piątek, 26 lutego 2016

010: Pomocna dłoń.

Z dedykacją dla Maddy
(Dziękuje ci za takie motywacje, Kocham cie!)

"Życie jest piękne tylko
 trzeba brać odpowiednie leki"


    
    Mocno do siebie przytulam chłopaka i płaczę. Przytaknął, zgodził się, pomoże mi. Jezu, ale co z naszym wczorajszym pocałunkiem. Całkiem zapomniałam. Oderwałam się nagle od niego. Spojrzałam ze smutkiem w jego zmartwione oczy a on wytarł kciukiem jedną spływającą łzę. 
      - Musisz mi pomóc...- Szczepcie powtarzając słowa. Tak bardzo mi zależy na spotkaniu się z mamą.- Patrz, moja mama... Żyje.- Pokazuje mu okładkę gazety a ten przez chwilę się chwieje. Wygląda dziwnie. Jest trochę zdziwiony ale też zmieszany. O co chodzi?- Coś się stało?
      - Ale jak to możliwe...- Chwieje mu się głos. 
      - Musimy ją odnaleźć i muszę z nią pogadać.- Spojrzałam na chłopaka. Proszę zgódź się... On chwilę myślał a ja chciałam już odejść gdy poczułam jego dłoń na moim łokciu. Odwróciłam się. 
      - Pomogę ci, tylko skąd będziesz wiedzieć gdzie ona mieszka?- Pyta.Skoro ona żyje to mój tata musi wiedzieć. Muszę do niego zadzwonić.
      - Mój tata pewnie kłamał i on wszystko wie. Skoro nie mogłam iść na pogrzeb mamy musiał o tym wiedzieć. To logiczne.-Uśmiechnęłam się do niego.- A i bardzo cię przepraszam za wczoraj... Zapomnijmy o tym.- Chłopak lekko się uśmiechnął i zaczął mnie prowadzić do domu. Przez całą dalszą drogę omawialiśmy plan. Chłopak zawiezie mnie i będzie mi towarzyszył. Nie wiem co będę jej mówić, ale na pewno nie będzie to przyjemna rozmowa.
    Łapie chłopaka za rękę i prowadzę go do mojego domu. Musimy omówić cały plan. Musimy dowiedzieć się gdzie ona mieszka. Oszołomiony chłopak idzie za mną i masuje moją rękę co mi pomaga. Gdy jesteśmy w środku mojego pokoju szukam danych o Anabell Castillo. Przeszukałam każda stronę oraz Napisałam do faceta który brał udział w wywiadzie a bardziej to go przeprowadzał. Leżałam na łóżku i czekałam na odpowiedź. Łzy ciągnęły mi się do oczu. Jak ona mogła mi to zrobic? Dlaczego mnie zostawiła. León kładzie się koło mnie i również patrzy się na mój biały sufit. Przepiękny co nie?
      - Masz pewność że to jest twoją mama? Może to jakaś pomyłka.- Wyjękuje i patrzy się na mnie.
      - Tak León wiem że to ona.- Mówię lekko i spokojnie. Przytulam się do chłopaka. Czuje się w jego ramionach bezpieczna i taka bezbronna. Wiem że zawsze mogę na niego liczyć i że zawsze może być oparciem dla mnie.
      - Może ja będę zmykał co aniołku?
      - Zostań ze mną na noc, proszę.- Spojrzałam na niego a on tylko się uśmiechnął. Pocałował moje czoło i po chwili odpłynęłam na umięśnionym torsie chłopaka który również po chwili zasnął.

    Rano przez rozsunięte rolety przebijało się słońce. Lekko opatulało nasze twarze. Chłopak przewrócił się na drugi bok a ja postanowiłam się umyć i przebrać. Angie została na noc u taty Leóna dzięki bogu.
    Po umyciu się i przebraniu poszłam zrobić śniadanie. Lecz w kuchni zastałam Leóna robiącego kanapki. Nadal rozmyślam o mamie to co mi zrobiła. Zapłaci za to i to bardzo. Nie będę jej mimo wszystko  współczuć. Niech ma za swoje. Niech dowie się co to cierpienie.
    Złapałam po tableta leżącego na blacie i zobaczyła mejla od faceta który przeprowadzał wywiad z moją mamą.

Nadawca: The New
Adresat: Violetta Castillo
Temat: Anabell
Data: 31.01.2016 godz. 08:06

Witaj Violetto.
Gdyż nie mogę podawać danych twojej mamy raz zrobię wyjątek. Pogodzić się chcecie!? To wspaniale a tu podaje adres...

    Szczęśliwa wskoczyłam na Verdasa i objęłam go najmocniej jak umiałam. W końcu będę mogła się odegrać na mojej mamie która potrzebowałam całe życie a ona mnie tak po prostu zostawiła. Już nie mogę się doczekać aż pokaże jej jaka jestem silna i jak będę mogła jej dorównać. Tak bardzo mi jej brakowało a ona nas wystawiła.
      - To kiedy jedziemy? - Pyta León.- Pojedzmy moim autem i musimy się streszczać bo nie mamy dużo czasu. Półtorej tygodnia ferii.- Dodaje zajadając kanapkę.
      - Jutro jedziemy od samego rana.-  Powiedziałam a on zakrztusił się kanapką.
      - Jutro!?
      - Tak, a masz już jakieś plany? Jak tak to pojadę pociągiem.
      - Nie, ale w takim razie muszę przygotować  samochód.- Odpowiedział i poszedł do przed pokoju.- Violu ja idę jutro o 07:00 będę pod twoim domem a ja już lecę. Trzymaj się i jeszcze się dziś zdzwonimy.- Całuje mnie w policzek a ja mu pomachałam na pożegnanie.
    Wyciągnęłam większą torbę i chowam coś na przebranie bo Rio Gallegos jest na samym południu Argentyny pewnie będziemy spać w aucie. Wkładam jakąś kamizelkę oraz bluzkę i luźną sukienkę. Patrzę która godzina i podchodzę do okna i widzę tam Leóna czyszczącego samochód. Uśmiechnęłam się sama do siebie i oglądałam chłopaka sprzątającego swoją fure. Po chwili mój telefon zadzwonił na wyświetlaczu było napisane "Vanessa" moja kuzynka której za bardzo nie lubie.
    V: Halo?
    Va: Cześć Vivi! Jesteś sławna jak widzę ten León to twój chłopak? W końcu nie jesteś sama? Spotkamy się razem. Przyjedz do RG.
    V: Cześć, tak León to mój chłopak nie martw się tak o mnie. A Ty masz chłopaka? Tak akurat jadę do RG możemy się chętnie spotkać.
    Va: To wspaniale, mam chłopaka Daniela.
   Za drzwi uchylił się ktoś - León.
    V: Aaa to dobrze ale ja muszę kończyć bo León przyszedł i wiesz.
    Va: Dobrze że nie jesteś już dziewicą, papa!
    Powiała i się rozłączyłam. Ta kobieta mnie wkurwia pożądanie. Chłopak podszedł bliżej. Oby nie słyszał tego...
    - Czyli jesteśmy razem?- Przerywa mi myśli chłopak. Jezu on to słyszał. Lekko się spiełam i nie wiedziałam co powiedzieć. Wyjęczałam coś pod nosem. Co ja narobiłam.- Mi to pasuje nie denerwuj się.- Podchodzi do mnie i zaczyna się lekko śmiać.
      - Wiesz moja kuzynka...
      - Rozumiem cie spokojnie wiem jak to czasem jest.- Obejmuje mnie ramieniem. - Ale nie po to przyszedłem chciałem zapytać czy jesteś gotowa? Gadałem z Angie i moim tatą czy sami możemy  jechać, zgodzili się.- Pisnęłam i mocno go do siebie przytuliłam.
      - Czy to nie dziwne że pozwalają nam jechać samym a mamy po 16 lat?- Spojrzałam na chłopaka. W tym momencie czuje się jak 20-sto latka.
      - Mój tata ma do mnie zaufanie w końcu nie dawno zdałem prawko więc mogę robić co chce.- Śmiejemy się oboje. - Dobra aniołku ja ide, o 7 zbiórka pod twoim domem. Muszę przetestować nową  nawigację. - Żegna się i  wychodzi. Co on ma z tym aniołkiem? Nadal patrzę na drzwi i chyba chciałabym żeby sobie nigdzie nie szedł lecz po chwili drzwi się otwierają a w nich stanęła wściekła Lu.
      - Czemu nic mi nie powiedziałaś że ona żyje?!- Krzyczy Lu i pokazuje czasopismo. Lekko się śmieje i podchodzę do przyjaciółki.
      - Luśka ja się też dowiedziałam dopiero wczoraj. Jutro do niej jadę pogadać lekko przykro.
      - Jak to jedziesz? Z kim!? Czym ?! -  Wypytuje.
      - Z Leónem jego samochodem na południe Argentyny.
      - Dlaczego ostatnio się tak od siebie oddaliłyśmy?! Czy Verdas jest już ważniejszy!? V ja się martwię nie ma Cię ciągle przy nas jak kiedyś nawet się nie pożegnałaś z Katie! Czy León który był przez tydzień w twojej podstawówce jest lepszy od przyjaciółek które znasz 8 lat!?- Krzyczy łamiącym się głosem Ludmiła.
      - Lusia to nie tak. Ostatnio się zaprzyjaźniliśmy i ...
      - i nie masz już czasu dla nas?- Przerwała mi.
      - Proszę Cię nie rób mi tego.- Zaczynam lekko łkać. Nie chcę się z nią kłócić. Jest dla mnie najważniejsza. Zawsze będzie i nikt jej nie zastąpił jesteśmy best sister forever nikt i nic tego nie zmieni ale teraz dużo się zmieniło i ona musi to zrozumieć.
      - Kocham cię, ale ostatnio mnie olewasz totalnie.  Przepraszam.
      - To ja Przepraszam obiecuje że wszystko ci opowiem ale teraz nie mam czasu.- Odparłam zrezygnowana.

