lecz nikogo nie widzę. Wzruszam ramionami i idę dalej.- Violetta!- Słyszę znów. W końcu widzę daleko sylwetkę jakiegoś chłopaka. Od razu go rozpoznaje i zaczynam się śmiać z chłopaka. Gdy do mnie podbiega cały zdyszany mocno się do mnie przytula.
- Co ty tu robisz?- Mówię z uśmiechem na ustach.
- Przeprowadziłem się z mamą do taty. Wiesz pogodzili się i te sprawy.- Zaklaskałam radosna w ręce. Federico, mój ukochany kuzyn. Jego rodzice pokłócili się sześć lat temu i z tego całego zamieszania mama Fede wyprowadziła się do innej części miasta. Spotykaliśmy się dość rzadko po jego przeprowadzce. Dobrze, że wrócił. Dobrze, że się pogodzili. Owszem chodzimy razem do szkoły, ale nie mamy czasu się spotykać. On chodzi do 1b i mamy lekcje w całkiem innych godzinach. Tak pogorszył się nasz kontakt. Kiedyś razem się bawiliśmy na podwórku i takie tam. Ale co ja będę zanudzać, dobrze, że w końcu będziemy mieć lepszy kontakt!
- To wspaniale!- Krzyknęłam.- Wiesz ja muszę lecieć na przystanek, idziesz dziś do szkoły?- Chłopak westchnął.
- Wiesz, dziś jestem "chory".- No tak mój kuzyn.- Słyszałem, że León wrócił.- Poruszał śmiesznie brwiami. Walnęłam go w ramię. Przez te lata co go nie było- Leóna, chłopak twierdził, że sie w nim zakochałam bo za dużo o nim mówię. Faceci, nic nie rozumieją.
Zaczęliśmy iść. Gadaliśmy o jakiś drobnostkach gdy chłopak nagle się zatrzymał.
- Zakochałem się.- Zaśmiałam się.- Znasz ją?
- Tak, to moja przyjaciółka.- Gdy mnie zobaczyła podbiegła do mnie i mocno mnie do siebie przytuliła. Gdy zobaczyła mojego towarzysza zamarła. Coś czuje, że będzie się tu nieźle działo.
- Cześć jestem Federico a ty?- Podają sobie ręce.
- Ja? Ja? Ja? Ja jestem? Eee... Lu.. Ludmiła. Lub Ferro. Lub ... Ludmi.- Wyjękuje.
- Dobra kochani my lecimy do szkoły, autobus.- Wskazuje na nadjeżdżający pojazd. Dziewczyna odskoczyła, pomachała chłopakowi i pobiegła razem ze mną do autobusu. No to zacznie zaraz gadać mi o zabójczym szatynie. Zachichotałam sama do siebie.
Wchodzę do sali od hiszpańskiego gdy ktoś łapie mnie za łokieć, odwracam się energicznie i uśmiecham się do szatyna. Chłopak odwzajemnia uśmiech podchodzę do niego.
- Coś się stało?- Pytam.
- Pamiętasz, że jedziesz ze mną po szkole gdzieś?- Śmieje się.
- Chyba jedziemy na zakupy.- Droczę się z nim.
- Ale jesteś.- Udaje obrażonego, znów lekko się z niego śmieje.
- Może znajdę czas na tą sesje, oj nie wiem nie wiem, ale teraz muszę lecieć na lekcje.- Uśmiecham się do niego i żegnam. Wchodzę na mój ukochany Hiszpański.
Siadam na moim miejscu koło Lu i otwieram książkę by powtórzyć sobie gramatykę przed sprawdzianem. Rozglądam się po sali i wzdycham. Nic ciekawego. Zostało 40 minut do końca lekcji. Po chwili Pani już rozdaje sprawdziany. Czytam pierwsze zadanie. Nudne i łatwe. Napisałam szybko sprawdzian i spojrzałam na przyjaciółkę, która trudziła się z zadaniem pierwszym. Jak widać nie zrobiła jeszcze nic. Przysunęłam sprawdzian by dziewczyna mogła ściągać. Spojrzała się na mnie z dziwieniem. Tak wiem rzadko dawałam komuś ściągać bo jest to oszustwo, ale Luście dam. Szybko zaczęła przepisywać zadanie. Ja udawałam, że myślę. Owszem myślałam, ale nie o zadaniu. Cała sesja się rozpocznie za równą godzinę. Będę pozować przed obiektywem z Verdasem. Będę na okładkach gazet. Nadal zastanawiam się jakim cudem nie znalazłam go wcześniej? Jakim cudem mogłam nie wpaść na pomysł, że jego tata jest fotografem? Jak mogłam na to nie wpaść?
