"A najgorsza jest świadomość,
że mogło nam się udać"
Wysiadam z samolotu i śmieje się z przyjaciółki, wygląda strasznie śmiesznie. Wiem tylko, że coś przede mną ukrywa, ciągle do kogoś dzwoni lub piszę, a gdy już to robi odchodzi ode mnie chociaż na kilometr idzie do toalety lub jest wściekła. Czekamy na walizki, dziewczyna piszczy gdy widzi swoją a mojej nadal nie ma. Czekamy już z 10 minut na moją walizkę aż w końcu pojawiają się już nowe, razem z Lu nie wiemy co robić. Podchodzimy do obsługi i dowiadujemy się, że jutro walizkę mi powinni przywieść. Kierujemy się do taksówki, przed tym oczywiście Lu odeszła i zaczęła się drzeć do telefonu, dlaczego nie chce mi powiedzieć o co chodzi? Wsiadam do taksówki i proszę jeszcze poczekać chwilkę na przyjaciółkę. Po pięciu minutach w końcu wsiada do środka i coś piszczy pod nosem.
- Z kim gadałaś? Stało się coś?- Pytam a ona mrozi mnie wzrokiem.
- Ty się weź martw swoją walizką.- Prycha mi w twarz a ja podnoszę ręce w geście obrony. Jest wściekła, nie będę wypytywać. Może Federico się dowiedział, że wcale nie jest w ciąży i jej teraz dramatyzuje. Odwracam wzrok i patrzę przez okno na przebijające się słońce przez chmury. Wyciągam z torebki list od Victorii Secret i trę kciukiem o papier, pojęłam decyzję i nikt oraz nic nie może jej zmienić. Nie chce nic mówić Lu, że mimo wszystko z tego rezygnuje, obiecałam jej że poważnie nad tym pomyślę i jestem pewna mojego wyboru co do modelingu. Nie interesuje mnie to już, nie chce robić czegoś na siłę lub czegoś co mnie dołuje. Nie mam ochoty, czasu ani chęci. Trudno, na razie muszę zająć się nauką którą bardzo zaniedbałam i w tym momencie jeszcze plączę w to przyjaciółkę, która opuści parę dni w szkole. Nie będzie to strasznie dużo dni, bo gdy tylko zrezygnuje wrócimy do domu.
Po paru minutach jesteśmy już pod hotelem, w którym byłam z nim. Powinnam już dawno zapomnieć; tak jak mi kazał, ale ja po prostu nie umiem zapomnieć. Zawsze o nim myślałam i zawsze myśleć będę, czuje się jak jakaś słaba lalka na raz. Zostałam kupiona tylko po to, żeby rzucono mnie w kąt. Czuje się podobnie jak wyżuta guma owocowa, która straciła smak. Czy serio jestem tak ułomna czy to jakiś sen. Skoro był dla mnie dobry to teraz się mści przez co będę miała kłopoty. Sama nie wiem czy mam się bać. Gdy tylko o tym myślę czuje dziwne ukucie w sercu, jest takie jak doczepianie igiełki do poduszki w której się je trzyma, z każdą kolejną igłą ukucie staje się coraz bardziej bolesne a czas wcale nie leczy ran, wiem że to dopiero parę dni po całym "zapomnij o mnie" lecz boli mnie to, że tak bardzo się oddaliliśmy. Z każdym dniem zastanawiam się gdzie popełniłam błąd, przecież zawsze próbowałam być dla niego... Kimś... Kogo mógłby pokochać. Dziś sama nie wiem czy darze do niego uczucie przyjaźni. Owszem czuje wielką nienawiść, ale jednak ... miłość (?) czy ja mogę czuć coś bardziej niż przyjaźń do niego? Jednak wiem, że w tym momencie moje szanse na bycie z nim szczęśliwą jest 1% na nieskończoność. Niby jest jeden procent nadziei, ale czy jednak będzie pragną bym "przypomnij se o mnie"? Nie wiem, teraz muszę zaopiekować się sercem by wyleczyło rany pozostawione po Leónie, muszę przestać myśleć o nim, muszę zająć się czymś innym.