***

    Chowam ostatnią potrzebną rzecz to bagażnika gdy nagle na moje ramie ktoś kładzie rękę. Obracam się i widzę tam Fede. 
      - Stary to ty jesteś pedałem? - Zaśmialiśmy się oboje.
      - Sam wiesz że podoba mi się przyjaciółka twojej przyjaciółki. Wybierasz się gdzieś?- Pyta wskazując na bagażnik który przed chwilą zamknąłem. 
      - A V dowiedziała się że jej mama żyje jadę razem z nią ją odnaleźć.
      - Ty dla Vi zrobisz chyba wszystko!
      - Nawet i więcej.- Mowie ciszej. Violetta to trudny charakter kobiety mimo wszystko bardzo... ją lubie.
      - Kochasz ją.- Odpowiada krótko Włoch. Słyszał kurwa.
      - I co z tego jak ona sama mi wyjaśniła że my to tylko przyjaciele nic więcej.
      - A masz dowody?
      - Wczoraj się pocałowaliśmy.- Chłopak zaniemógł.
      - Całowaliście się?! - Krzyknął.
      - Cicho bądź mieszka naprzeciwko mnie.- Wskazuje na okno Violetty.
      - Ale tak w usta?!
      - Zamknij się! Tak, normalnie w usta. Pierwszy raz się tak wspaniale całowałem. Jej usta są jak chmurka wypełnioną najsłodszą czekoladą która rozpływa się...
      - Od kiedy Ty jesteś taki romantyczny?- Zaśmiał się oraz przerwał mi przyjaciel. - Rozkochałeś sie w Vi musisz jej to powiedzieć bo długo tak nie pociągniesz.
      - Ale ona nie chce. Nie chcę się narzucać ani niszczyć tego co zbudowaliśmy.
      - Facet bądź mężczyzna. Kobiety pragną takiego jak Ty myślisz że V nie? Gadala tylko o tobie. Przez ostatnie parę lat tylko o tobie. Obiecała se że Cię odnajdzie to wtedy podziękuje i przeprosi z całego serca.
      - Ale nie gadała o związku. A jak tam z Lu? Udało ci się coś?- Zmieniam szybko temat. Violetta jest wspaniałą , utalentowaną i kochaną dziewczyną ale nie wart jestem jej uczuć. 
      - Słabnę na jej widok. Nie wiem jak ją poderwać.
      - Powiedz to co czujesz. Masz dobra okazję bo właśnie wychodzi z domu V. Leć do niej.- Wskazuje na dziewczynę.
      - Dzięki stary i pamiętaj zastanów się co do V.- Poleciał do przyjaciółki Violetty i po chwili się zaczęli całować. Dlaczego aż tak szybko i dlaczego mu idzie tak dobrze? Spojrzałem w okno Violetty i lekko się uśmiechnąłem do niego. Bardzo ją kocham i zrobię wszystko żeby zawsze była szczęśliwa i żeby już nikt nigdy jej nie zranił.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział  jest wyjątkowo krótki ale wydaje mi się że nawet okej. Wszystkie wątki są więc okej. Ostatni wątek z perspektywy Leóna oczywiście mi się usunął i  musiałam pisać drugi raz. Wściekłam się jak nigdy XD Po paru godzinach dopiero się ogarnęłam XD Więc jak już wiadomo León coś do niej czuje. I V jedzie odnaleźć mamę! OH tak León zawsze pomoże! Jeżeli są błędy to Przepraszam starałam się poprawić wszystkie. Pisanie na tablecie jest trudne. Dobrze że dostałam nowego laptopa wcześniej o miesiąc ( Jeszcze nie przyszedł bo siedzę w górach oh wyprzedzam rzeczywistość.) Koniec ferii czy to nie załamujące? Płakać mi się chce na myśl szkoły. 
Dobra kochani kocham was i od dziś wracam do mojego szantażu xd
Kocham was 
Wasza Rosee

Kolejny rozdział?
10 komentarzy bez spamu 
i zajętych miejsc.

piątek, 19 lutego 2016

009: Artykuły.

Z dedykacją dla Lil ly

"Jeżeli ona chce tylko ciebie,
 to nie martw się o to, kto chce ją"