Naglę na moim ramieniu poczułam dotknięcie przez Lu, oznaczający, żebym przewróciła kartkę na drugą stronę. Uśmiechnęłam się kiepsko i odwróciłam. Znów myśląc. Nachylałam się nad kartką gdy pani spoglądała na klasę. Była zdziwiona, że jeszcze nie skończyłam. Widziałam to po jej wyrazie twarzy. Otóż skończyłam, ale jestem koleżeńska. Naglę zabrzmiał dzwonek. Spojrzałam na kartkę przyjaciółki, przyśpieszyła z pisaniem ostatniego zadania. Gdy skończyła wstałam pierwsza i oddałam kartę pracy. Po pięciu minutach oddała Lu, żeby kobieta się nie zorientowała.
- Od kiedy ty dajesz ściągać?- Spytała zdziwiona przyjaciółka.
- Chciałam ci pomóc, nie chce żebyś dostawała ciągle jedynki.- Uśmiechnęłam się do niej. Ona nadal stała jak słup.- Rozluźnij się, dostaniesz dobrą ocenę.- Klepnęłam ją w plecy. Fran podeszła do nas, chyba słyszała naszą rozmowę. Uśmiechnęłam się do nich i zaczęłam iść do szatni z tyłu słyszałam tylko:
- Ty słyszałaś to co ona mówi?- Cicho się zaśmiałam pod nosem.
Zmieniłam buty i gdy wstałam z ziemi wpadłam na Leóna.
- Przepraszam.- Powiedziałam i opierałam się rękoma o jego klatkę piersiową. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy gdy on naglę się odezwał.
- Nic się nie stało. Jesteś już gotowa?- Odsunęliśmy się od siebie. Czuje jak moje poliki robią się czerwone. Czy ja się rumienie? Nie to nie możliwe. Po za tym jest mi cholernie ciepło. Pewnie dlatego czuje jakby moje poliki płonęły.
- Tak.- Odpowiedziałam krótko.
Uśmiechnęliśmy się do siebie i zaczęliśmy kierować się do motoru Leóna. Znów będę musiała jechać tym sprzętem, znów będę musiała jakoś wytrzymać ze strachem.
Chłopak podał mi kask a ja się na niego spojrzałam, serio nie chce tym jechać. Cholernie się boje. On tylko pomógł mi założyć kask. Usiadł na motorze i spojrzał na mnie kolejny raz.
- Wsiadasz czy mam cię sam posadzić.- Przewracam oczami, przełykam ślinę i wzdycham. Siadam na motor i mocno się w niego wtulam. On tylko cicho się śmieje. Otwieram na chwilę oczy i widzę jak wszyscy się na nas patrzą. Widzę, że nawet moje przyjaciółki śmieją się w niebo wzięte. Po chwili ruszyliśmy. Lekko pisnęłam. On przeniósł jedną swoją rękę z kierownicy i położył na mojej.
- Co ty robisz?! Trzymaj kierownicy!- Krzyczę. On tylko głośniej się śmieje. On wie, że mi się to nie podoba. On wie, że ja nie chce! On mnie chce tylko wkurzyć!
Gdy jesteśmy na miejscu szybko odskakuje od motoru i zdejmuje kask. Patrze na Leóna który ciągle się ze mnie śmieje.
- No co?- Mówię do niego.
- Dlaczego tak bardzo boisz się jeździć?- Mówi i kierujemy się do wielkiego budynku w którym jeszcze nigdy nie byłam. Verdas Inc. Przepiękny wieżowiec. Jak ja mogłam go wcześniej nie zauważyć?
- Boje się bo się boje.- Odpowiadam a on znów się śmieje! Ugh...
Wchodzimy do budynku a León pokazuje kartę i wchodzimy do windy. Panuje niezręczna cisza. On naglę łapie moją rękę. Strasznie się denerwuje całą sesją. Boje się. Patrze na niego zdziwiona.
- Będzie dobrze, wyjdziesz przepięknie możesz mi ufać.- Oddaje mu sztuczny uśmiech. Po chwili jesteśmy już na miejscu. Wychodzimy z metalowego pudła i kierujemy się ku wielkim drzwiom z napisem "Sala numer 78 sesje profesjonalne" Cicho chichoczę. Profesjonalne. No nieźle, nieźle. Gdy jesteśmy w środku pomieszczenie jest jasne. Postawione białe tło przed obiektywem aparatu, dwie parasolki oraz toaletki z masą kosmetyków. Wieszaki z ubraniami i bielizną. Zaczynamy sesję.