Rzucam torebką w kąt i kładę się na łóżku. Już jutro wszystko będzie załatwione. Lu oczywiście znów poszła z kimś pogadać a ja znów zostałam sama w wielkim widokiem na miasto. Wstałam z łóżka i podeszłam do wielkiego okna. Dotknęłam szkło opuszkami i spojrzałam na śpieszących się gdzieś ludzi, rozmawiających ze sobą psów, których z tego piętra nie słychać. Świat wydaje się taki prosty, jednak zawsze po pewnym czasie jest najtrudniejszą przeszkodą. Życie jednak to coś co nas po części zabija, z każdym dniem stajemy się bliżsi śmierci oraz po dwóch dniach śmiechu tydzień jest smutku, czy świat polega tylko na cierpieniu, płaceniu za szczęście?
Do pokoju wchodzi Lu i piszczy z zachwytu. Czasem żałuje, że nie jest w ciąży, zapewnię by teraz nie skakała na łóżku i krzyczała jaki to mamy zajebisty pokój. Patrze na nią trochę dziwnym wzrokiem, nic mi nie mówi cały dzień, ukrywa coś a gdy jest wściekła po chwili tryska radością; czy przed chwilą mówiłam o czymś takim? Za dwie minuty ktoś zadzwoni i wróci zapłakana, będzie tak przez godzinę bo musi odrobić pięć minut szczęścia, czy to serio nie jest żałosne? Dlaczego tak skonstruowany jest świat? Po chwili z jej telefonu wydobywa się dzwięk SMS'a a ja szybko podbiegam do jej telefonu, niestety nie zdążam przeczytać treści, bo blondynka wyrywa mi aparat z ręki. Lecz nie wiem czy dobrze, zauważyłam czy w nazwie był León? Dlaczego z nim pisze?
- Piszesz z Leónem?- Pytam gdy ta wygląda na dość zadowoloną; może pomyliłam się z tym smutkiem, chodź może w niektórych przypadkach jest inaczej?
- Chyba cię coś pogięło, przecież to dupek.- Mówi a ja podnoszę jedną brew do góry, może faktycznie się przewidziałam. Usiadłam na łóżku a przyjaciółka wzięła swoją torebkę. Znów spojrzałam na nią pytająco.
- Idziesz gdzieś?
- Na spotkanie z... kolegą?- Mówi. A ja kolejny raz podnoszę brew, ona kłamie!- Nie twój interes.- Albo ma okres. Trzaska za sobą drzwiami a ja opadam na poduszkę. Proszę niech ktoś mnie zbawi, chociaż mi pomoże.
Rzucam torebką w kąt i kładę się na łóżku. Już jutro wszystko będzie załatwione. Lu oczywiście znów poszła z kimś pogadać a ja znów zostałam sama w wielkim widokiem na miasto. Wstałam z łóżka i podeszłam do wielkiego okna. Dotknęłam szkło opuszkami i spojrzałam na śpieszących się gdzieś ludzi, rozmawiających ze sobą psów, których z tego piętra nie słychać. Świat wydaje się taki prosty, jednak zawsze po pewnym czasie jest najtrudniejszą przeszkodą. Życie jednak to coś co nas po części zabija, z każdym dniem stajemy się bliżsi śmierci oraz po dwóch dniach śmiechu tydzień jest smutku, czy świat polega tylko na cierpieniu, płaceniu za szczęście?