    Od rana mój telefon brzęczał od powiadomień na facebooku lub instagramie i nawet na snapie. W końcu poddałam się i go chwyciłam. Ponad 10 tyś zaproszeń do znajomych. Po 100 tyś like pod zdjęciami nie tylko na fb. A na snapie pełno zaproszeń oraz modelki i inni ludzie dość sławni przyjęli zaproszenie. O co chodzi? Nic nie rozumiem. Jestem sławna w inter... No tak, sesja. Całkiem o niej zapomniałam. Przecież wczoraj dodali zdjęcia na stronę. Racja. Muszę zablokować znajomych na facebooku. Ale? Skąd oni to wszystko... No tak portale plotkarskie lub moje imię i nazwisko. Jestem... Sławna? Przecież to jedna głupia sesja. Nic wielkiego. 
    Wchodzę na stronę z naszą sesją i nie powiem zdjęcia wyszły rewelacyjne. Paręnaście tysięcy komentarzy pod postem. Oraz na stronie. Już czuje te okładki. Pierwsza strona dla brzydkiej Violki i przystojnego Verdasa. 
    Dziś postanowiłam nie iść do szkoły i trochę odpocząć. Kolacja u Verdasów przeniosła się na dziś. Dobrze, że końcu piątek. W końcu ferie zimowe. Wolność. Nic nie robienie. Angie będzie siedzieć ze mną w domu. León pewnie gdzieś wyjedzie. Dziewczyny jadą gdzieś w góry za granicę. Ja zostaje sama bo nie wiadomo czy taka podroż nie będzie dla mnie zbyt męcząca. Nie lubię mojej choroby. Do tego co jakiś czas mam sny z wyobrażeń, wizji które są prawdziwe. Może kilka nie. Ale są tak realistyczne, są z mojej przeszłości. Która nie należała do najlepszych. Śmierć mojej mamy, choroba, brak przyjaciół, León oraz mój tata. Wszystko spadło na mnie od samego urodzenia. Moje życie nie jest kolorowe. A gdy zaczyna się układać moja głowa zaczyna świrować. Nie wiadomo dlaczego ciągle mdleje. I nie wiadomo skąd ciągle León mnie ratuje. Nie wiadomo skąd pojawił się León. To jest nawet mało możliwe, nie realne żebym go spotkała. Przecież mój świat nie był idealny i nic nie wskazywało, żeby on naglę się pojawił. To było moje marzenie. Marzenia czasem są trudne do zrealizowania- tak jak w moim przypadku. Ale zawsze trzeba o nie walczyć.- nie jak ja.
    Zawsze jestem tą małą zagubioną dziewczynką bojącą się świata. Nic nigdy się nie zmieniło. Zawsze byłam chora i smutna. Zawsze tak jest. Mimo wszystko, gdziekolwiek jestem, co robię i czy się uśmiecham w moim umyślę jest smutek. To jest moją największą wadą. Nie mogę się pozbyć myśli, dramatycznych myśli. Nie wiem jak zginęła moja mama, lecz wizje mówią, że miała wypadek samochodowy w którym uczestniczył ojciec lecz po chwili on znika. Nie wiem co to może oznaczać. Wiem, że go tam nie było. Bo był ze mną. W szpitalu i czekaliśmy na mamę. Nie rozumiem tylko śmierci mamy. Tylko tego nie rozumiem.
      - Violu przyszedł ktoś do ciebie.- Wyrwała mnie z rozmyślania Angie a ja popatrzyłam w drzwi zamiast w okno. Z drzwi wychylił się León i lekko mi pomachał. Po chwili Angie już nie było.
    Materac lekko ugiął się pod jego ciężarem a ja usiadłam i się do niego uśmiechnęłam, on patrzał na mój wibrujący od powiadomień telefon i się zaśmiał. Również to zrobiłam.
      - Czyli jednak ty masz tak samo.- Spojrzał na mnie.
      - Już tak od wczoraj.
      - Mam już pierwszą gazetę.- Wyjął za pleców gazetę z Glamur. Moje ukochane czasopismo z moją twarzą. Wstałam bardziej na łóżku i wyrwałam mu gazetę. Zaczęłam piszczeć i mocno przytulać się do szatyna. On tylko się zaśmiał i odwzajemnił uścisk. Dopiero przed chwilą ogarnęłam się, że siedzę na nim i prawie go duszę. Zeszłam z niego i lekko się zawstydziłam.
      - Jejku! Ale się cieszę! Dziękuje! Dziękuje! Dziękuje!- Skaczę jak szalona i biorę telefon do ręki. Robię szybko zdjęcie i dodaje na snapa. Po minucie mam już parę tysięcy zrzutów ekranu oraz pełno wyświetleń. To coś nie zwykłego ile osób może mnie obserwować. Przecież to jest dziwne. Chłopak tylko się ze mnie śmieje. Przeglądam gazetę i widzę na 4 stronach zdjęcia z sesji oraz jakieś plotki na nasz temat. Szybko siadam na łóżku i zaczynam czytać. Czasem prycham bo są lekkie kłamstwa, ale gdy dochodzę do setna zaczynam płakać ze śmiechu.
    "Violetta i León są na pewno w wspaniałym związku. Taki aniołek i diabeł jak on muszą dobrze ze sobą współgrać. Czasem dobro i zło jest najlepszym wyjściem. Ciekawe jak śpią. Czy może ona jest bardziej niegrzeczna, czy jednak on przejmuje pałeczkę." 
    León patrzy na mnie jak na wariatkę a ja wiję się bo łóżku jak szalona. Czy oni na pewno wiedzą ile mamy lat? I czy na pewno jesteśmy razem? O boże proszę was. Wierzgam nogami, że uderzyłam parę razy Leóna a on po chwili Położył się nade mną i zaczął mnie łaskotać. Prosiłam, błagałam żeby mnie puścił gdy naglę nasze twarze się do siebie zbliżyły. Oboje patrzeliśmy się na siebie jak nigdy. Nigdy nie czułam takiego uczucia co teraz. Chłopak zaczynam nie znów gilgotać a ja walnęłam głową w czoło chłopaka. Oboje jęknęliśmy z bólu.
      - Przepraszam.- Jęknął i ocierał obolałe miejsce.
      - To ja przepraszam.
      - Jeżeli bym cię nie gilgotał byś się nie uderzyła.
      - Ale wierciłam głową a nie musiałam nią wiercić.- Zaczęliśmy się śmiać. On opadł na miejsce koło mnie i gdy chciał coś powiedzieć zadzwonił jego telefon. Tak jak był tak i go nie było. Pocałował mnie lekko w policzek i wyszedł. Przypomniał jeszcze o dzisiejszej kolacji. Tak, dwa tygodnie ferii! Teraz mogę leżeć i nic nie robić. Kocham to.

    Poprawiłam sukienkę i zeszłam na dół. Tam zobaczyłam uśmiechniętą Angie. Jest szczęśliwa. Ostatnio nawet słyszałam, że między mną a tatą Leóna coś powstało. Może będą razem? A co do wyglądu kobiety, wygląda wspaniale. Jej włosy lekko opadają na ramiona a biała sukienkę podkreśla jej atuty. Wygląda ślicznie. W rękach miała ciasto a mi podała babeczki. Wzięłam jeszcze małą torebeczkę i razem wyszłyśmy do domu Verdasów. Śmiesznie, że ja i León jesteśmy w podobnej sytuacji. Oboje straciliśmy mamy. Dobrze, że on ma przynajmniej kogoś przy sobie cały czas. Nie chciałabym, żeby przechodził przez to samo co ja. Dobrze, że jest teraz szczęśliwy.
    Zapukałyśmy do drzwi i prawie w tym samym momencie otworzył nam drzwi tata Leóna. Angie lekko się uśmiechnęła mężczyzna odwzajemnił jej ruch. Po chwili otworzył szerzej drzwi a my mogłyśmy wejść do środka. Nie widziałam nigdzie Leóna co lekko mnie zmartwiło lecz nie dałam tego po sobie poznać. Ale po chwili było słychać kroki na schodach i już chłopak był na dole. Uśmiechnęłam się do niego on odwzajemnił uśmiech. Przytuliliśmy się na przywitanie i pokierowaliśmy się do jadalni. Usiadłam kolo mojej cioci a na przeciwko mnie usiadł Verdas tak samo było z Angie.
    Angie z tatą Verdasa gadali jak nigdy lecz my siedzieliśmy w ciszy zajadając zapiekankę. Naglę chłopak wstał.
      - My pójdziemy do mnie, nie przeszkadzajcie sobie.- Spojrzałam na niego. Nie no proszę, ja chce skończyć tą wspaniałą zapiekankę. Uśmiecham się nieśmiało i wkładam ostatni widelec do ust. Szybko wstaje i macham do gołąbeczków.
    León prowadzi mnie do drzwi jego pokoju i siadamy na łóżku. Siedzimy w ciszy, dość nieprzyjemnej ciszy. Naglę chłopak cicho się zaśmiał a ja się na niego spojrzałam.
      - Czego się śmiejesz co?- Uderzyłam go w ramię a ten zaczął się jeszcze bardziej śmiać. Co za cymbał. - No co!- Uderzyłam go znowu i zaczęłam się śmiać z niego. Naglę chłopak zaczął mnie gilgotać jak rano a ja zaczęłam świrować. Śmialiśmy się oboje bez przyczyny. Bardziej to on bo ja byłam gilgotana przez niego i to do tego lekko a za razem strasznie mocno. Płakaliśmy ze śmiechu gdy naglę oboje spadliśmy z łóżka na siebie. Oboje zapadliśmy w ciszę. Upadłam na jego umięśniony brzuch przez co poczułam lekki ból bo jego brzuch się napiął. Nasze twarze stykały się znów naprzeciwko siebie przez co znów jest niekomfortowo. Chłopak zaczął się do mnie zbliżać a ja zamknęłam oczy by oprzeć się chwili. Po sekundzie nasze usta się złączyły w jedność. Lecz gdy się oderwaliśmy wstałam. Nie to nie powinno się wydarzyć. Jezu co my zrobiliśmy.
      - Przepraszam.- Powiedziałam i wybiegłam z pokoju. Nie, my jesteśmy przyjaciółmi nic pomiędzy nami nie może się zdarzyć. Kompletnie nic. Przyjaźń. To co wystąpiło przed chwilą było błędem. Tak to tylko błąd.
    Wybiegłam z domu i zaczęłam biec. Z moich oczu leciały łzy. Słyszałam jak ktoś mnie woła. Był to na sto procent on. Lecz gdy jego słowa się powtarzały biegłam jeszcze szybciej. A gdy już wleciałam do domu zamknęłam go na klucz. Chce być teraz sama. Lecz los nie chciał tego. Słyszałam jak ktoś wali w drzwi. León, poznaje go po tonie jego słów. Ignoruje to i biegnę do swojego pokoju. Wyłączam dzwoniący telefon i zasypiam zapłakana, na mokrej poduszce.