- Przepięknie.- Ktoś szepcze mi do ucha. Ja się odwracam i patrzę na szatyna. Jego pierwszy komplement czy mi się zdaje. Lekko się rumienie. Tak tym razem też z nadmiernego gorąca.- Wyglądasz jak aniołek.- Komplementuje mnie po raz kolejny. Naglę ktoś krzyczy z drugiej części sali.
- Olśniło mnie!- Razem z Leónem patrzymy na stylistę. León zaczyna się śmiać. Gość jest nieco zwariowany.- León miałeś niezły pomysł z tym aniołkiem.- Spoglądam raz na Verdasa a raz na faceta z szeroko otwartą buzią.- Violetta będzie Aniołem a ty diabłem! To super pomysł na sesje!- Krzyczy jeszcze głośniej. Chłopak ciągle się śmieje, patrze na niego. Diabełek do Leóna pasuje idealnie, bo ja jako anioł na razie jestem zmieszana.
- Chcesz być aniołkiem?- Zwraca się do mnie.
- W sumie czemu nie.
- Zmienić stroje! Natychmiast!- Krzyczy facet. Z etykietki wyczytałam, że nazywa się Alex. Śmieje się cicho. Kobiety od ubrań porwały najpierw mnie a potem Leóna.
Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i podeszłam do Leóna rozmawiającym z swoim tatą.
- Wyglądacie na prawdę dobrze.- Odzywa się ojciec chłopaka. Oboje się do siebie uśmiechamy. Po chwili dochodzi jeszcze właściciel Calvin Klein'a i zaczynamy rozmowę na temat gdzie pojawią się zdjęcia. Na początku na stronie oficjalnej oraz fanpage'u, instagramie i innych platformach Calvin Klein'a . Potem pewnie zaczną się portale plotkarskie a na koniec okładki gazet. Jestem gotowa nawet na porażkę. Ważne że z nim. Ważne, że z Leónem.
Stajem przed obiektywem. Jestem strasznie spięta. Czuje to. León patrzy na mnie i uśmiecha. Łapie moją rękę a ja tonę w jego szmaragdach. Te oczy są wspaniałe.
- Będzie dobrze, uwierz w siebie. Uwierz w nas.- Mówi szeptem. Ja uśmiecham się najbardziej jak umiem i zaczynam pozować. Raz dotykam mięśni chłopaka, raz wyrazem twarzy jestem na niego wciekła, obrażona lub rozkochana.
- Teraz pokażcie jakbyście nie mogli bez siebie żyć.- Twierdzi ojciec chłopaka. On łapie moją nogę i trzyma za udo ja łapie jego twarz i zbliżamy się do siebie. Znów tonę w jego oczach. Jesteśmy bliscy pocałowania się. Gdy flesz zabłysł oderwaliśmy się od siebie.- Dobra teraz sesja lekko dynamiczna.- Gdybym jeszcze wiedziała co mam zrobić.- Włączyć sztuczny wiatr oraz dym. A ty Violu biegnij i wskocz na Leóna.- Zaczynam się cicho śmiać z chłopakiem. Moja biała suknia lata na wszystkie strony. Oczywiście jest przezroczysta. Widać idealnie moją bieliznę którą reklamujemy. Gdy jestem w ramionach chłopaka oboje cicho się śmiejemy. Anioł i diabeł najlepsza para no nie powiem.
- Skończone!- Krzyczą wszyscy a my się uśmiechamy i idziemy do stylistów. To było wspaniałe.
Przeglądam się w lustrze i poprawiam mój ubiór. Biorę jeszcze torebkę i podchodzę do panów Verdasów. Oglądają zdjęcia.
- Wyszliście cudownie!- Ekscytuje się starszy Verdas. Czuje jak ktoś mnie obejmuje. Poznaje, że to León. Uśmiecham się po raz kolejny tego dnia. Powiem szczerze, że zdjęcia są na prawdę uroczę. - W środę powinny się pojawić. Jakoś o 12.- Podchodzi właściciel Calvin'a .
Wspaniały dzień.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Witajcie w 6!
Napisana jak zwykle o wiele wiele szybciej
Nie jest najdłuższy bo nie chciałam już nic więcej w nim zawierać.
Nie z mojego lenistwa.
Nie mam pomysłu na notkę.
Więc zapraszam do komentowania
Każdy komentarz strasznie mnie motywuje!
Dziękuje
Wasza Rosee
Ej ty!
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!