Do pokoju wchodzi Lu i piszczy z zachwytu. Czasem żałuje, że nie jest w ciąży, zapewnię by teraz nie skakała na łóżku i krzyczała jaki to mamy zajebisty pokój. Patrze na nią trochę dziwnym wzrokiem, nic mi nie mówi cały dzień, ukrywa coś a gdy jest wściekła po chwili tryska radością; czy przed chwilą mówiłam o czymś takim? Za dwie minuty ktoś zadzwoni i wróci zapłakana, będzie tak przez godzinę bo musi odrobić pięć minut szczęścia, czy to serio nie jest żałosne? Dlaczego tak skonstruowany jest świat? Po chwili z jej telefonu wydobywa się dzwięk SMS'a a ja szybko podbiegam do jej telefonu, niestety nie zdążam przeczytać treści, bo blondynka wyrywa mi aparat z ręki. Lecz nie wiem czy dobrze, zauważyłam czy w nazwie był León? Dlaczego z nim pisze?
- Piszesz z Leónem?- Pytam gdy ta wygląda na dość zadowoloną; może pomyliłam się z tym smutkiem, chodź może w niektórych przypadkach jest inaczej?
- Chyba cię coś pogięło, przecież to dupek.- Mówi a ja podnoszę jedną brew do góry, może faktycznie się przewidziałam. Usiadłam na łóżku a przyjaciółka wzięła swoją torebkę. Znów spojrzałam na nią pytająco.
- Idziesz gdzieś?
- Na spotkanie z... kolegą?- Mówi. A ja kolejny raz podnoszę brew, ona kłamie!- Nie twój interes.- Albo ma okres. Trzaska za sobą drzwiami a ja opadam na poduszkę. Proszę niech ktoś mnie zbawi, chociaż mi pomoże.
~*~
Cicho przechodzę do drzwi naszego pokoju i naciskam na klamkę. Nie chce obudzić Luśki, muszę szybko załatwić sprawę z agencją niż ona się dowie. Gdy tylko zamykam drzwi biegnę do windy i naciskam przycisk na sam dół. Wzdycham zadowolenia. Jestem już praktycznie nie zagrożona, muszę odzyskać jeszcze moją walizkę i możemy wracać z tego wstrętnego miasta; nie że mi się nie podoba, bo jest ... mega, jednak jest coś co mnie męczy- León. Odpowiedź na wszystkie moje zmartwienia- León.
Po drodze wchodzę jeszcze do Starbucksa i kupuje hibiskusa z ciastkiem, no co? Nie jadłam śniadania a jest 12, Lu długo śpi. Szybko zjadam oraz wypijam posiłek i wychodzę, szybko poszło nic mnie nie zatrzymuje. Przed samą agencją uśmiecham się szeroko do siebie, idę szybszym krokiem gdy naglę wpadam na kogoś. Czuje, że lecę na ziemię więc zamykam szybko oczy, oczywiście tak jak przy naszym "pierwszym" spotkaniu z Leónem, zostałam złapana; znów pakuje się w tarapaty. Gdy otwieram oczy widzę znajomą mi twarz, nie chce w to wierzyć więc przecieram oczy i nadal go widzę. Chłopak stawia mnie na nogi a ja kolejny raz przecieram oczy, to nie może być prawda! Co on tu robi, chce dalej wmawiać mi jaka to ja zła i że muszę o nim zapomnieć. Przecież taki był plan.
- Nie chce z tobą rozmawiać, jeżeli mam zapomnieć to zejdź mi z drogi.- Próbuje go wyminąć co mi nie wychodzi, łapie za moje ramie co pozostawia mnie w osłupieniu. Serio, nie mam ochoty z nim rozmawiać. Dopiero teraz dotarło mnie kto był tajemniczym rozmówcą Lu; okłamała mnie!
- Jeżeli to przeze mnie chcesz zrezygnować z kariery to proszę nie rób tego.- Zaczynam się śmiać. Palant, myśli że to przez niego. Nie obchodzi mnie moda! Nie interesuje mnie to już!
- Jak ty nie masz z tym nic wspólnego, mogę już iść?- Znów próbuje to zrobić, co zrobię że chłopak jest ode mnie o 100 razy silniejszy. Jest po prostu za bardzo wysportowany, co go tak... Stop, proszę miałam zapomnieć. Tym razem on prycha.