***

    Otworzyłam ledwo oczy i spojrzałam na rażące słońce przebijające się przez zasłony. Angie musiała tu być. Rzuciło mi się pierwsze na myśl. Ale gdy przypomniałam sobie wczorajszy dzień czułam, że robię się blada. Nie chce o tym myśleć. 
    Włączam telefon a ten od razu się zacina. No tak wszystkie powiadomienia oraz ... León. 197 nieodebranych połączeń. 59 nieodczytanych wiadomości oraz messenger . Nie chce z nim teraz gadać. Muszę sobie to przemyśleć. Czemu się wtedy nie odsunęła? Było by w porządku. Żałuje tego co zrobiłam. Dlaczego nie umiem cofać czasu? 
    Wstałam z łóżka i spojrzałam w lustro. Ledwo co nie omdlałam na swój widok. Blada, rozmazana ze śladami kropel płaczu oraz pognieciona sukienka. Wyglądam koszmarnie. Od razu zdecydowałam się wziąć ciepłą kąpiel oraz przygotować ubrania. Wyjdę dziś na spacer. Tak, to będzie najlepszy pomysł na świecie. 
    Wrzuciłam dwie kostki zapachowe do wody i po chwili relaksowałam się uczuciem chwilowej wolności. 
    Poprawiam ostatni raz włosy oraz bluzkę. Dziś zdecydowałam się na coś zwykłego. Zwykły przewiny top oraz krótkie z dłuższym stanem czarne spodenki. Jest gorąco dziś, nie mam innego wyjścia niż luźne ubrania. 
    Wychodzę z domu, o dziwo Angie w nim również nie ma więc zamknęłam go na klucz i szłam przed siebie. Jakaś dziewczyna biegła ludzie gdzieś się śpieszyli inni byli na coś wściekli a inni szczęśliwi a jeszcze inni coś ukrywali. Postanowiłam iść do kiosku kupić sobie jakąś ciekawą gazetę. Charekterystyczny dzwonek wchodzenia do pomieszczenia i już stałam przy gazetach. Lecz jedna bardzo mnie zaciekawiła. Nie byłam na niej z Leónem lecz była na niej moja... Mama. 

    Anabell Castillo matka Violetty Castillo zdradza nam parę faktów o niej! 
Hit sezonu!

    Przewracam katalog na stronę w której jest to wszystko opisane. Widzę jakieś moje stare fotki z dzieciństwa.

Redaktor: Dlaczego nie ma przy Pani Violetty?
Anabell: Ostatnie czasy nie mamy kontaktu.- Powiedziała lekko smutna.
R: Patrząc na to zdjęcie byłyście razem bardzo zżyte.
A: Można zmienić temat?
R: Dobrze, czemu Castillo była taka chuda i smutna oraz czemu spędzała tyle czasu w szpitalu czy była na coś chora?
A: Proszę dać mi spokój. Violetta złamała wtedy rękę.

    Zamknęłam gazetę i dałam sprzedawczyni. Nie rozumiem jak ona mogła mi to zrobić? Okłamali mnie. Wszyscy znów. Muszę do niej pojechać. Muszę ją odwiedzić. Muszę znaleźć jej adres. Nienawidzę jej. Tyle płaczu! To wszystko przez nią! 
    Wściekła wychodzę ze sklepu i widzę z naprzeciwka chłopaka. León! Podbiegłam do niego i mocno go do siebie przytuliłam. Spojrzał się na mnie dziwnie. 
      - Musisz mi pomóc i nie możesz mi odmówić.- Spojrzałam na niego błaganie. Musi się zgodzić. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej! 
witajcie w przepięknym piatku. 
Jestem w górach a mój komputer padł i teraz padło wszysyko. Ale postaram się napisać rozdział na kolejny piątek bo tam ledwo mi idzie a tu w wasze ręce wpada 9 która będzie przełomowym rozdziałem dla naszej Leonetty.Nie martwcie się ten pocałunek niczego nie zmieni między nimi XD Violka trochę spanikowala XD No i to tyle więc do kolejnego i kocham was. Mam nadzieję że komentarze wrócą bo zaczne mój "szantaż" o komentarze xd Dziękuje też za 30k wyświetleń na blogu! To dużo dla mnie znaczy a już nie długo rok bloga! I przepraszam za błędy ale pisze na tablecie na którym nie umiem pisać xd
Całuje was Rosee

Ej ty!
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!

piątek, 12 lutego 2016

008: Dla ciebie.

Z dedykacją dla Wszystkich anonimów.

"Gdy ktoś popełni wielki błąd, uważasz że
 powinien płacić za niego resztę życia?"


    Stoję w jednym miejscu i wpatruje się w dziewczyny które się we mnie patrzą jak głupie. Jejku przecież chce wiedzieć co on im powiedział. Czy to tak cholernie trudne? Jezu ostatnio za dużo przeklinam. Ostatnio bardzo się zmieniłam. Wszystko się zmieniło. 
    Patrzę się na nie, one nadal się uśmiechają. Chce się już dowiedzieć no proszę! 
      - Chodź Violu.- Szarpnęły mnie w stronę wyjścia. Wzięłam głęboki oddech. Oh, nie mogą mi powiedzieć szybko tylko wloką mnie nie wiadomo gdzie. Jezu czy to jakaś tajemnica? Przecież raczej nie bo znają się krótko. Ahh, nie rozumiem tych kobiet. 
    Idziemy do parku. Jezu czemu aż tak daleko? Za dużo dziś Jezuje. Po co to komu? Siadamy na jakiejś ławce i patrze na nie żeby zaczynały mówić. 
      - Po mowie Federico było widać, że on ją kocha.- Mówi Fran. Kto? Kogo? Co? 
      - Co?- Jęczę.
      - Federico kocha Lu.- Serio? Wlokłyście mnie aż tak daleko i bez sensu dla takiej... O boże czego ja oczekuje. Jestem okropna. 
      - Jezu! To wspaniale! Ale nie rozumiem czemu wlokłyście mnie aż tak daleko?
      - Dlatego.- Wskazuje na rozmarzoną Lu.- Nie chciałam, żeby jej chłopak się o tym dowiedział jak na nią działa.
      - Mógł się dowiedzieć to byli by już razem.
      - No kurcze, nie pomyślałam o tym.- Zaczęłyśmy się śmiać. Oj Lu, zakochała się i to tak po raz pierwszy.

***

    Rzucam torebkę w kąt i rzucam się na kanapę. O tak! Tego mi brakowało przez ostatnie parę godzin. O tak, miękka kanapa i telewizor, ulubiony serial i gites. Tylko coś czuje, że mój brzuch domaga się jedzenia. Angie proszę ugotowałaś coś!? 
    Włączam telewizję na właściwy program i widzę, że serial będzie dopiero za 30 minut. Wzdycham głęboko i idę do kuchni. W niej oczywiście zastaje Angie ruszającą się w rytm muzyki w słuchawkach. Cicho się śmieje z jej ruchów i kładę rękę na jej plecach. Ta lekko podskakuje przestraszona i odkłada białe słuchawki na ladę. 
    Dziś na obiad moja kochana lazania! Jezu mój brzuch już burczy jak głupi. Jedzenie! Jedzenie! O tak tylko to się odbija w moim mózgu. 
    Kobieta mocno mnie do siebie przytula, prawdopodobnie na przywitanie. O tak, wiem że moja ciocia mnie kocha ale żeby aż tak, że gdy kiedy tylko mnie zobaczy mocno przytula i cieszy się że nic mi nie jest. Wszyscy się o mnie troszczą jakbym była całkiem inna. To że byłam lub jestem- mam nadzieje, że mój nowotwór nie wrócił- chora śmiertelnie nie oznacza chyba, że jestem inna i głupsza lub nie umiem o siebie zadbać. A owszem umiem i to bardzo porządnie. Czasami takie troszczenie się jest uroczę, ale czasem jest lekką przesadą. Ale jej to wybaczę, bo lubię tonąc w ramionach osoby, która wychowała mnie w najgorszych latach. 
      - Dziś na obiad twoja ukochana lazania!- Krzyknęła po oderwaniu moja ciocia. Jakbym nie wiedziała. W całej kuchni czuć wspaniałymi zapachami warzyw i ciasta w pomieszczeniu. Kocham tak dobre i zdrowe jedzenie. Kocham jeść! Ohh, serio bardzo jestem głodna, dziś jadłam tylko śniadanie. 
      - A za ile? Bo jestem okropnie głodna!- Biorę kawałek surowego ciasta i przełykam. O tak, dobre, pyszne. 
      - Muszę jeszcze włożyć do piekarnika, więc z 30 minut, ale możesz zjeść jogurt kupiłam dziś twoje ulubione. A i jeszcze jedno zostałyśmy zaproszone na kolacje do Verdasów.- Zaczynam się krztusić ciastem. Że jak? Do Verdasów? Nie, nie. Ja mam dość dzisiejszego dnia. Proszę Angie powiedz, że to żart. Jestem zmęczona i cholernie głodna!
      - Kiedy?- Pytam zaciekawiona. I głodna. 
      - Jutro.- Uf, to już lepiej. Dziękuje, że jutro dziękuje!- Właśnie Violu, powiesz mi czemu dziś nie chciałaś iść z Leónem do szkoły?- Wkłada do piekarnika moje jedzenie. O zaraz będzie pachnieć nie tylko w kuchni.
      - Powiem ci przy obiedzie, bo nie mogę na to już patrzeć.- Wskazałam palcem na piekarnik. Kobieta się zaśmiała.
      - Aż taka głodna jesteś?
      - Nawet nie wymawiaj tego słowa!- Znów się zaśmiała.- Idę do salonu.- Odpowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia pachnącym moim ukochanym pożywieniem. Jejku ja już chce jeść!
   Po paru minutach razem z Angie siedziałyśmy przed telewizorem z chusteczkami oraz pysznym obiadem. Oczywiście jako pierwsza zjadłam a ciocia po serialu. Dziś aż tak bardzo nie płakałam. Oh, to bardzo dobrze! Nie chce się znów malować na noc, a też nie chce żeby ktoś mnie widział bez podkładu. Moje blizny nie są przepiękne.
      - No dobrze to teraz mów czemu nie chciałaś widzieć się z Leónem rano.- Naglę powiedziała gdy zaczęłam zbierać talerze. W końcu się najadłam. Umieram z bólu brzucha. Ah, jeszcze to pytanie. Ufam Angie, ale to trochę głupie.
      - A już dobrze między nami.- Kobieta prychnęła. Było słychać je nawet z kuchni. Po chwili znów siedziałam na kanapie.
      - Kochanie to akurat wiem bo dziś chyba był u nas.- No tak, zapomniałam.- Mów, mów.- Nalega.
      - Pokłócił się z dziewczyną i myślałam, że to moja wina więc chciałam go unikać.- Ona zaśmiała się jeszcze bardziej.
      - Tym zraniłabyś go podwójnie. Jak nie jego dziewczyna to najlepsza przyjaciółka.
      - Skąd wiesz, że się przyjaźnimy?
      - Gadam czasem z Leónem. Powiedział mi, nawet jak by nie mówił to można się domyślić. Ale ja coś czuje, że coś do siebie czujecie.- Wyplułam wodę do kupka. Co? Ja i León? Ciocia nie załamuj mnie jeszcze ty. Już mówię po raz kolejny. Mnie i Leóna nic nie łączy!
      - Nas łączy wyłącznie przyjaźń, Angie.- Odparłam lekko zmieszana. A jeżeli jednak coś do niego czuje? Nie, to nie możliwe. Lubie go i to jest pewne. Nie wiem co inni widzą w nas takiego, że wydaje im się, że jesteśmy razem. Ah, mam nadzieje, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko nawet tą głupią gadaninę, że będziemy niby razem czy tam do siebie pasujemy.
      - Dobra kochanie, ja wiem swoje ale teraz idź się myć i spać. Musisz odpocząć.- Oh, tak. Jakbyś czytała mi w myślach Angie! Tak, spać. To najlepsza myśl na świecie. Może i jest 18:30, ale zanim się położę będzie 22. Poprawka, zanim wszytko zmyje z mojej twarzy. Podkłady robią swoje, nie lubię moich blizn. I niech zostaną tam pod dużą warstwą podkładu. Tak będzie najlepiej i dla mnie i dla innych, dla oszczędzeniu innym cierpienia takiego jakiego przeżyłam.
    Położyłam głowę na miękkiej poduszce i wzięłam mój telefon do rąk. Jest 23, myślałam że wcześniej. Moje mycie się w wannie trwa z półtorej godziny. No nieźle Violka dajesz czadu. Wchodzę na facebooka i widzę jedną wiadomość od Lu.
L: Mam wielkiego niusa. Jutro ci wszystko opowiem, bo cię ciągle nie ma!
    Wzdycham i nic nie odpisuje. Ciekawe co się stało? Po chwili zasypiam.