- To w takim razie jaki jest powód twojej rezygnacji, Violetta to nie jest mądra decyzja.- Łapie nie za ramiona.
- W ogóle za kogo ty się masz!- Krzyczę mu w twarz.- Najpierw pragniesz, żebym o tobie zapomniała a potem mnie śledzisz? Właśnie, ja już zapomniałam to teraz ty zapomnij!- Czuje jak do moich oczu nalewa się stado kropli. Chłopak to widzi i szybko mnie do siebie przyciska przez co muszę się do niego przytulić, w sumie dobrze mi tu; jednak wygoniono mnie stąd.
- Violetta, przepraszam. Wszystko ci wytłumaczę, jednak to nie rozmowa na teraz. Proszę nie rezygnuj.- Odrywamy się od siebie a ja wycieram łzy, ruszam głową na nie.
- León, podjęłam już decyzję, nie interesuje mnie to. Proszę daj mi żyć tak jak chce.- Chłopak ma tak zmartwione oczy co mnie coraz bardziej martwi i zostawia w kropce. Laska aka Anna by na niego już dawno wskoczyła, mądra dziewczyna by nie wybaczyła, a ja? Ja jestem pomiędzy nie wiem czy mu ufam czy nie i to jest najgorsze.
- Violetta posłuchaj, spotkaj się ze mną jutro. Wszystko ci wyjaśnię a teraz powiedź mi prawdę czy to ja jestem powodem rezygnacji, proszę powiedź mi.- Łapie za moje ręce a ja czuje przyjemne mrowienie w ręku, to jest takie przyjemne.- Napiszę do ciebie. Błagam zastanów się.- Mówi a ja przymykam oczy, postanowiłam, chce odejść nic nie zmienię.
- Po części jesteś, jednak bardziej jest to powód tego, że nie interesuje mnie to. Nie chce robić czegoś na siłę.- Odpowiadam godnie z prawdą.- Dobrze, ale ja już podjęłam decyzję serio León, nie trzymaj mnie.- Mówię i całuje go w policzek, to impuls to było większe ode mnie. Ominęłam go zwinnie i ruszyłam ku środku agencji. To koniec mojej kariery, która nawet nie miała okazji się zacząć.
Weszłam do pomieszczenia i promienne uśmiechy od razu zalały moją twarz. Podeszłam do recepcji szybko odpowiedziano gdzie mam iść, tak bardzo tego pragnęłam dziś jestem pewna, że to nie ma dla mnie przyszłości. Zapukałam do drzwi kobiety, która tak bardzo chciała, żebym tu była. Gdy tylko mnie zobaczyła mocno mnie uściskała.
- To jak zaczynamy? Już jutro możesz mieć sesję, co ty na to?- Mówi a ja uśmiecham się sztucznie, chyba to zauważyła.- Co się stało?- Pyta, kobieta mimo wszystkiego stała mi się dość bliska. Często z nią rozmawiałam, chodź było to coś w stylu czy dobrze i jak tam.
- Odmawiam współpracy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział jak zawsze... krótki.
Wiem, zawsze wam to mówię, ale co zrobię tyle ile chce to mieszczę jakość w małej ilości słów.
Może muszę bardziej nad uczuciami popracować. xd
Możecie mnie zabić za V, która tak przeżywa w tym rozdziale xd
A co do komentarzy to już nie będę was do niczego zmuszać...
A co do komentarzy to już nie będę was do niczego zmuszać...
Kocham was, Rosee.
(Proszę skomentuj ten rozdział jak czytasz nawet kropką
to bardzo mnie motywuje oraz uświadamia, że ktoś to czyta)
to bardzo mnie motywuje oraz uświadamia, że ktoś to czyta)
Kolejny rozdział?
26 komentarzy.