***

    Wchodzę przez mury szkoły i już podchodzą do mnie przyjaciółki. Wszystkie trzy mocno mnie do siebie przytulają a ja uśmiecham się lekko na ich gest. Jestem strasznie ciekawa co się stało. O co chodzi z tą wiadomością co dostałam wczoraj wieczorem od blondynki. Jestem strasznie ciekawa. Ostatnio się od siebie oddaliłyśmy. Ja razem z Lu byłyśmy najbliżej teraz jesteśmy chyba najdalej. 
      - Fede zaprosił Lu na kolację!- Krzyczy podekscytowana Fran. Klaszcze lekko w ręce. No gratuluje, w końcu się odważył. Od samego początku było widać chemie. 
       - To świetnie!- Krzyknęłam i ją przytuliłam.- Ja dziś razem z ciocią idę do Verdasa na kolację.- Naglę dziewczyny pisnęły. Moje uszy zabrzęczały a głowa lekko zabolało. Auł, co to było? Jeszcze czegoś takiego nie miałam. Ból był szybki i okropnie bolesny. Proszę, nie psuj mi planów. Chyba z tym jeszcze nie muszę iść do lekarza, jak się powtórzy to pójdę. 
      - Gratuluje!- Piszczą. A dźwięk oraz ból powtarza się. Chyba muszę iść o lekarza.- Coś się stało Vilu?- Uśmiecham się krzywo a Lusia łapie mnie za ramiona. Przez chwilę widzę ciemność. Nic nie widzę. Boję się, o co chodzi? Słyszę znajomy mi głos Verdasa. I opadam na ziemię ostatecznej chwili ktoś łapie mnie i nie uderzam głową w blat podłogowy w szkole. 
      - Dzwońcie po lekarza.- Słyszę głos chłopaka.
      - León?- Otwieram oczy i widzę rozmazaną twarz chłopaka.
      - Violu cii.- Ucisza mnie co lekko mnie uspokaja.- Będzie dobrze, jestem przy tobie. Oddychaj, lekko ale głęboko.- Tłumaczy a ja robię wszystko co mi mówi. Słyszę tłum ludzi oraz paru nauczycieli którzy coś szepczą do siebie.- Spokojnie, rozluźnij się. Oddychaj spokojnie nie bój się, jestem przy tobie.- Po chwili czuje jak robi mi się coraz lepiej. Moje oczy dostają orzeźwienia i widzę idealnie rysy twarzy Leóna. Uśmiecham się do niego i wstaje z jego pomocą. Lekko się chwieje i znów wpadam w jego ramiona. Jezu, jaki wstyd. Czuje, że moje nogi latają, chłopak mnie podniósł i trzyma na swoich rękach. Przybliżam się do niego lekko i musam jego policzek. Słychać szmery gdy dotknęłam ustami jego policzka było słychać westchnienie zrezygnowania. To na pewno one, dziewczyny. Jejku, przecież nie będę go całować w usta gdy ledwo co się znamy.
    Po chwili zanoszą mnie do szkolnej pielęgniarki i już zaraz leże na kozetce. Słyszę głos Leóna- czyli jest ze mną. Rozmawiającym z moim lekarzem o tym co się stało. Straciłam wzrok na chwilę. Jejku już jest dobrze. Niech się tak o mnie nie przejmują, jest spoko!
      - Dziewczyna musi odpocząć, prawdopodobnie dlatego była bliska zemdlenia. Skąd wiedziałeś co robić?- Pyta lekarz.
      - Ostatnio bardzo się tym zainteresowałem. Chciałem w razie co zawsze jej pomóc.- Czuje jak na moich policzkach pojawiają się czerwone plamy. Leżąc próbuje zasłonić je włosami. - Czytałem dużo o tym w książkach oraz w internecie. Nie chce, żeby stało się jej coś złego.
      - Gdyby nie ty mogłaby już dawno leżeć w śpiączce.- Uśmiecha się mężczyzna. León się uśmiecha, ale widać że to zdanie nie było komfortowe. On serio się o mnie martwi i ten "żart" mojego lekarza nie był potrzebny.- Przepraszam.- Odchrząknął. 
      - Nic się nie stało. Czy jej może coś zagrażać?- Odpowiada chłopak 
      - Myślę, że nie. To odreagowania po ciężkiej chorobie. Pilnuj jej dobrze, bo niektóre mdlenia mogą być nawet śmiertelne. W razie takich wypadków zawsze do mnie dzwoń. Gdybym miał problem z przyjazdem sam musisz jej pomóc. Masz tu tabletki, które powinny jej pomóc z obudzeniem.- Podał mu tabletki. Ta, to te co dostawałam gdy siedziałam całe dnie w szpitalu po moich mdleniach w czasie choroby. Mam nadzieje, że mi to przejdzie. 
      - Będzie mogła dziś już normalnie funkcjonować?
      - Jasne! Akurat to omdlenie nie było aż tak złe. Więc jak się prześpi to będzie mogła iść do domu. - Ja i chłopak wzdychamy.- Violu ty spróbuj się przespać, a ty Leónie idź na lekcje. Zajmę się nią.- Uśmiechamy się do siebie. 
      - Mogę zostać. 
      - Nie musisz, idź na lekcje.- Chłopak wzdycha zrezygnowany. Wyciągam lekko ręce na znak przytulenia mnie. Chłopak podchodzi do mnie i swoim rozgrzanym ciałem mnie opatula. Przymykam oczy.
      - Dziękuje ci.- Mruczę mu lekko do ucha.
      - Dla ciebie wszystko, aniołku.- Mówi gdy mnie puszcza, uśmiechamy się do siebie. 
    Po chwili zostaje sama z lekarzem. On tylko mówi, żebym się zdrzemnęła. Było mi chłodno więc zobaczyłam bluzę chłopaka leżącą niedaleko mnie. Chwyciłam ją jednym ruchem i przykryłam się bejsbolówką szatyna. Czułam zapach jego perfum, dobrze mi znany zapach. Razem z bluzą w objęciach zasnęłam. Odleciałam. 

    Szatynka podbiegła do mamy i mocno ją do siebie przytuliła. Kobieta lekko się uśmiechnęła i musnęła jej czółko.
      - Mamuś główka mnie boli.- Wyjęczała. Jej głos strasznie drżał, oczy miała ciemne a cerę bladą. Kobieta bardzo się przestraszyła i pobiegła po tabletki przeciw bólowe dla dzieci. Gdy wróciła mała Violetta leżała na ziemi nieprzytomna na dywanie. Krzyknęła po swojego męża. Zaczęła płakać. Nie wiedziała co się dzieje z jej kruszynką, która jest dla niej najważniejsza. Mężczyzna po kilku chwilach już dzwonił do szpitala. Oboje byli przestraszeni. Dziewczynka na chwilę się rozbudziła uśmiechnęła się do mamy a ta również się uśmiechnęła lecz o wiele bardziej smutniej. Szatynka znów zemdlała. Kobieta myślała, że to był odznak pożegnania się. Nie raz czytała o tym, że w taki sposób żegnają się zmarli ludzie. I tak miało być lecz Bóg chciał inaczej. Nie chciał jej jeszcze tam na górze. Nie chciał ranić dobrych ludzi. Lekarze przyjechali na czas. Zaczęli reanimować dziewczynkę. Po chwili prób zabrali ją do szpitala. Rodzice jechali za karetką. Matka nie mogła się uspokoić a ojciec był cholernie zdenerwowany. 
    Zabrano Violettę na blok operacyjny. Po chwili rodzice dowiedzieli się najgorszego. Dziewczynka ma nowotwór mózgu. Nie wiadomo czy da się ją uratować. Matka, Anabell jęknęła z bólu i upadła. Zaczęła histeryzować. Łzy leciały jej z oczu jak szalone. Bała się o swoje dziecko leżące w pokoju. Z każdym dniem patrzała na coraz bardziej męczącą się kruszynką. Traciła nadzieje, że wyzdrowieje. Naszedł dzień w którym Violetta straciła przytomność, przestała oddychać, umierała po raz kolejny. Matka znów nie mogła się uspokoić. Patrzyła jak lekarze ją ratują. Niestety po paru godzinach wyszedł lekarz z sali i podszedł do rodziców. Oboje byli sparaliżowani. Nie wiedzieli co właśnie się wydarzyło.
      - Przykro mi.- Tłumaczył.- Robiliśmy wszystko co w naszej mocy.- Kobieta wleciała jak głupia do stali i przytuliła małą dziewczynkę. Naglę stał się cud, wszystkie urządzenia podłączone do małej szatynki zaczęły działać. Pocałunek mamy był najlepszym lekiem dla małej dziewczynki. Lekarze byli wręcz w wielkim szoku. To nigdy się nie wydarzyło. Mała szatynka stała się gwiazdą portali społecznościowych. "Całus mamy uratował zmarłą dziewczynkę" Kobieta była w kolejnym szoku. Tak właśnie zapadła w depresje. Nie wiedziała, że to dopiero początek tragedii.
    Po paru miesiącach dziewczynka mogła wyjść ze szpitala. Jej stan zdrowia był już dobry. Była bez włosów, ale cieszyła się że żyje. Ona jeszcze sobie nie zdawała z tego sprawy, ale kiedyś dowie się wszystkiego sama. Tak zaczęła się tragedia małej Violki. 

    Sparaliżowana i spocona obudziłam się. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i zobaczyłam, że jestem w pokoju pielęgniarki. Lekarza nie ma, pewnie darłam się jak głupia. Wydarzenie z przeszłości. Co jeszcze mnie dziś zaskoczy?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej, hej!
Wiecie co?! Mam ferie! 
No i oczywiście moja wena legła w gruzach.
Dziękujecie, że mam już parę rozdziałów w przód.
Dokładnie to niecałe dwa.
 I podziękujcie, że ten jest dziś bo moja przyjaciółka mnie przekonała xd
Rozdziały będą dodawane mimo wszystko w piątki, bo jak już mówiłam
Znów ktoś ukradł moją wenę. 
Muszę napisać jeden rozdział by pojawiły się regularnie.
Więc muszę się zmobilizować i napisać ten jeden rozdział!
Trzymajcie kciuki!
Kocham was i do następnego
Wasza Rosee.
Ps: Jeżeli teraz nie będę komentować waszych blogów to 
postaram się je nadrobić, bo jak już mówiłam 
jadę w góry na całe dwa tygodnie...
Więc bardzo przepraszam!

Ej ty! 
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!


piątek, 5 lutego 2016

007: Matematyka.

Z dedykacją dla Maddy.

"Ten uśmiech mógłby wygrać wojny i leczyć raka"




    Przełykam ostatni łyk kawy i biorę talerze moje oraz Angie ze śniadania. Obie się do siebie uśmiechamy. Wchodzę do kuchni i wkładam brudne naczynia do zmywarki. Uśmiecham się sama do siebie na myśl, że już jutro zdjęcia z Leónem będą na stronie. Naglę słyszę dzwonek do drzwi. Z głupim myśleniem, że to on, podchodzę do drzwi. Niestety za drzwiami jest jego dziewczyna lub... Jego była dziewczyna. Właśnie, sama nie wiem czy z nią jeszcze jest czy nie. Kobieta jest zapłakana, makijaż jest strasznie rozmazany. Wyciera pojedyncze łzy a ja patrze na nią i stoję jak słup. Co się jej mogło stać? Czy to ma związek ze mną? Skoro tu jest to raczej do ciebie. 
      - Jak mogliście mi to zrobić?!- Mówi przełykając łzy.- Przez ciebie... Przez ciebie...- Nie umiem wydusić z ciebie żadnego słowa. Patrze jak zamurowana w smutną kobietę. Współczuje jej lecz nadal nie wiem co zrobiłam. Jakoś głupio się czuje, to pewnie przez tą sesje. Przez to, że León spędza ze mną więcej czasu lub jakieś kolejna głupia stęka zazdrości. Oby to ostatnie.- León ze mną zerwał. Przez ciebie! Mój tata wybrał ciebie na sesje nie mnie! Zrujnowałaś mi życie szmato!- Krzyczy a ja z emocji zamykam drzwi. Zaczynam płakać. Emocje we mnie buzują. Nigdy nie chciałam nikomu zrujnować życia. Nie chciałam, żeby ktoś żyła tak jak ja. Źle się czuje. Muszę odbudować ich związek, muszę zrobić coś, żeby nie cierpiała. Muszę unikać Leóna.
    Wchodzę po schodach na górę i ubieram się w coś sensownego do szkoły i biorę torebkę. Słyszę dzwonek do drzwi. Drgam jak głupia. Zbiegam ze schodów i biegnę do Angie. 
      - Angie, proszę powiedz że już wyszłam.- Kobieta patrzy na mnie dziwnie i idzie otworzyć drzwi. Słyszę jak mówi, że mnie już nie ma a ja z ulgą wydycham powietrze. Uf, udało się. Kobieta przychodzi do kuchni. 
      - O co chodzi?- Pyta.
      - Opowiem ci po szkole. Teraz lecę!- Krzyczę do niej i całuje ją w policzek. Gdy dotykam klamki od drzwi które są w kuchni łapie mnie za ramię kobieta. 
      - Nie rób żadnych głupstw przez które będziesz potem cierpieć.- Mówi a ja się do niej przytulam. Może jednak odwracanie się od niego to zły pomysł? Zranię go.

    Przechodzę przez las i po chwili jestem na schodach przy szkole. Od mojego wyjścia z Leónem uwielbiam chodzić do szkoły na pieszo. Lu jest przeciwna więc jeździ sama, bo Fran i Cami jeżdżą z całkiem innej strony. Na końcu schodów widzę Verdasa. Staje w miejscu i nie wiem co mam zrobić. Jest odwrócony do mnie plecami, więc mnie nie widzi. Czeka na kogoś. Gdy się odwraca momentalnie bladnę. Potknęłam się o swoje nogi i wpadłam na ogródek szkolny. Jęczę z bólu. Naglę podbiega do mnie chłopak. Wstaje bez jego pomocy, poprawiam sukienkę i idę bez słowa. On stoi i czuje, że się na mnie patrzy. Może nawet patrzy się na mój tyłek. Stop! 
      - Violetta!- Krzyczy a ja przyśpieszam. Wiem, że go teraz ranie, ale zrobił błąd zrywając z Ann. Przecież nikomu nie była nic winna!- Co jest?- Dogania mnie i łapie za rękę.
      - Dlaczego zerwałeś z Ann!? To przeze mnie?!- Mówię prosto z mostu.
      - Zdradziła mnie.- Odpowiada krótko. Jego głos lekko zadrżał. Jezu co ja słodkiego narobiłam.- Była u ciebie? Znów kłamała...
      - Tak mi przykro.- Mocno go do siebie przytulam. On przytula mnie coraz mocniej. Cicho się śmieje do momentu gdy nie mogę oddychać.
      - León!- Krztuszę.- Nie mogę oddychać.- On mnie puszcza.
      - Przepraszam.- Mówi gdy słyszymy dzwonek na lekcje. Żegnamy się i kierujemy się do swoich klas. Głupio mi trochę.
    
    Wychodzę ze szkoły gadając z dziewczynami. Lu opowiada o Fede, zakochała się od pierwszego wejrzenia. Fran i Cami z nią o tym plotkują. A ja? Ja jak zwykle zastanawiam się - jak przez cały dzień. O tym co wydarzyło się rano. Myślę o Leónie i o moim strasznie bolącym kolanie które sobie roztrzaskałam na jakimś kamieniu wywalając się na widok Verdasa. Cicho się śmieje.
      - Violetta!- Piszczą przyjaciółki, ja drgam i patrze się na nie. One zaczynają się śmiać jak głupie. O co im chodzi?- O czym tak myślisz? O Leónie?- Mówi Fran. Uderzam ją lekko w ramię, żeby się opamiętała. Mnie i Leóna nic nie łączy i łączyć nie będzie!
      - Hej dziewczyny, o czym gadacie?- Podchodzi do nas Federico z paczką chłopaków. Szybko się tu zadomowił. Za nim idzie chłopak Fran- Diego oraz "przyjaciel" Cami- Broadway. Ludmiła natychmiastowo mdleje a on ją łapie. Wszystkie zaczynamy się śmiać. Biedna. Naglę z daleka widzę sylwetkę jeszcze jednego chłopaka, może dwóch. Z oddali widzę Andresa oraz ... Leóna.
      - Hej.- Mówią wszyscy. Spoglądam na Leóna lecz spalam się rumieńcem. Jejku co tu się dzieje. On tylko się do mnie uśmiechnął nic wielkiego.
      - Idziemy do Starbucks'a idziecie z nami?- Pyta Diego. Ja wzdycham. Muszę się pouczyć do Matematyki. Nie uczyłam się jej długo i nic nie umiem.
      - Jasne!- Mówią.
      - Ja nie mogę.- Wyjękuje. Czuje wzrok wszystkich na mnie. Czuje też jego wzrok.
      - Dlaczego?- Odpowiada Lu.
      - Muszę się nauczyć geometrii, dawno strasznie się uczyłam i mam zaległości.- Odpowiedziałam.
      - Nie daj się prosić, zajmie nam to parę minut nawet mniej. No proszę!- Krzyczy Fran. Jejku na prawdę nie mogę tego ciągle przekładać.
      - Muszę się nauczyć serio. Jutro będę mogła.- Wzdycha parę osób ja dołączam do nich, głupio trochę.
      - Mogę cię szybko nauczyć geometrii bo rozumiem ją perfekcyjnie i wtedy do was dołączymy.- Mówi Verdas. Wszyscy patrzą na szatyna a on patrzy jakby miał zapaść się pod ziemię. Dziewczyny uśmiechają się szeroko do mnie a potem reszta czeka na moją odpowiedź.
      - Noo... Okey.- Dziewczyny szczerzą się jeszcze bardziej a ja patrze na mojego korepetytora, uśmiechamy się do siebie i po chwili idziemy sami do mojego domu.
    Ptaki ćwierkają na drzewach oraz wieje przyjemny wiaterek. Patrze na mojego przyjaciela i uśmiecham się sama do siebie. Cieszę się, że mamy siebie, że jesteśmy razem.
       - O czym myślisz, że się tak uśmiechasz? O mnie mam nadzieje.- Śmiejemy się. Zgadłeś.
      - O niczym specjalnym.- Odpowiadam krótko on tylko wzdycha i po chwili zaczyna mnie gilgotać.- L..León prz...przestań...- Mówię przez śmiech.
      - Mów o czym myślisz bo nie przestanę.
      - O..O.. Niczym.- On zaczyna mnie łaskotać jeszcze mocniej. Ja latam jak głupia, wyginam się jak jakaś gimnastyczka. - Dobra! Dobra! Myślę o wczorajszej sesji!- Krzyczę a on mnie puszcza. Rusza śmiesznie brwiami. Uderzam go w ramię i znów się śmiejemy. Uwielbiam go i jego poczucie humoru!
      - Wcale nie pasujesz do tego aniołka, aniołku.- Nie jesteś logiczny Leónie. Zaczynam się śmiać. On chyba nie zauważył błędu. Patrzy się na mnie jak na idiotkę. Po chwili przestaje.
      - Pomyśl co mówisz.- I zaczynam znów się śmiać a on ze mną. Udawał oszust jeden. 

    Rozłożyłam podręczniki na łóżku. Poszłam jeszcze po zeszyt i po picie. Wszystko odłożyłam w różnych miejscach na łóżku. Podałam szklankę chłopakowi a on się uśmiechnął. Oboje otworzyliśmy książki a ja zaczęłam czytać. W jego towarzystwie nie mogę się skupić. Ciągle czuje ten jego wzrok a gdy spojrzę na niego spod byka szybko odwraca wzrok w książkę. Uśmiecham się pod nosem i czytam dalej.
      - To czego nie umiesz Violu?- Zwraca się po jakiś 10 minutach ciszy.
      - Chyba wszystkiego.- Wzdycham. Nie lubię geometrii, zwłaszcza w pierwszej liceum. Nie rozumiem fenomenu tych całych figur. Niektórym się to przyda w życiu ale właśnie niektórym.
      - Patrz, to proste.- Ta, chciałoby się.- Musisz obliczyć pole trapezu a wiemy, że długość odcinków AE i EB jest równy 5:3.- Zaczął tłumaczyć. Wsłuchiwałam się w jego głos lecz nic nie rozumiałam. Usiadł koło mnie i chwycił moją książkę oraz wskazywał na dany trapez. Wziął kartkę i pisał obliczenia na trapez, to akurat wiem. Po chwili już nie wiedziałam.- Widzisz? To nie takie trudne.- Spojrzał się na mnie a ja na niego. Nasze twarze dzieliły milimetry. Ocknęłam się i spojrzałam na kartkę. To co mogło się tu wydarzyć mogło być wielkim nieporozumieniem. Poczułam lekko jak się spiął ja tylko mruknęłam niewiarygodnie, że rozumiem. On się zaśmiał. Oraz zaczął tłumaczyć wszystko od nowa.
    Po paru minutach zrozumiałam.
      - Dziękuje!- Mówię do chłopaka i mocno się do niego przytulam. On odwzajemnia uścisk i siedzimy tak przez parę minut. Co najmniej 5. Gdy się puszczamy ja czuje jak lekko się rumienie. To jest serio lekko dziwne. On tylko mi się przygląda i lekko uśmiecha. Jego szmaragdy płoną zielonym kolorem.  Po chwili dzwoni telefon chłopaka, on zrywa się z łóżka i odbiera.
      - Tak... No będziemy za raz...- Po tych słowach zrozumiałam, że to któryś z naszych przyjaciół. Wstałam z łóżka i zaczęłam sprzątać książki, kartki, długopisy, zeszyty i inne rzeczy rozrzucone na nim. Po chwili chłopak przestaje rozmawiać przez telefon.
      - To możesz iść do tego Starbucksa no nie Violu?- Przytakuje na jego słowa i podchodzę do mojej torebki. Wykładam wszystkie książki i inne nie potrzebne rzeczy z torebki a wkładam rzeczy do wyjścia z przyjaciółmi. Wstaje z podłogi i podchodzę do chłopaka.
      - Możemy iść.- Twierdze i wychodzimy z pokoju. Schodzimy na dół a Angie się na mnie dziwnie patrzy. Ja się do niej uśmiecham i wychodzimy z domu. Właśnie, o co chodziło z tym ich spotkaniem kiedyś. - Dlaczego parę dni temu gadałeś z Angie?- Zapytałam ciekawa. On się zaśmiał.
      - Spytałem się jej czy możesz pójść ze mną na sesje, zgodziła się.
      - Wtedy był jeszcze mój...
      - Tak wiem, ale przez przypadek spotkałem twoją ciocię i powiedziałem jej że idę spytać się twojego taty. Ona zaprzeczyła, żeby do niego nie iść a ona się zgodziła.- Przerywa mi. Muszę podziękować Angie, że nie pozwoliła iść mu do tego człowieka. Cała nasza trójka miała by przechlapane. Jutro będę miała ja przechlapane jak mój tatuś będzie sprawdzał wszystkie społeczności oraz strony plotkarskie. Będę miała dosłownie przesrane. Mam nadzieje, że przeżyje.
    Dalsza droga była w kompletnej ciszy. Zastanawiałam się nad tym jaką karę będę miała za wszystko. Mój tata się zmienił. Zmienił się po śmierci mamy. Znalazł lepszą nie tylko narzeczoną  a i nowe dziecko. Tak, mam siostrę nawet nie wiem jak ma na imię. Pewnie jest tak samo jebnęta jak cała jej mamusia i tatuś. Współczuje. Dziewczynka ma już 5 lat. Szybko się tatuś nacieszył i mnie zostawił bo kobieta się przeprowadzała do lepszego miasta. Tata o mnie zapomniał i mnie zostawił. Nadal nie rozumiem jak można zostawić tak małe dziecko same. Gdyby nie Angie... Nie wiem czy bym nadal tu była.
    Wchodzimy do kawiarni i podbiegają do mnie dziewczyny cicho się śmiejąc. Ja lekko się uśmiecham i mocno je do siebie przytulam. Zaraz pojawią się pytania. Gdy León odchodzi one tylko się we mnie patrzą i szczerzą jak głupie.
      - No co?- Odpowiadam po chwili zdziwionej miny.
      - Co robiłaś z Verdasem, e?- Odzywa się pierwsza Cami. Ja się uśmiecham.
      - Uczyłam się, nic więcej!- Podkreślam ostatnie słowa. One tylko bladną. Proszę was dziewczyny, ja i Verdas nie będziemy razem nigdy. Przyjaciele na zawsze i koniec. Nie mam po pierwsze szans po drugie nie chce po trzecie nie kocham go po czwarte nie. - No co?- Powtarzam pytanie.
      - Fede nam dużo mówił o jednej rzeczy.- Gdy Lu słyszy słowa Fran lekko drga. No tak Federico. Dostała szału na jego punkcie. Nie wierze w nią. Śmieje się lecz po chwili zastanawiam się co mówił Włoch.
      - Co wam mówił?
      - A nic nie ważne.- Zaczęły mnie prowadzić do stolika. O nie tak łatwo się nie wymigają!
      - Co on wam mówił?- Staje w miejscu one wzdychają i śmieją się na moją reakcje. Kurcze serio coś ze mną jest nie tak. To wszystko zaczyna być takie głupie. Chce wiedzieć wszystko na temat Leóna, czy ze mną jest aż tak źle? To tylko przyjaźń nie oczekuje i nie czuje nic więcej.- Co on wam mówił?- Powtarzam pytanie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, rozdział nie należy do najdłuższych, 
ale postanowiłam przerwać w takim momencie.
Myślę, że trochę wątków ma a najważniejszy 
zostawiłam na później. 
Jak zwykle rozdział napisany już o wiele wcześniej. 
Muszę napisać jeszcze jeden i będę miała wszystko na zapas. 
W końcu gif z Jorge,
jest to przedostatni gif z filmu, bo już za dużo mam innych xd
Mam nadzieje, że się podoba.
(Jezu już za tydzień będę miała ferie!)
Pozdrawiam i kocham
Rosee!

Ej ty! 
Tak ty!
Może chcesz skomentować ten rozdział?
Choćby małym serduszkiem
to motywuje bardzo motywuje do pracy.
Kocham was!